sobota, 16 czerwca 2018

Rozdział 3

Podjąłem decyzję, by podzielić rozdziały opowieści na kilka typów.
Część może pojawić się tylko na fanfiction,
choć tam trochę inaczej będzie to wyglądać.

1. Normalna - np. Rozdział 1 - Główna historia: Naruto i parostwo.
2. Dodatkowa - np. Rozdział 1.5 - Krótkie dodatki: dodatkowe postacie/wydarzenia.
3. Omake - np. Omake 1.1 - Dodatkowe historie: przeszłość i poboczne postacie.
4. LEMON - np Rozdział 1.L - Sceny łóżkowe, a.k.a. sceny seksu.

Rozdział 3

"Więzi życia"

***

23 kwietnia, piątek - wieczór.
Posiadłość Uzumaki na Hokkaido.

Na łóżku w ciemnym pokoju leżała dziesięcioletnia brązowowłosa dziewczynka, przytulając do siebie dużego pluszowego misia. Na podłodze natomiast znajdowało się kilka innych zabawek i przytulanek, ustawionych w różnych kątach. Zapewne nie sprzątała ich przed snem, chcąc kontynuować zabawę z samego rana. Jednakże pomimo późnej pory i wciąż panującej na zewnątrz ciemności dziewczynka właśnie przecierała swoje oczy, budząc się ze snu.
- Mhm... Khe, khe... Co...? Co to za zapach? - wyszeptała cichutko, zasłaniając nos rękawem piżamy.
Niepewnie wstała z posłania i wciąż trzymając misia, podeszła do drzwi prowadzących na korytarz. Gdy jednak tylko je otworzyła, poczuła ogromne ciepło oraz zapach spalenizny, które szybko zaczęły przenikać do pokoju. Z przerażeniem na twarzy spostrzegła, iż część ścian pochłaniały języki płomieni i natychmiast panicznie odskoczyła w tył.
- Ma... Mamusiu!? Tatusiu!? Gdzie jesteście!? - krzyknęła z łzami w oczach, kurczowo przytulając do siebie puszystą zabawkę.
Na jej wołania odpowiedział jedynie trzask ognia trawiącego dom. Nie wiedząc co innego zrobić kontynuowała wołanie.
- Tatusiu! Gdzie...
Niespodziewanie budynkiem wstrząsnął głuchy wybuch. Brązowowłosa momentalnie skuliła się ze strachu, przytulając z całych sił trzymanego pluszaka i zanosząc się rzewnym płaczem. Nagle jednak trzask płomieni przebiły odgłosy głośnych kroków.
Dziewczynka bez chwili namysłu spojrzała w stronę z której dochodził tupot. Po schodach biegł brązowowłosy mężczyzna, a gdy tylko ją spostrzegł, skierował się do niej i zatrzymał obok. Dziecko momentalnie wtuliło się w jego nogi, chcąc choć trochę uspokoić swoje drżące ze strachu ciało.
On bez chwili namysłu delikatnie ją objął i przytulił, lecz po króciutkiej chwili, zaledwie sekundzie drgnął, jakby coś dostrzegając.
- Szlag... - syknął pod nosem, podnosząc dziewczynkę, która niemal odruchowo owinęła ręce wokół jego szyi, a gdy tylko to zrobiła, natychmiast ruszył korytarzem na tylną część domu.
- Tato? - zapytała niepewnie, wyczuwając dłońmi wilgotne plamy na jego koszuli.
Nie otrzymując żadnej odpowiedzi wyjrzała za ramię ojca. Jej piwne oczy momentalnie rozszerzyły się w szoku. Koszula była praktycznie przesiąknięta szkarłatną cieczą, wciąż wypływającą z jego pleców.
Już chciała ponowić zadane ojcu pytanie, lecz jej uwaga została nagle przykuta przez inną rzecz.
Czy raczej kogoś.
Po drugiej stronie korytarza pojawił się zakapturzony mężczyzna w czarnej szacie. Rozejrzał się po piętrze, a gdy tylko dostrzegł mężczyznę z córką, ruszył biegiem w ich stronę, co nie umknęło uwadze brązowowłosego. Momentalnie przyspieszył i skręcił w jedną z dwóch odnóg korytarza. Po zaledwie sekundach biegu dotarł jednak do końca drogi: ślepego zaułka z prostym oknem na podwórko domostwa. Nieznajomy natomiast odciął im drogę odwrotu i powoli się zbliżał.
Brązowowłosy zacisnął zęby, po czym uniósł dziewczynkę przed siebie, stając plecami do agresora.
- Posłuchaj mnie... Cokolwiek się stanie, musisz mi coś obiecać. Rozumiesz!? - zapytał cichym, ale desperackim głosem, wsuwając córce do kieszeni małą kartkę z czymś, co przypominało magiczny okrąg z dziwnym symbolem wewnątrz.
- Tatusiu?
- Obiecaj mi... Że znajdziesz sobie wspaniałych przyjaciół... A jeśli kiedyś zaczniesz się interesować chłopcami, to upewnij się, że znajdziesz dla siebie kogoś miłego i odpowiedzialnego... Kogoś, kto cię pocieszy, jeśli będzie ci się chciało płakać... Kogoś, kto nawet jeśli będzie się interesował dziewczynami, będzie przyzwoitym i uczciwym człowiekiem... - kontynuował z łzami w oczach. - Obiecaj mi to!
- Obiecuję... ale...
Zakapturzony nie miał jednak zamiaru czekać, aż ojciec pożegna się z córką i rozłożył szeroko ręce. Pod jego stopami natychmiast pojawił się błyszczący purpurowy okrąg, z którego zaczęła wydobywać się czarna energia, swoim zachowaniem przypominająca jednocześnie ogień i wodę. Powoli skumulowała się przed nim, formując kulę, a gdy tylko formuła zaklęcia została zakończona, cisnął powstałym pociskiem w stronę dwójki.
- Proszę... Uciekaj i żyj! - wyszeptał rozpaczliwie, widząc nadlatujący atak
Szybko przytulił dziewczynkę po raz ostatni, a następnie z impetem wrzucił ją przez okno. Dźwięk wybijanego szkła został przytłumiony przez szum czarnej eksplozji, która zaczęła pochłaniać mężczyznę.
- Żyj... Murayama... - poprosił po raz ostatni.
Dziewczynka spadając do krzaków poniżej, z załzawionymi oczami wyciągnęła jedynie ręce w stronę swojego taty i otworzyła szeroko usta.
- TATO!!! - krzyknęła Murayama, zrywając się z łóżka. Łzy spływały po jej policzkach, mieszając się z kroplami potu. - Dlaczego...? Od lat nie miałam tego koszmaru... Więc czemu...? - wyszeptała, delikatnie przecierając twarz.
Nagle jednak zesztywniała w szoku. Przed oczyma stanął jej niedawny widok: przerażający stwór upajający się ludzką krwią i mięsem. W niedowierzaniu zasłoniła dłonią usta, jakby próbując stłumić płacz, lecz wtem przypomniała sobie jeszcze jeden element niedawnej tragedii.
Natychmiast rozejrzała się dookoła w akcie desperacji. Dopiero teraz spostrzegła gdzie się znajduje: w skromnym, lecz jednocześnie dużym pokoju o ścianach ozdobionych drewnem. Po krótkich oględzinach jej wzrok został przyciągnięty przez poszukiwany element, czy może raczej osobę.
W pobliżu jej łóżka znajdowało się drugie, identyczne, a na nim, przykryta bawełnianą kołdrą, leżała nastolatka o różowych włosach. Ueda, jakby w transie, powoli osunęła nogi z posłania na podłogę i zrobiła pierwszy krok w stronę przyjaciółki. I w tym samym momencie niemal pisnęła z bólu, który momentalnie przeszył całe jej ciało.
Z nieukrywanym szokiem, zagryzając dolną wargę, brązowowłosa spojrzała na siebie. Mimo odczuwanego dyskomfortu na jej policzkach pojawił się nikły rumieniec wstydu. Nie miała bowiem na sobie żadnych ubrań. Jedynym co okrywało jej nagie ciało, były szczelnie owinięte bandaże, usztywnione od nieznanej jej zaschniętej cieczy czy mazi.
Jednakże ignorując odczuwany ból, powoli zbliżyła się do łoża przyjaciółki. Z trudnością przyklęknęła obok niego, a następnie z nadzieją złapała Shimizu za rękę. Czując puls dziewczyny Ueda ledwo słyszalnie odetchnęła z ulgą. Jej twarz momentalnie przyozdobił niepewny uśmiech, będący istną mieszaniną bólu i szczęścia.
- Mu... Murayama? - wyszeptała nagle Shimizu.
- Katase! - jęknęła łamliwym głosem brązowowłosa, spoglądając na twarz przyjaciółki. - Całe szczęście... Całe szczęście... - dodała, chowając zapłakaną twarz w miękkiej pościeli.
- Co... Co się stało? - zapytała zmieszana, siadając. - Ostatnie co pamiętam... - przerwała nagle, przypominając sobie wydarzenia w opuszczonej budowli. Jej szeroko otwarte oczy szybko wypełniły się łzami, a oddech stał się znacznie cięższy. - Nie... To nie może... Nie mogło się... - jęknęła w szoku, starając się złapać oddech.
- Katase... - Ueda nie wiedziała jak odpowiedzieć.
- To... To tylko koszmar... Chory sen, prawda? - zapytała łamliwym głosem, spoglądając błagalnie i ze złudną nadzieją na przyjaciółkę - Prawda, Murayama?!
Brązowowłosa nie odpowiedziała. Nie potrafiła. Zamiast tego zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Tą samą, którą Shimizu zrobiła siedem lat temu.
Przytuliła przyjaciółkę, pozwalając się jej wypłakać na swoim ramieniu.
Różowo włosa zastygła w szoku, jednak już po chwili odwzajemniła uścisk i dała upust swojemu cierpieniu.
- Uaaaaaaaaa!!!
Ueda jedynie siedziała w bezruchu, przesuwając pocieszająco dłonią po plecach Shimizu. Starała się znaleźć w sobie siłę, lecz choć z całych sił tłumiła emocje, również roniła łzy.
Dziewczyny pozostały w swoich objęciach przez kolejne minuty. Kiedy w końcu się od siebie odsunęły, płacz Katase kompletnie ucichł. Jedynym pozostałym po nim śladem były zaczerwienione oczy i wciąż spływające po policzkach łzy. Szybko otarła twarz, a następnie opuściła wzrok, z zaskoczeniem spostrzegając bawełnianą pościel.
- Gdzie my... - zaczęła cicho, spoglądając na Murayamę. Ta jednak jedynie pokiwała głową na boki, dając do zrozumienia iż sama nie ma pojęcia co to za miejsce. - A... Co z tym... Czymś? - zapytała.
- Nie wiem. - odparła brązowowłosa. Po krótkiej chwili niezręcznej ciszy ponownie zwróciła się do przyjaciółki. - Dasz radę wstać?
- Chyba tak... - wyszeptała, zsuwając z siebie pościel.
Podobnie jak Ueda, była kompletnie naga, a za jedyną ochronę miała otulające ją bandaże. Była jednak zbyt podłamana by zwracać na to uwagę. Powoli i niepewnie postawiła pierwszy krok.
- Au!
- Uważaj!
- N-nic mi nie będzie... - odszepnęła, podpierając się o rękę przyjaciółki. - Gdzie nasze ubrania?
- Emm... Chyba... Tutaj! - Murayama wskazała stojącą przy przeciwległej ścianie półkę, na której znajdowały się dwie sterty starannie złożonych mundurków oraz bielizny.
Przyjaciółki powoli podeszły do regału, a upewniwszy się, że odzież należy do nich, zaczęły się ubierać. Zrezygnowały jednak z zakładania bielizny, z powodu wciąż odczuwanego na całym ciele bólu.
- Myślisz... że tym potworem zajęła się policja? Albo Siły Samoobrony? - zapytała Katase, zapinając bluzkę.
- I zamiast do szpitala przewieźli nas do przytulnego pokoju? Wątpię. - odparła brązowowłosa. - Poza tym nie sądzę, żeby czymś takim zajmowały się zwykłe służby porządkowe...
- Więc kto?
- Nie wiem... Jakieś tajne organizacje albo...
- O... Już się obudziłyście?
Przemyślenia Uedy przerwała młoda dziewczyna, która stanęła w drzwiach. Przyjaciółki odruchowo zasłoniły rękoma intymne obszary, spoglądając w stronę intruza.
Była to śliczna blondynka o błękitnych oczach, ubrana w czarno-biały strój francuskiej pokojówki z krótką spódnicą, ciemne pończochy i pantofelki na niskich obcasach.
- K-kim...
- Zaczekam na zewnątrz. - stwierdziła i dostrzegłszy odruch pół nagich dziewczyn, wycofała się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Murayama i Katase rzuciły sobie niepewne spojrzenia, jednak nie mając żadnych alternatyw, ubrały pozostałe części mundurka, wychodząc z pomieszczenia. Blond włosa pokojówka cierpliwie czekała, oparta o ścianę naprzeciwko odrzwi, a gdy tylko zauważyła przyjaciółki, machnęła dłonią, wskazując, aby udały się za nią. Potulnie wykonały polecenie, w milczeniu ruszając korytarzem. Jednak panująca cisza na dłuższą metę okazała się nie do zniesienia.
- Em... Przepraszam? - zagadnęła nagle Katase. Pokojówka spojrzała na różowowłosą przez ramię. - To... To ty nas uratowałaś z tamtego budynku?
- Nie. - odparła krótko, spoglądając przed siebie. Shimizu od razu zamilkła, nie licząc na bardziej rozbudowaną odpowiedź. - Uratowały was Hanabi i Saya.
- S-Saya-senpai?! - szepnęła zaskoczona Murayama.
Pierwsze imię nie powiedziało jej wiele, ale wspomnienie starszej przyjaciółki natychmiast wywołało reakcję, zarówno u niej, jak i u Katase.
- Mhm... Pierwszy raz widziałam ją tak poruszoną... - zauważyła błękitnooka. - Jesteście dla niej ważne.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytała niepewnie brązowowłosa.
- Hmm? A wy tak nie uważacie?
- Chcielibyśmy, ale... Znamy ją jedynie z zajęć klubowych. - zauważyła niechętnie Katase. - Jest utalentowana i piękna, tylko że...
- Tak naprawdę nic o niej nie wiecie, tak? - pokojówka dokończyła za dziewczynę, otrzymując w odpowiedzi jedynie szybkie skinienie głową. Na jej ustach zawitał lekki uśmiech. - Heh, cała Saya... Może na taką nie wygląda, ale bardzo szybko zżywa się z innymi. Jest co prawda zamknięta w sobie, ale prędzej czy później otworzy się przed wami. Gwarantuję to! - dodała ze szczerym uśmiechem.
- Rozumiem... Dziękujemy, em... - odparła w imieniu obydwu różowo włosa, nie mając jednak pojęcia jak zwrócić się do pokojówki.
- Yumi. Nie ma za co... A teraz... - zaczęła, zatrzymując się przed podwójnymi drzwiami z ciemnego drewna. Powoli uniosła dłoń, dając dziewczynom sygnał aby przez chwilę się nie odzywały, po czym zastukała kilkakrotnie w zdobioną drewnianą powierzchnię. - Naruto-sama! Murayama-san i Katase-san się obudziły!
"Naruto-sama?" - pomyślały, zaskoczone głębokim szacunkiem w słowach Yumi.
- Wejdźcie! - nakazał spokojny, męski głos z wnętrza.
Pokojówka nie czekając dłużej otworzyła wejście, po czym odsunęła się i z delikatnym ukłonem wskazała przyjaciółkom, aby weszły. Obydwie powoli minęły dziewczynę i znalazły się w niedużej sali z ogromnym oknem, pod którym stało zawalone dokumentami biurko z monitorem, a na samym jej środku - podłużny stół ze skórzanymi sofami dookoła.
Chłopak o blond włosach i błękitnych oczach, mający na każdym policzku trzy blizny, przypominające lisie wąsy, siedział za blatem biurka.
Obok niego stała piękna kobieta o długich czarnych włosach spiętych orientalnie ozdobioną opaską, w odsłaniającym sporo ciała czarno-czerwonym kimonie.
Na sofach, nieopodal siebie, zasiadały dwie kolejne dziewczyny.
Pierwsza: uczennica w okularach i mundurku Kuoh, o długich czarnych włosach spiętych w dwa kuce, siedziała pochylona w zamyśleniu, z dłońmi złożonymi na kolanach.
Druga: nastolatka w pomarańczowym kimonie, o długich brązowych włosach spiętych w połowie, siedziała odchylona, niemal leżąc na oparciu z szeroko rozłożonymi ramionami i zamkniętymi oczami, głęboko oddychając.
Blond włosa służka szybko wkroczyła za duetem do sali, zamykając za sobą odrzwia. Ciche, ledwo słyszalne trzaśnięcie wyrwało z letargu ponurą czarnowłosą, która, gdy tylko dostrzegła obie dziewczyny, wyraźnie się ożywiła.
- Murayama, Katase! - Kisaragi zawołała z ulgą w głosie, zrywając się z sofy. - Całe szczęście... Bałam się że wasze rany są poważniejsze.
- Saya-senpai...
- Fakt, że wyszłyście z tego jedynie ze złamaniami i poparzeniami jest cholernym cudem. - przerwał nagle błękitnooki, kierując swe słowa do przyjaciółek. - Rzadko kto uchodzi z życiem z takiego spotkania...
Ueda i Shimizu słysząc te słowa jedynie opuściły wzrok, zagryzając wargi. Blondyn natychmiast ugryzł się w język.
- Wybaczcie... Naruto czasami brak ogłady. - milcząca dotąd, wyraźnie najstarsza z całego grona czarnowłosa przeprosiła za błękitnookiego. - Kto jak kto, ale wy wiecie najlepiej ile szczęścia miałyście...
- Tak... - szepnęła Shimizu. Jej głos był łamliwy, przypominając szloch.
Widząc stan różowowłosej Ueda zdecydowała się mówić, także w jej imieniu.
- Zdajemy sobie z tego sprawę... ale... nie musicie nas przepraszać... - stwierdziła cicho, drżącym głosem. - Nie macie za co...
- Rozumiem... - westchnęła ciężko, rzucając przelotne spojrzenie blondynowi.
Ten jedynie delikatnie kiwnął jej głową i wstał, ponownie spoglądając na licealistki.
- Nie mieliśmy jeszcze okazji by się poznać. Nazywam się Uzumaki Naruto i jestem właścicielem tej oto posiadłości. - oznajmił, wskazując otwartą dłonią na znajdującą się z tyłu czarnowłosą. - Stojąca za mną kobieta ma na imię Kuroka. Hanabi to ta, która przysypia na kanapie. Yumi zapewne już poznałyście, a Sayi raczej przedstawiać wam nie muszę.
Przedstawiając dziewczyny, poruszał płynnie dłonią, wskazując każdą z nich z osobna. Gdy skończył, usiadł ponownie za biurkiem, wskazując uczennicom, by uczyniły podobnie. W odpowiedzi kiwnęły zgodnie głowami, usadawiając się na kanapie skierowanej w stronę okna, nieopodal Sayi.
- Jestem pewien że macie sporo pytań... Postaramy się wam na nie odpowiedzieć.
Murayama ponownie kiwnęła głową. Było wiele spraw o które chciała zapytać, ale w tej chwili nurtowała ją szczególnie jedna, kierowana instynktem własnego bezpieczeństwa.
- Naruto-san... Gdzie my jesteśmy?
- Na Hokkaido. W pobliżu południowego-wschodniego wybrzeża wyspy. - odparł, spoglądając w stronę Kisaragi. - Saya was tutaj sprowadziła.
- Hokkaido? Ile... Ile czasu minęło? - zapytała niepewnie.
- Jest prawie 20:10... To będzie... około trzech godzin. - wtrąciła Kuroka.
Ueda zastygła w szoku.
- Przecież... To niemożliwe... - oznajmiła. - Nawet pociągiem... droga z Kuoh zajęłaby ponad dziesięć godzin!
- Prawda... Pociągiem lub samochodem. - błękitnooki potwierdził wymijająco.
"Lot samolotem faktycznie pozwoliłby pokonać tę drogę w mniej niż dwie godziny, ale..." - zaczęła swe rozmyślenia, lecz sposób dotarcia na Hokkaido zdawał się jej nieistotny.
Przynajmniej w porównaniu z drugą rzeczą, która zaprzątała jej myśli.
- Czym była ta bestia, która nas zaatakowała? - zapytała po chwili.
Odpowiedź jednak była inna, od tych, które spodziewała się otrzymać.
- Murayama-san... Katase-san... Co wyznajecie? - zapytał krótko.
- Huh?
- Chrześcijaństwo? Islam? Buddyzm? Shintoizm? - kontynuował, spoglądając w sufit. - A może nie wyznajecie niczego?
- J-ja jestem buddystką... - zaczęła niepewnie Shimizu, wyrwana z letargu. - A Murayama...
- Ateistką. - dokończyła szybko za przyjaciółkę. - Kiedyś wyznawałam Shinto, ale... kiedyś po prostu przestałam się modlić.
- To niedobrze. Wiara ma wielką moc!
- Naruto-san! Jaki sens ma poruszanie takich tematów?! - odparła impulsywnie Ueda. Tok rozmowy wyraźnie zaczynał ją irytować. - Mity to tylko...
Murayama zamilkła, zastygając w szoku wraz z Katase. Powodem była stojąca obok Naruto czarnowłosa piękność. A raczej pewne dostrzegalne w jej aparencji anomalie.
Nie chodziło o ogromne cycki i różowiutkie sutki, przebijające się przez napiętą tkaninę.
Wcale!
Spod czarnych włosów Kuroki wystawała para kocich uszu, a spod kimona rozdwojony ogon.
Duet przez dłuższą chwilę przyglądał się kobiecie z nieukrywanym szokiem, nie potrafiąc wydusić z siebie nawet jednego słowa. Widząc i czując na sobie ich spojrzenia, kocica jedynie skrzyżowała ręce pod biustem z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Mity to tylko mity, czyż nie? - dokończyła, przekrzywiając lekko głowę. - Nya~!
- "Legenda zawsze skrywa w sobie ziarno prawdy." To powiedzenie niesie za sobą więcej, niż niektórzy przypuszczają. - stwierdził Uzumaki, cytując frazę. - Mity, legendy i ludowe podania opisują wiele bajecznych i przerażających istot... Religie natomiast skupiają się wokół bóstw lub świętych istot, przyświecających im ideologii i praw, oraz ostrzegają przed złymi bogami i duchami, demonami czy diabłami. - wyjaśnił. - Bóstwa i potwory... Anioły i demony... Smoki, youkai, duchy... One oraz wiele innych istot żyje blisko ludzi, którzy stanowią dla nich źródło mocy i bogactw. My... również nie jesteśmy ludźmi.
Naruto zakończył swoje zwięzłe przemówienie równie krótkim wyznaniem. Przyjaciółki spojrzały po sobie, Ueda wyraźnie starając się zanegować usłyszane fakty, Shimizu chcąc dowiedzieć się więcej.
- Więc... Czym jesteście? I czym była... - Katase wzięła krótki wdech, aby uspokoić drżący od negatywnych emocji głos. - Czym była ta istota, która zabiła naszego ojca?
- Jesteśmy... diabłami. - Naruto uniósł prawą dłoń, nagłym gestem nakazując coś towarzyszkom. Każda, poczynając od Kuroki, rozwinęła z impetem diabelskie skrzydła, przypominające te od nietoperzy. - Viser, kobieta która was zaatakowała, również należy do mojego gatunku.
- Jesteś... Jesteś diabłem? - Naruto kiwnął potwierdzająco. - Więc... dlaczego nam...?
- Pierdolenie... - brązowowłosa przerwała syknięciem przyjaciółce.
Grzywka przysłaniała jej oczy, rzucając cień na całą twarz.
- Eh? M-Murayama?
- Nie uwierzę... Diabły nie istnieją. Tak jak bogowie i youkai. Nie istnieją! - ryknęła, impulsywnie machnąwszy ręką.
Zamarła jednak równie szybko, z oczami rozwartymi szeroko w nieopisanym szoku. Z pleców Naruto wydobywały się bowiem dwie smugi płomieni. Błękitnych płomieni.
- Nie... Niemożliwe...
- Więc jednak pamiętasz... Murayama. - zauważył, pomijając sufiks przy wypowiadaniu jej imienia. - Tamten dzień...
- TATO!!!
Krzyk dziewczynki poniósł się po pustej ulicy. Przerwały go odgłosy łamanych gałęzi dużego krzewu, na który spadła, przemieszane z pisknięciami bólu.
Płakała. Gałęzie rozdarły jej różową piżamę i rozerwały skórę na plecach. Krew, choć w niedużych ilościach, zabarwiła roztargane w wielu miejscach ubranie. Ból fizyczny nie był jednak aż tak dokuczliwy jak cierpienie psychiczne. Ból straty.
Słowa ojca ponownie rozbrzmiały w jej głowie. Jego prośba.
Uciekaj!
Murayama, zaciskając zęby w agonii, powoli, choć z trudem, podniosła się, opierając na łokciach. Do jej uszu dotarł kolejny trzask, niewywołany jednak przez nią. Otworzyła z przerażeniem oczy.
Mężczyzna w czarnej szacie stał przed nią. Dostrzegła jego zimne, purpurowe ślepia. Wyciągnął dłoń, która natychmiast pokryła się czarną energią. Czerń szybko się rozprzestrzeniła, zbliżała do niej. I nagle...
Błękitny błysk momentalnie rozproszył ciemność.
Zakapturzony odskoczył panicznie. Jego miejsce zajął chłopiec o blond włosach. Młody, może dwunastoletni. Otoczony wijącymi się płomieniami, jakby obdarzonymi własnym życiem i niezależną wolą.
Dziewczynka nie była w stanie zrozumieć, co mówił. Traciła przytomność. Dostrzegła jednak, jak chłopiec krzyczy, gestykuluje, wskazuje. Chwilę później obok niego wylądowała czarnowłosa dziewczyna, wyraźnie odeń starsza. Na oko miała osiemnaście lat, może nawet więcej. Była otoczona jasną aurą, która uwidaczniała jej kocie atrybuty: uszy i rozdwojony ogon. Błyskawicznie doskoczyła do zakapturzonego napastnika, ciskając w niego czyś w rodzaju energii.
Blondyn zwrócił się do Murayamy, mówiąc coś, czego nie była jednak w stanie zrozumieć. Mrok niemal całkiem przysłonił jej wzrok, lecz przez zamykające się mimo woli powieki i łzy była w stanie je dostrzec.
Błękitne płomienie.
- To... To... To byłeś ty?
- Tak... Moje pełne imię to Naruto Phenex Uzumaki. Pochodzę z diabelskiego rodu markiza Phenexa, 37 Filaru Zaświatów. - oznajmił. - Przepraszam. Tamtej nocy nie byłem w stanie uratować nikogo... Nikogo, poza jedną bezbronną dziewczynką. Ale tym razem...
- Zaraz, o czym wy... - wtrąciła niepewnie Shimizu.
- Katase... - przerwał jej, pominąwszy sufiks przy imieniu. - Jestem pewien, że masz jeszcze wiele pytań, ale zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu.
- Przepraszam...
- Nie zrobiłaś nic złego. - uspokoiła ją Kuroka, uśmiechając się łagodnie i opierając dłoń na swoim biodrze. - Ja i Naruto odpowiemy na wszystkie wasze pytania... tylko nie teraz. - oznajmiła. - Obecnie mamy ważniejsze sprawy. Sprawy, które dotyczą was bezpośrednio i nie mogą być dłużej odwlekane.
- Jakie... sprawy? - szepnęła brązowowłosa.
- Wasz ojciec stracił dzisiaj życie, pożarty przez zdziczałą diablicę. - przypomniał Phenex. Dziewczyny drgnęły, opuszczając wzrok w dół i w frustracji zaciskając palce na krawędzi siedzenia. - Pochłonęła nie tylko jego ciało, ale i samą egzystencję. Ale pomimo to... wciąż istnieje szansa, aby go uratować.
- Huh...?
- Pytanie brzmi... jak wiele jesteście gotowe poświęcić?
- Zaraz... O czym ty mówisz? - zapytała Murayama. - Jak...?
- Esencja każdej żyjącej istoty złożona jest z trzech składowych elementów: duszy, umysłu i krwi. - zaczęła tłumaczyć Kuroka. - Te komponenty przesycone są spajającą je energią życiową, nazywaną ki lub czakrą. Jest ona źródłem życia, jak i zbiorem "danych" o nim. Więc mając ją... można przywrócić życie zmarłemu.
Katase i Murayama siedziały w absolutnej ciszy, słuchając w skupieniu czarnowłosej. Po wyjaśnieniu różowowłosa zmarszczyła brwi.
- Ale... tata został pożarty, pochłonięty... - zauważyła, przytaczając słowa Phenexa. - Jak niby możecie...?
- Faktycznie, Viser pochłonęła całą jego esencję. - przerwał jej Uzumaki. - Jednak zaabsorbowana przez nią energia nie scali się z jej własną. Jest przesycona karmą waszego ojca, aurą czynów i osiągnięć, których dokonał za życia, dzięki której nawet po śmierci jego natura i "dane" przetrwają. - oznajmił. - Istnieją co prawda szczególne sposoby, aby oczyścić z nich ki... jednak dla Viser są one niemożliwe do spełnienia.
- Skąd możesz być pewien? - zapytała po raz kolejny zdesperowana Shimizu. - A co... Co jeśli była w stanie tego dokonać?
- Niemożliwe. - powtórzył bez cienia wątpliwości, niemal przeliterowując. - Spróbuję wam to wyjaśnić. Ki dzieli się na energię żyjących Yin-Yang, oraz energię naturalną, przepływająca przez planetę. Em... Nadążacie za mną? - zapytał, zauważając skonsternowanie na twarzach nastolatek. 
- Jakoś... Choć zaczynam się w tym gubić. - oznajmiła cicho Shimizu.
- Ja... - zaczęła jakby zawstydzona Ueda. - Przepraszam, ale... gubię się w tych wszystkich mitologicznych terminach... - oznajmiła z rumieńcem wstydu.
- Nie twoja wina. W końcu na lata odcięłaś się od wszelkich religii. Poza tym to naprawdę dużo informacji jak na jeden dzień. Spróbuję to streścić... - oznajmił Naruto, niezręcznie pocierając kark. - Karmę można wymazać jedynie przy użyciu zaawansowanych technik, choć i tak jest to ograniczone. Najefektywniejszy jest jeden szczególny sposób, do którego Viser nie mogłaby doprowadzić... na pewno nie w obecnym stanie.
- A ten sposób to...? - dopytała Katase.
- Eh... Chakra mężczyzn Yang i kobiet Yin musi się ze sobą zespolić, a następuje to jedynie w momencie zapło... Au! - jęknął nagle z bólu. Kuroka uderzyła go znienacka otwartą dłonią w tył czaszki. - Za co?!
- Zdaję sobie sprawę, że wiedzę o anatomii masz z pierwszej ręki. Nie znaczy to jednak, że musisz teraz robić nam tu wykład. - skarciła go i spojrzała w stronę uczennic. - Dziewczyny nie są dziećmi i na pewno zrozumiały, co masz na myśli.
Murayama i Katase rumieniły się wściekle z zażenowania, choć jego powodem był raczej komentarz nekomaty, aniżeli sam tok rozmowy. Pozostałe dziewczęta zdawały się tym całkowicie nieporuszone - być może były po prostu do tego przyzwyczajone.
- Tak... Tak, rozumiemy... - stwierdziła nerwowo różowowłosa, zwracając się ponowni do Naruto. - Więc... Przywrócenie życia tacie jest możliwe?
- Oczywiście... Jednak będzie to miało swoją cenę. - oznajmił bez pardonu.
Katase przełknęła głośno ślinę w zwątpieniu. Wciąż jednak zdesperowana otworzyła usta, a czując pocieszające ciepło dłoni Murayamy, która chcąc wesprzeć przyjaciółkę, złapała ją za rękę, wyszeptała.
- Nie mamy zbyt dużo pieniędzy... ale... - nie zdążyła jednak dokończy swej wypowiedzi, wstrzymana przez blondyna.
- Pieniądze nie grają tu żadnej roli. - naprostował.
- Eh? Więc co...?
- By przywrócić komuś życie, należy posiadać niemal boską moc i odpowiednią technikę. - objaśnił zdezorientowanym przyjaciółkom. - Jednak każdy gatunek różni się naturą ki, co ogranicza takie sztuki przywracania życia. Nie można bowiem wskrzesić człowieka, przekazując mu energię diabła. 
- Ale przecież... Mówiłeś że to całe ki taty przetrwało. Więc...
- ...dlaczego nie użyję jego energii? - wyprzedził pytanie Murayamy, a otrzymawszy od niej potwierdzające kiwnięcie głową, wyjaśnił. - Wasz ojciec nie jest młodą osobą. Ma... coś około 40-50 lat? - dziewczyny odparły ponownym kiwnięciem głów. - Ki żyjących nie jest niewyczerpane. Jest niczym węgiel, trawiony przez płomień życia. Gdy się wypali, a pozostawiony po nim popiół przesiąknięty karmą złączy się z energią planety, skończy się też życie... A wypala się z czasem. Dorastanie, starzenie, regeneracja ran czy nawet rozmnażanie. Każda ta czynność zużywa pewną ilość energii życiowej. Wasz ojciec ma już za sobą połowę swojego żywota, więc pozostała mu około połowa pierwotnego ki. Użycie tej reszty w mojej technice... Efekt można by przyrównać do wrzucenia bryłki węgla do w pełni rozgrzanego pieca hutniczego.
Katase i Murayama siedziały w milczeniu. Różowowłosa po chwili przemyśleń uniosła wzrok.
- Więc chcesz, abyśmy...?
- Tak. Ofiarowały własną siłę życiową. Własne życia.
Odparło mu długie milczenie. Żadna z uczennic Kuoh nawet nie poruszyła się z miejsca.
- Ale... jaki jest tego sens? - przerwała w końcu ciszę Murayama. - Pani Ayao... Mama będzie załamana, jeśli umrze choć jedno z nas. Ale śmierć naszej dwójki? Ona... Ona tego nie przeżyje.
- Nie chcę stracić taty. - wyszeptała cicho Katase, zagryzając dolną wargę. - Ale... nie chcę też, żeby mama musiała przez nas cierpieć jeszcze bardziej.
Naruto uśmiechnął się ciepło, słysząc słowa przyjaciółek.
- Wielu zapewne odmówiłoby w trosce o własne życia... a jednak waszym pierwszym kontrargumentem było dobro waszej matki. - zauważył z wyraźnym zadowoleniem. - Istnieje pewien sposób, żeby... nagiąć zasady. By wilk był syty i owca cała.
- Istnieje? - szepnęła z nadzieją różowowłosa. - Jaki?
- Technika za pomocą której zamierzam ożywić pana Shimizu wymaga poświęcenia waszego życia. Istnieje jednak sposób, aby was następnie reinkarnować z powrotem do świata żywych.
- Jednak reinkarnacja różni się od wskrzeszenia. Nie działają na tej samej zasadzie, nya~. - wtrąciła Kuroka, uprzedzając nadciągające pytania przyjaciółek, głównie brązowowłosej. - Wskrzeszenie polega na przywróceniu istoty do pierwotnego stanu, wymaga więc energii tego samego gatunku. Reinkarnacja natomiast powoduje odrodzenie w nowy byt, co pozwala na większą swobodę.
- Nie będę was jednak zwodził. Ma to swoje konsekwencje. - zauważył blondyn. - Bowiem jeśli zdecydujecie się na tą opcję, odrodzone zostaniecie nie jako ludzie, a jako diabły pod moją pieczą.
Dziewczyny milczały przez dłuższą chwilę, spoglądając na Phenexa z szeroko rozwartymi oczyma.
- Ale... - ciszę przerwała w końcu Katase. - Tata będzie żył, a mama nas nie straci...
- Katase! Chyba nie myślisz...?
- Myślę, Murayama! - odparła pewnym, głośnym tonem. - Wciąż pamiętam jak płakała i krzyczała. Nie chcę... Nie chcę, żeby znowu musiała kogoś tracić!
- Ale... - brązowowłosa szybko ugryzła się w język, przypominając sobie twarz pani Ayao z przed siedmiu lat. - A, szlag by to!
- Jesteście absolutnie pewne? - zapytał spokojnie Naruto. - Będzie was czekało sporo nauki. Świat nadprzyrodzony jest burzliwy i niebezpieczny. Nienawidzi diabłów. Natomiast kiedy was reinkarnuję, to staniecie się moimi służkami, a prawo Zaświatów będzie was klasyfikowało niemal jako niewolnice. Jako moją własność.
- To samo tyczy się pozostałych. Prawda? - zauważyła różowowłosa.
Jej wzrok powędrował po pokoju i siedzących wokoło dziewczynach. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jej twarz przyozdobił uśmiech, choć nikły i wątły.
- Saya-senpai nie wydaje się cierpieć z tego powodu... podobnie reszta. Natomiast ty, Naruto-san... - wyszeptała, spoglądając w stronę przyjaciółki z dzieciństwa. - Nie znam wszystkich szczegółów, ale wygląda na to, że już kiedyś pomogłeś Murayamie. Wydajesz się być dobrą osobą.
- Pomimo faktu bycia złym diabłem.
- Murayama! - skarciła brązowowłosą, nerwowo zerkając w stronę blondyna.
- Ha, ha, ha! Nic się nie stało. - parsknął rozbawiony, uspokajając Katase ruchem dłoni. - Przez setki lat mój gatunek zapracował sobie na ten wizerunek. Pomimo tego zdecydujecie się na reinkarnację w jednych z nas?
- Tak. - potwierdziła Shimizu. - Użyj mojego życia i odrodź w swoją służkę. Jednak proszę, nie wciągaj w to Murayamy.
- Ej, Katase! - zakrzyknęła ponownie brązowowłosa, zaskoczona, a może nawet oburzona nadopiekuńczością przyjaciółki.
- Niestety nie mogę spełnić twojej prośby. - odparł jej szybko Naruto. - Rytuał wymaga użycia ogromnej ilości energii, znacznie przekraczającej siły posiadane przez jakiegokolwiek śmiertelnika. By go przeprowadzić, potrzebuję was obu.
- Musi być jakiś...
- Po prostu to zróbmy! - wtrąciła Ueda, wyraźnie rozzłoszczona przez przyjaciółkę.
- Murayama? Czemu?!
- Czemu?! Raz już straciłam rodzinę i nie mam zamiaru przeżywać tego po raz drugi! - odwarknęła. - Nawet nie próbuj mnie denerwować kolejnymi próbami odsunięcia od tego! To też mój ojciec, nawet jeśli przybrany!
Naruto obserwując kłótnię między przyjaciółkami delikatnie się uśmiechnął, a następnie wziął głęboki wdech i klasnął donośnie w dłonie, przyciągając ich uwagę.
- Już, już... Nie kłóćcie się. - uspokoił obie, jednocześnie zwracając się do wciąż stojącej niemal na baczność pokojówki. - Yumi, Saya! Zabierzcie dziewczyny do podziemi.
- Tak jest. - odparła sucho kruczowłosa, wstając i powolnym krokiem podchodząc do blondynki.
- Zrozumiałam, Naruto-sama. - zawtórowała posłusznie, otwierając drzwi. - Chodźcie.
Murayama i Katase wysłuchały dziewczyny, szybko opuszczając pomieszczenie i podążając za dwójką diablic. Przez zamknięte drzwi można było usłyszeć urywki ich kontynuowanej sprzeczki.
- Eh... Wszystko mnie boli po tych wymuszonych promocjach. - jęknęła po chwili wciąż odchylona na sofie Hanabi, wręcz agonalnym głosem.
- Hanabi! - warknął Uzumaki. Białooka drgnęła na dźwięk jego głosu, który nie był już ciepły i spokojny, a zimny i ostry niczym ostrze. - Nikt ci nie kazał robić sobie wycieczek po mieście. Miałaś znaleźć i obezwładnić Viser, zamiast tego zwiedzałaś sobie cukiernie. Możliwe, że to przez twoją samowolkę i spóźnienie pan Shimizu nie żyje. Więc nie chcę słyszeć żadnego narzekania! - zakończył, podnosząc głos.
- Przecież wiem. - odszepnęła, wstając i ruszając do drzwi. - Żałuję że tak się stało... Już przeprosiłam.
- Hanabi. Każdy popełnia błędy, bez wyjątku, ale musisz wyciągnąć z nich wnioski. - tym razem odezwała się Kuroka, lecz w przeciwieństwie do Naruto, jej głos był spokojny. - Nie licząc mnie, to ty jesteś najdłużej w tym parostwie. Będziesz musiała być przykładem dla nowych członków naszej rodzinki. Więc nie załamuj mi się tutaj, tylko nie dopuść, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Dobrze? - poprosiła ciepło.
- Tak... - odparła łamliwym głosem i w takim stanie opuściła pomieszczenie, kierując się do podziemi.
W pokoju zapadła chwila dłuższa chwila martwej ciszy, szybko zakończona przez Naruto.
- Jesteś zbyt beztroska... - jęknął, pocierając nasadę nosa.
- A ty zbyt sztywny. - odparła szybko, pochylając się i obejmując swego Króla. - Nie mógłbyś czasem się rozluźnić? Brakuje mi tego wesołego i uzależnionego od ramen Naru.
- I co? Też mam biegać nago po całym domu? - zażartował.
- Nyahaha~! Ja nie miałabym nic przeciwko, ale zaczekajmy aż Mura-chan i Kat-chan przywykną do golizny. - odparła z perlistym śmiechem, choć szybko spoważniała. - Wiesz o czym mówię... Nie mamy w ogóle czasu by odpocząć. Ostatnią randkę mieliśmy w zeszłe lato, ale kiedy wszyscy razem się relaksowaliśmy?
- Wiem, Kuro. - westchnął po chwili, ocierając się policzkiem o jej twarz, palcami bawiąc się kosmykiem czarnych włosów. - Ostatni rok nie był zbyt spokojny... a atak na Talvi jedynie dolał oliwy do ognia.
- Dlatego dzisiaj masz się zrelaksować! - rozkazał, całując go w policzek. - Rozumiesz?
- Heh... Może. Po odprawieniu rytuału. - oznajmił wymijająco, układając poszczególne dokumenty na równe stosy, inne chowając do szuflad biurka.
- Osobiście cię przypilnuję. - szepnęła mu na ucho, po czym odchyliła się i przeciągnęła z głośnym miauknięciem. - Nyaaa~! No dobra, lepiej pójdę po Ionę. Spotkamy się na dole.
- Dobrze.
Kuroka spokojnym krokiem opuściła pomieszczenie, odprowadzona wzrokiem swego [Króla].
Młody Phenex westchnął ciężko, zakończywszy po chwili porządkowanie walających się po blacie zamówień i kontraktów, by ruszyć następnie ku drzwiom.
Wyszedłszy z pokoju. w ciągu zaledwie paru minut przemierzył korytarze i schody, trafiając na parter, skąd kontynuował chód w głąb posiadłości, przez zdobione drewniane wrota prowadzące w dół. Powietrze z każdym krokiem w głąb ociosanego korytarza stawało się zimniejsze i wilgotniejsze.
Kilka sekund później dotarł do celu swej podróży, stając w centrum zniszczonej marmurowej altany znajdującej się na kamiennej półce.
Rozciągała się przed nim przestronna i dobrze oświetlona grota, zarośnięta trawami i krzewami, na której końcu znajdowały się obrośnięte kilkoma drzewami półki skalne, po których spływał malutki wodospadzik.
Na środku pieczary natomiast znajdowała się zmutowana diablica Viser. Była przebudzona i świadoma, lecz mimo to leżała na ziemi bez ruchu, sparaliżowana elektrycznością przepływającą przez pięć ogromnych nagich ostrzy wystających z ziemi dookoła, która wypełniła również całe wnętrze prowizorycznej klatki.
Naruto rozejrzał się dookoła, a dostrzegłszy zebraną nieopodal grupę udał się w jej kierunku. Większość jego parostwa znajdowała się już na miejscu, wraz z dwoma uczennicami Kuoh, lecz wciąż brakowało kilku osób. Nie mógł również dostrzec osoby, której przydzielił zadanie pilnowania zdziczałej diablicy.
- Hej~! - zawołała radośnie piękna złotowłosa, pojawiając się na jednym z podniszczonych wąskich filarów i machając do zgromadzonych.
- Jeanne. - odpowiedział na powitanie Naruto, spoglądając na strażniczkę Viser.
Była piękną blondynką o długich, miejscami splecionych włosach i błękitnych oczach, ubraną w biało-granatową tunikę w licznymi dodatkami w postaci metalowych ochraniaczy na ramiona i nogi, niebieską spódniczkę i dość wysokie skórzane buty na średnich obcasach. Przy boku miała wyjątkowy rapier o masywnym, jak na tego typu broń, ostrzu.
Złotowłosa zeskoczyła z marmurowego słupa i zbliżyła się do gromady dziewczyn, do której dołączył również jej Król. Jej błyszczące radośnie oczy zwęziły się, gdy tylko dostrzegła dwie uczennice z poza parostwa.
- Aha~! Musicie być przyjaciółkami z liceum Kuoh o których mówiła Saya-chan. Murayama-chan i Katase-chan. - szybko wywnioskowała, przyglądając się ich mundurkom. - Jestem Jeanne Dark, Skoczek Naruto-kun. Miło mi was poznać~! - przedstawiła się i wykonała ukłon, uprzedzając prezentację ze strony swego pana. - Mówcie mi Jeanne, albo lepiej Jean-chan~!
- W-wzajemnie... - odparła Katase, zaskoczona niemal emanującą z blondynki wesołością. Murayama jedynie jej zawtórowała, nawet nie próbując ukryć zmieszania malującego się na twarzy.
- Powiedzcie... - szepnęła Jeanne, odciągając dwójkę nieco na bok. - Saya-chan nie zrobiła wam nic dziwnego, nie? Bez obaw, nikomu nic nie powiem.
- Eh? O czym ty mówisz? - zapytała również szeptem jeszcze bardziej zmieszana brązowowłosa.
- No bo wiecie... - zaczęła w niemal konspiracyjnej atmosferze - Saya-chan zawsze miała coś do dziewczyn, a do tego jest sadystką. Trochę się martwiłam... ale chyba niepotrzebnie~!
Murayama i Katase momentalnie się zarumieniły, spoglądając w stronę Kisaragi. Takich informacji w żadnym razie nie spodziewały się usłyszeć. Czerwonooka czując na sobie wzrok przyjaciółek odwróciła głowę, a dostrzegłszy ich zaczerwienione twarze uniosła brew.
- Jeanne! - zawołała gniewnie. - Co ty im tam opowiadasz?!
- Nic takiego! - odparła, wciąż szeroko uśmiechnięta, machając dłonią w zaprzeczeniu. - Takie tam damskie plotki.
- Będziesz miała mnóstwo czasu na rozmowę z dziewczynami gdy już je reinkarnuję. - przerwał im nagle Phenex, nie dopuszczając do kłótni. - Teraz skupmy się na przeprowadzeniu rytuału.
- Czyli jednak do nas dołączą? - zagadnęła zaskoczona. Otrzymawszy od przyjaciółek jedynie niepewne, lecz potwierdzające kiwnięcia głowami, natychmiast ponownie się uśmiechnęła. - No dobrze. W takim wypadku, jako ich starsza koleżanka, muszę się czymś wykazać... - stwierdziła, zwracając się ku centrum jaskini i znajdującej się w nim zdziczałej diablicy. Jej prawa dłoń spoczęła na rękojeści miecza.
- D-dasz sobie radę? Ta... diablica jest niebezpieczna. - zauważyła zaniepokojona Ueda.
- Aww~! Murayama-chan się o mnie martwi~! Jak słodko~! - odparła niemal dziewczęcym piskiem Jeanne. - Nie martw się. Siostrzyczka do sobie radę~!
"Siostrzyczka?"
- Jeanne. - Naruto przykuł nagle jej uwagę. - Bez zabijania. Chcę się jeszcze z nią rozmówić.
- Więc lepiej ja się tym zajmę.
Nagle znikąd pojawiła się niska dziewczyna, uwieszając na Naruto z rękoma owiniętymi wokół szyi. Bez słowa ostrzeżenia wgryzła się głęboko w jego kark, głośno siorbiąc wysysaną krew, która kilkoma strużkami zaczęła wyciekać z pomiędzy jej warg, spływając po jego skórze i barwiąc koszulę na kolor szkarłatu.
- Prosiłem cię... Nie wgryzaj się tak głęboko bez ostrzeżenia. - wysyczał z pomiędzy zaciśniętych zębów.
- Głodna. - odparła krótko i beznamiętnie. Zassała jeszcze łapczywie nieco czerwonej cieczy, liznęła kilkakrotnie pozostałą ranę i puściła Phenexa. - Dziękuję... i przepraszam. Kuroka mi pozwoliła. - wyjaśniła szeptem, ocierając palcami zakrwawioną twarz i zlizując z nich życiodajny płyn.
Dziewczyna była niziutka, miała mlecznobiałą cerę, długie czarne włosy i krwistoczerwone oczy. Miała na sobie szkarłatną sukienkę do kolan, na której nie można było dostrzec plam krwi, a także czarne pantofelki na bosych stopach.
Obok niej stanęła dopiero co przybyła Kuroka, ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Eh... Pozwólcie że przedstawię i wyjaśnię. - Naruto zwrócił się do przestraszonych przyjaciółek. - To Iona Carmilla, czysto krwista wampirzyca, odrodzona jako mój Pionek.
- Miło was poznać. Mówcie mi proszę po imieniu. - odparła cicho i beznamiętnie, unosząc krańce swej sukienki w eleganckim ukłonie.
 Murayami i Katase jedynie kiwnęły głowami w odpowiedzi.
- Lepiej ty się tym zajmiesz? - wtrąciła Dark. W jej wciąż radosnym głosie pobrzmiewała nutka złości. - Bez obrazy, Iona-chan, ale moją Elektromancją będzie łatwiej ją obezwładnić.
- O ile jej nie usmażysz. - odgryzła beznamiętnie Carmilla. - Na przeciwnika takich rozmiarów będziesz musiała użyć znacznie silniejszych wyładowań, a nawet niewielkie przekroczenie limitu może skutkować śmiercią. Lepiej sprawdzi się moja Magia Krwi.
- Do tej pory moja elektryczność jakoś jej nie ukatrupiła.
- Bo trzymasz ją w klatce ze świętych mieczy. - zauważyła spokojnie wampirzyca. - A twoje pioruny zmieszane z błogosławioną mocą wypełniają całe jej wnętrze, więc Naruto-sama nie będzie w stanie z nią porozmawiać.
Rozwijającą się kłótnię przerwał lekki wstrząs i trzask, dochodzący z centrum jaskini. Jedno z ostrzy więżących Viser przełamało się u podstawy, zwalniający cały ładunek elektryczny i oswabadzając zmutowaną diablicę. Murayama i Katase w strachu zrobiły krok w tył. Parostwo Naruto postąpiło dokładnie na odwrót, wysuwając się na przód i przygotowując zaklęcia oraz bronie.
- Iona, obezwładnisz ją. Jeanne, zapewniasz wsparcie. - nakazał momentalnie Naruto, gestykulując rękoma. - Kuroka, weź Yumi i przygotujcie okrąg pieczęci. Saya i Hanabi, chrońcie Murayamę i Katase. Do roboty! - zakończył krzykiem.
Całe parostwo bez zastanowienia wykonało polecenia.
Kisaragi i Hyuuga zasłoniły uczennice Kuoh z wyciągniętym mieczem i przygotowaną magią.
Kocica wraz z błękitnooką pokojówką przeniosły się na znajdującą się niżej skalną półkę, gdzie zaczęły za pomocą wzmocnionych magią pazurów i ogromnego ostrza rzeźbić magiczny okrąg.
Jeanne wyciągnęła swój miecz, otoczyła się aurą piorunów które zaczęły wnikać w jej skórę, a następnie wzięła rozbieg i skoczyła wysoko w powietrze, by następnie opaść i w ostatniej chwili rozłożyć swe diabelskie skrzydła, celem zamortyzowania lądowania. Iona z kolei otoczyła się krwistoczerwoną mgłą, gęsto emanującą z jej ciała, a moment później jej sukienka opadła na kamienną posadzkę, natomiast z chmury szkarłatu wyłonił się ogromny nietoperz, wzleciał wysoko w powietrze i spikował w stronę zdziczałej diablicy.
Viser w gniewie wypluła ogromne ilości magicznych kwasów na każde pozostałe z jej klatki święte ostrze, rozpuszczając metal i powodując ich załamanie pod wpływem własnego ciężaru. Następnie zwróciła się do złotowłosej, która właśnie wylądowała kilka metrów od niej.
- Ty... - syknęła wściekle, rozpoznając dziewczynę. - Ty pierdolona kurwo... Wiesz jaki ból powoduje święta energia przepływająca bezpośrednio przez nerwy?!
- Ostrzegałam cię, Viser-chan~! - odparła z pełną powagą, używając jednak zdrobniałego imienia mutantki. - Gdybyś mnie posłuchała i po prostu zrelaksowała się w tym pięknym miejscu, nie musiałabym cię paraliżować. Nie popełniaj dwa razy tego samego błędu~!
- Pokażę ci jaki ból... - kontynuowała, nie zwracając uwagi na słowa Jeanne. - Gdy z tobą skończę, będziesz naszpikowana takimi ilościami toksyn i kwasów, po których nie będzie cię można odróżnić od worka ziemniaków!
Czarnowłosa, zdziczała diablica ruszyła galopem w stronę Skoczka, przebierając wszystkimi czterema zmutowanymi odnóżami z ogromną prędkością. Jednocześnie uformowała w dłoniach magiczne okręgi, z których następnie wystrzeliła dwoma skupiskami barwnych kwasów i trucizn. Ciecze rozprysły się na trawiastej ściółce, uśmiercając wszystko w swym zasięgu i wzniecając gęstą chmurę szkodliwego dymu. Bezpańska skupiła wzrok na obszarze trafienia.
- Czego szukasz? - zapytała niewinnie stojąca obok diablicy ze splecionymi za plecami rękoma.
- Ty... - Viser warknęła, wykonując szybkie uderzenie, które wznieciło chmurę pyłu. Następnie zamachnęła się drugą ręką, potem wykonała kopnięcie jedną z łap, ponownie zamach a następnie kolejne kilka kopnięć. Nie była w stanie nawet tknąć blondynki. - Przestań ciągle uciekać! - ryknęła w końcu, wyprowadzona z równowagi.
- Czyli teraz moja kolej? Okej~! - zawołała, pojawiając się za czarnowłosą z wyciągniętym rapierem. Pioruny przeskoczyły z jej ręki na ostrze, poodbijały się od metalu a następnie skierowały w formie silnego strumienia na zmutowaną.
- Aaa!!!
Stojące w górującej nad wszystkim altanie, Murayama i Katase przyglądały się starciu z szeroko rozwartymi oczyma, nie potrafiąc dostrzec większości ruchów Skoczka Naruto.
- Jeanne jest niesamowita... - wyszeptała różowowłosa.
- Tak... Nie mogę nawet nadążyć za nią wzrokiem. - skwitowała jej Ueda.
- Ta dziewczyna... - wtrąciła opierająca się o jedną z kolumn Saya. - Jest dziecinna, niecierpliwa, niezdyscyplinowana i ma fioła na punkcie ubrań... Ale jest najszybszą osobą jaką znam.
Przyjaciółki jedynie kiwnęły głowami w potwierdzeniu, patrząc jak morderczyni ich ojca jest kompletnie przytłaczana przez ciosy i fale piorunów, wykonywane zbyt szybko aby je zablokować.
- Co nie zmienia faktu że teraz jedynie się bawi. - zauważyła stojąca na przedzie Hanabi, wywołując na twarzach uczennic Kuoh wyraz kompletnego niedowierzania.
Naruto nie wtrącił się do rozmowy. Jedynie stał na przedzie, uważnie obserwując przebieg jednostronnego starcia.
- Gyaaa!!!
Viser nagle szarpnęła się w bólu, wierzgając i machając rękoma na wszystkie strony.
Kompletnie naga drobna wampirzyca uchwyciła się jej karku, dłońmi brutalnie odchyliła głowę i wgryzła głęboko w szyję. Krew obficie trysnęła z rany na Carmillę, starającą się wyssać możliwie jak najwięcej życiodajnego płynu.
Viser zacisnęła w końcu kły i szarpnęła się w bok, a wraz z nią poruszyło się ciało Iony. Siła i szybkość ruchu sprawiły jednak, że dziewczyna była niemal kompletnie bezwładna, a jedyną akcją jaką mogła podjąć było zacieśnienie swego uścisku na przeciwniczce. Mutantka wykorzystała to, obracając nagle w bok, chwytając obiema rękami nagą wampirzycę i odrzucając ją z impetem w dal.
Przed uderzeniem w ścianę Ionę uratowała Jeanne, pojawiając się za nią i powstrzymując samą sobą impet lotu.
- Koniec. - oznajmiła zimno Carmilla.
Uniosła następnie dłoń i wypluła nań część wyssanej Viser krwi, formując ze swej magii i życiodajnego płynu szkarłatny magiczny okrąg. Zaklęcie nie wywołało jednak żadnej widocznej reakcji na zdziczałej diablicy.
- Heh. I to wszystko? Doprawdy... - przerwała nagle. - Co jest?!
Oczy, uszy, nos i skóra. Krew zaczęła wypływać z każdego centymetra jej zmutowanego ciała w akompaniamencie ogromnego bólu, unosząc się wysoko i płynąc w powietrzu do małej wampirzycy, absorbującej życiodajną ciecz w magiczny okrąg.
Nim Viser mogła w jakikolwiek sposób wyprowadzić kontratak, było już po wszystkim. Osłabiona i pozbawiona większej części krwi, osunęła się z nóg, legając półprzytomna na bujnej trawie.
Iona zaprzestała absorpcji, otoczyła magiczną pieczęć kilkoma tajemnymi pierścieniami i ją odwołała. Następnie wraz z Jeanne powstała na równe nogi, wciąż czujna, pomimo niemal całkowitego paraliżu diablicy.
Widząc zwycięstwo swego parostwa, Naruto pokonał kilkoma szybkimi skokami prowadzące na sam dół skalne półki, lądując znienacka obok dziewczyn. Zbliżył się bez słowa, podając nagutkiej Carmilli porzucone podczas transformacji sukienkę i pantofelki. Jego oczy bardzo szybko zlustrowały jej ciało.
- Żadnej bielizny? - zapytał żartobliwie, zauważywszy brak wspomnianej części garderoby. -  Czyżby przez Kurokę ekshibicjonizm stał się u nas popularny?
- Hej! Bez pomówień! Bieliznę ubieram zawsze kiedy mogę i nawet Kuro-chan nie da rady tego zmienić~! - oznajmiła komicznie oburzona blondwłosa, delikatnie unosząc palcami rąbek spódniczki. - Chcesz sprawdzić~?
- Następnym razem... - odpowiedział z zadziornym uśmiechem, a następnie zwrócił w stronę ubierającej się wampirzycy. - Więc? - zagadnął ponownie, spoglądając na nią pytająco.
- Podczas przemiany zrzucam wszystkie ubrania, co w formie nietoperza nie zawsze jest łatwe. Uznałam, że zakładanie bielizny jest w takim przypadku bezsensowne. - wyjaśniła cichym głosem, zarumieniona, wsuwając bose stopy w czarne pantofelki. - Ale... jakoś nie słyszę żadnych skarg.
- Spojrzenie od czasu do czasu na moje piękne podwładne nie jest takie złe... szczególnie poza sypialnią. - oznajmił nonszalancko, lecz szybko spoważniał. - Idźcie pomóc Kuroce i Yumi z pieczęcią rytuału. Zostawcie nas samych.
- Nie ma sprawy~!
- Tak jest.
Dziewczyny od razu rozwinęły swe diabelskie skrzydła i wzniosły się, lecąc w kierunku jednej z powyższych półek skalnych.
Naruto westchnął, po czym ruszył w stronę półprzytomnej mutantki.
- Viser... Poznajesz mnie?
Bezpańska diablica z trudem uniosła się na rękach, spoglądając na blondyna. Po krótkiej chwili wpatrywania się w jego twarz otworzyła usta.
- Zdychaj!!! - ryknęła, wymiotując w jego stronę ogromną ilością wielobarwnych kwasów.
- Worthlessness. - wyszeptał Phenex, wyciągając rękę w przód. Jego ciało na krótką chwilę otoczyła szara aura, a oczy zabłysły matowym blaskiem. Przez ułamek sekundy w jego mocy dostrzec można było postać młodej popielatowłosej dziewczyny.
Zabójcza ciecz nagle straciła swe nienaturalne barwy, a uderzywszy w blondyna jedynie zmoczyła jego strój, a następnie wsiąknęła w glebę.
Diablica otworzyła szeroko oczy. Nie była zaskoczona tym, że błękitnooki przetrwał atak. Powodem jej szoku była umiejętność, której użył do jego zneutralizowania.
- Niemożliwe... Ta magia... To "Worthlessness" klanu Belial! To magia pani Clerii! - ryknęła wściekle, jakby nagle odzyskała zdrowy rozsądek. - Kim ty jesteś!?
- Naprawdę nie wiesz? - zapytał poruszony Naruto. - Nie pamiętasz, siostrzyczko Viser?
Oczy czarnowłosej zwęziły się i niemal natychmiast wypełniły łzami.
- Naruto? Ty... Ty żyjesz. - jęknęła, wysilając się aby unieść nieco wyżej na obolałych rękach.
- Tak. - szepnął, przyklękając przed nią. - Oboje żyjemy, ja i Kuroka.
- Całe szczęście... Przynajmniej wy ocaleliście. - westchnęła a po jej policzkach popłynęły łzy ulgi. - Pani Cleria, pan Masaomi, Vinya, Taril, Wigen, Milia i Nilia... Ja... Ja...
- Chciałaś przetrwać. Prawda? - wywnioskował, otrzymując potwierdzające kiwnięcie głową. - Nie mogę cię za to winić. Ale... - oznajmił, przegryzając wargę. - Dlaczego niewinni ludzie?
- Polowali na mnie... Jak na zwierzynę. Umykałam im, ale za każdym kolejnym razem byli lepiej przygotowani. - wyjaśniła, zaciskając zęby. - Nie mogłam wiecznie uciekać. Potrzebowałam mocy, a nie miałam czasu na treningi czy badania... Więc ja... Ja, ich... Ja... - zaniosła się cichym szlochem, łapiąc dłońmi za głowę. - Co ja najlepszego uczyniłam?
- Już wystarczy, siostrzyczko. - szepnął, pocierając dłonią jej czarne włosy.
- Wystarczy? Nie... Bael! - warknęła gniewnie po krótkiej pauzie. - Nie wystarczyło im zrujnowanie nam życia. Ród Bael postanowił sobie z nas zadrwić, napluć nam w twarz, oddając miasto pod opiekę jednemu ze swoich! Szkarłatnowłosej kurwie z Mocą Zniszczenia! - ryknęła, podnosząc się na wszystkie cztery łapy. - Nie odpuszczę im tej zniewagi... Zapłacą za wszystko!
- Za jaką cenę!? - wydarł się w końcu.
- Cenę!? Cena nie gra roli! Ja... - syknęła, łapiąc się jedną ręką za głowę a drugą za brzuch. - Głodna... Krwi. Krwi. Krwi! - Viser podniosła głos z sadystycznym uśmiechem na twarzy, lecz szybko się opamiętała, opadając ponownie na glebę i zanosząc się bolesnym płaczem. - Ten głód. Ten głód jest nie do zniesienia. Naruto, proszę cię, musisz... Błagam. - prosiła, zamykając oczy i ciągnąc za swoje włosy. - Zabij mnie póki mam chociaż strzępki świadomości. Ja... Jestem potworem, wiem o tym. Ale nie chcę umierać jako bezmyślne monstrum!
- Dobrze. - wyszeptał. - Dość już się nacierpiałaś. Wiedz jednak, że twą śmiercią spróbuję naprawić przynajmniej niewielką cześć krzywd które spowodowałaś, siostrzyczko. - oznajmił, wykonując kilka gestów dłońmi, które zapłonęły błękitnym płomieniem, by następnie je złączyć. Wokół Viser powstał pierścień płomieni. - Odpocznij, uśnij w Głębinach Oceanu.
Ogień zaczął powoli wstępować na skórę diablicy, powstrzymującej się z trudem przed wpadnięciem w szał. Gdy jednak błękit rozchodził się po jej zmutowanym ciele, wraz z nim rozprzestrzeniało się kojące ciepło, a gniew ustępował miejsca spokojowi. Gdy płomienie pokryły ją niemal całą, Viser otworzyła oczy i spojrzała po raz ostatni na młodego Phenexa. Jej wzrok wyrażał wiele emocji: smutek i ból, wdzięczność i ulgę.
Naruto nie odezwał się ani słowem, także żadnego nie usłyszał. Wymiana spojrzeń wystarczyła, aby zrozumiał wszystko co czarnowłosa pragnęła mu przekazać, nim jej ciało zostało pochłonięte i skonsumowane przez płomienie życia. Patrząc w spokojny błękitny ogień, Phenex zbliżył się doń, przyklęknął zaraz obok, zamknął oczy i ciężko westchnął.
Potem brutalnie wbił swą rękę aż po łokieć w płomień, wzburzył go, a następnie gwałtownie zabsorbował we własne ciało. Gdy skończył, po Viser nie pozostał nawet ślad, a na jej miejscu ostał się jedynie nieduży kłąb ognia o czerwonej barwie, kontrastujący z tym dzierżonym przez Phenexa. Jednak w zaciśniętej pięści, jeszcze spowitej drobnymi błękitnymi płomykami, chłopak trzymał pewien przedmiot, będący namacalną pozostałością po jego dawnej przyjaciółce. Powoli przysunął ową dłoń bliżej twarzy i ją otworzył, spoglądając na trzymany przedmiot.
Była to kryształowa figura szachowa gońca, wewnątrz której lśniła blada energia.
Chłopak przez chwilę wpatrywał się w przypominający barwione szkło materiał, potem westchnął i powstał z kolan, a wolną dłonią uniósł pozostały czerwony płomień. Z rozmachem rozwinął skrzydła z własnego, błękitnego ognia i wzleciał wysoko, pod samo sklepienie groty, skąd następnie opadł na półkę skalną, gdzie wokół ogromnej i skomplikowanej pieczęci zebrało się całe jego parostwo oraz jego dwie przyszłe członkinie.
- Zakończyłeś to? - Kuroka zadała pytanie swemu Królowi, choć doskonale znała odpowiedź. Nie usłyszała nawet słowa odzewu. Zamiast tego Naruto podszedł do niej i wręczył figurę gońca. Uśmiechnęła się smutno, trzymając kryształ w obu dłoniach i delikatnie tuląc go do swej piersi. - Żegnaj, Viser. - szepnęła. Następnie obiema rękoma uniosła nisko Evil Piece, utworzyła magiczny okrąg i pozwoliła figurze swobodnie wniknąć w pieczęć.
Przez krótką chwilę zapanowała grobowa cisza, przerwana w końcu przez samego Naruto.
- Możemy zaczynać? - zapytał uprzejmie, spoglądając w stronę Murayamy i Katase. - Nie mamy zbyt wiele czasu. Siła życiowa pozbawiona odpowiedniego pojemnika szybko zanika, a ten płomień jest bardzo niestabilny. - oznajmił, unosząc nieco czerwony kłąb energii.
- Tak. - odparła pewnym głosem Shimizu.
- Pospieszmy się! - zawtórowała przyjaciółce Ueda.
- Świetnie... Wszyscy! Zająć swoje miejsca! - nakazał krzykiem Phenex, a potem ponownie zwrócił w stronę uczennic Kuoh z prośbą. - Chodźcie ze mną. Musimy znajdować się w centrum.
Wyryta z kamiennym podłożu pieczęć mała kilka warstw i była zapisana w co najmniej czterech językach.
Zewnętrzna warstwa nosiła symbole łacińskie i obejmowała cztery punkty ogniskujące: formę, ideę, życie oraz temperaturę. Miejsca te zostały zajęte przez kolejno: Yumi, Sayę i Kurokę, pozostawiając temperaturę bez obstawy.
Środkowy pierścień zapisany był greką i łączył pięć okręgów żywiołów: ogień, powietrze, elektryczność, ziemię i wodę. Jedynie dwa z punktów zostały zajęte: powietrze przez Hanabi i elektryczność przez Jeanne, pozostawiając ponad połowę pustych.
Wewnętrzny trójkąt zapisany był w angielskim, lecz zdobiły go nieznane symbole, łączył natomiast trzy elementy istnienia: krew, duszę oraz umysł. Jedynie Iona znalazła się w tej części pieczęci, obstawiając symbol krwi.
Centrum zajmowało kilko kilka ozdobnych symboli, oraz chiński znak energii życiowej: ki. Miejsce to zajęli jednocześnie Naruto, Murayama i Katase.
- Naruto-san... - zaczęła niepewnie Shimizu. - Nie znam się co prawda na magii, ale... Czy podczas tego rytuału nie powinny być zajęte wszystkie miejsca?
- Powinny. - odparł. - Niestety, nie mamy wystarczającej ilości ekspertów w danych typach magii aby obsadzić wszystkie punkty. Na dodatek dziewczyna odpowiedzialna za temperaturę nie jest w stanie dziś nam dopomóc. - przyznał z niechęcią.
- Ale... Czy coś takiego nie zaszkodzi podczas rzucania tego całego zaklęcia? - zapytała Murayama.
- Brak danego elementu uniemożliwi jego wykonanie. - sprostował Naruto. - Mamy jednak swoje sposoby na radzenie sobie z takimi niedogodnościami... Choć nie są to wygodne rozwiązania.
- Używamy krwi jako przekaźników. Dzięki temu każdy może zajmować się więcej niż jedną pozycją, nya. - wytłumaczyła Kuroka, unosząc i rozsyłając za pomocą magii kilka czarek wypełnionych życiodajnym szkarłatnym płynem. - Ja będę kontrolowała temperaturę. Yumi przejmie ziemię, Saya ogień, a Jeanne zajmie się duszą. Iona natomiast musi panować nad umysłem i wodą.
- Ale coś takiego... To musi być niesamowicie męczące. - wywnioskowała różowowłosa.
- Jest. - potwierdziła niechętnie niska wampirzyca, pocierając dłonią kark. - Jest także nieefektywne. Taki przesył wpływa na przepływającą przez pieczęć energię, wywołuje zaburzenia, które następnie my musimy same stabilizować.
- W dużym skrócie... - wtrąciła wiecznie radosna Jeanne. - Podczas rytuału zużywamy znacznie więcej mocy niż powinnyśmy.
- R-rozumiem. - odpowiedziała cicho Katase.
- Nie będzie żadnych skutków ubocznych? - zapytała Murayama, która zwykle była znacznie prostsza niż przyjaciółka, jednak w obecnej sytuacji stała się bardzo podejrzliwa.
- Nie powinno. - uspokoiła ją Saya. - Większość z nas ma monstrualne pokłady energii. Jesteśmy w stanie ustabilizować i dokończyć zaklęcie bez większych powikłań.
- Murayama, Katase. Wiem że się martwicie, ale musimy zaczynać. - ponaglił Naruto. - Ki pana Shimizu staje coraz mniej stabilne. Zaufajcie nam.
- To nie tak że ci nie ufam. Po prostu... - przerwała nagle - Nieważne... Zróbmy to w końcu!
- Tak!
Uzumaki uśmiechnął się pod nosem, a następnie zwrócił w stronę swoich dziewczyn.
- Kuroka, przygotuj to. - polecił tajemniczo nekomacie. - Iona i Hanabi, promujcie w Gońce. Reszta ma być w gotowości.
Ponownie, służki blondyna wykonały polecenia co do joty. Wampirzycę i białooką na krótką chwilę otoczyła mistyczna poświata, a ich aura znacznie się zagęściła. Całe parostwo przygotowało się do rytuału, tworząc przed sobą magiczne okręgi najróżniejszej barwy, które pojawiły się również nad czarkami z krwią, a następnie przekształciły w skomplikowane sfery, przypominające urządzenia gęsto wypełnione zębatkami, a w rzeczywistości będące skupioną masą zaklętych inkantacji. Jedynie Kuroka zrobiła coś innego, a uformowana przez nią magiczna formuła z polem ochronnym uniosła się i zbliżyła do centrum rytuału.
Wewnątrz czarnej bariery wił się długi wąż o barwie otchłani. Emanująca z niego moc była tak ogromna, że nawet obie przyjaciółki, pozbawione jakichkolwiek umiejętności magicznych, były w stanie ją odczuć.
- Co... to jest?
- To mały fragment nieskończoności. Dar od smoczego bóstwa. Jak mówiłem wcześniej, aby przywrócić życie zmarłemu potrzeba odpowiedniej techniki i boskiej mocy. - wyjaśnił Phenex, delikatnie obejmując kulistą formę ochronną. - Jesteście absolutnie pewne że chcecie kontynuować? - zapytał ponownie. - To będzie bolało. Bardzo.
Zarówno Murayama jak i Katase przegryzły dolne wargi, jakby w chwili zawahania. Szybko jednak odzyskały swą pewność siebie.
- Mówiłyśmy już że to zrobimy! - warknęła Ueda. - Nie zmienimy naszego zdania!
- Dokładnie.
- Niech więc tak będzie... Ułóżcie swoje dominujące dłonie nad i pod moją. - polecił, wyciągając na przód prawą rękę.
Dziewczyny wykonały polecenie bez zbędnego gadania. Murayama przesunęła prawą rękę na górę, Katase lewą pod spód. Obie niepewnie obserwowały szamoczącego się w magicznej pieczęci węża. Nagle, na krótką chwilę, została ona spowita przez błękitny błysk płomieni Naruto, które rozproszyły zaklęcie ochronne. Gad opadł na złączone dłonie, owinął się wokół palców i śródręczy, a następnie rozwarł nienaturalnie szeroko paszczę i wgryzł głęboko, przebijając długimi kłami ręce całej trójki. Dziewczyny pisnęły i szarpnęły się gwałtownie z bólu.
Naruto, nieporuszony ukłuciem, rozwinął gwałtownie swe teraz ogromne skrzydła z błękitnych płomieni. Rozpalona energia uległa jednak natychmiastowemu zniekształceniu i opadła na glebę, a następnie popłynęła przez wyryte w kamiennym podłożu symbole, wiedziona przez blondyna. Gdy szalejący ogień wypełnił każdą część pieczęci, chłopak przeniósł płomień życia pana Shimizu nad ich ręce, spętane nadnaturalnym wężem.
Następnie pozwolił mu opaść.
- AAaaAaAa!!!
- GhiiiaaAaa!!!
Ryki bólu obu dziewczyn natychmiast wypełniły całą jaskinie. One same opadły na kolana, tracąc czucie w nogach, zanosząc się piskliwym płaczem. Ich ręce pozostały jednak wysoko, utrzymywane tam przez Uzumakiego i czerwony płomień. Czarny gad został już pochłonięty przez rozpaloną czakrę, która teraz wysysała energię przyjaciółek.
Służki Naruto zaczęły wraz ze swym Królem recytować formuły zaklęcia. Każda z nich mówiła w innym języku, a połączone głosy były na tyle donośne, że niemal przytłumiły błagalne jęki dwójki przyjaciółek. Ze słów dziewczyn można było wyróżnić kilka kompletnie innych języków: włoski, francuski, chiński, japoński oraz kilka innych. Jedynie sam Phenex mówił dialektem obcym, niepodobnym do żadnej z ludzkich mów.
Połączone aury wszystkich członkiń parostwa zaczęły powoli formować nad zgromadzeniem trzy ogromne magiczne okręgi, każdy odpowiadający wielkością danej części pieczęci.
Kiedy tylko ostateczne formuły zaklęcia zostały ukończone, Naruto rozpoczął główną część rytuału. Wymówił nazwę techniki, jakże ironiczną dla sztuki wskrzeszania.
- Reborn of Existence!

23 kwietnia, piątek - noc.
Posiadłość Uzumaki na Hokkaido.

Naruto odchylił się w tył, opierając o ściankę z marmurowych płyt kremowej barwy, zamknął oczy i wydał z siebie zmęczone westchnienie. Siedział po łokcie zanurzony w ciepłych wodach łaźni, naprzeciw drzwi wejściowych, kompletnie nagi. Odpoczywał po przywróceniu do życia pana Shimizu i reinkarnacji uczennic Kuoh jako swych służek.
Rytuał przebiegł spokojnie i bez większych problemów, podobnie odrodzenie dziewczyn. Niestety, zużyło to sporo sił Phenexa. Jego twarz co chwilę wykrzywiała się w grymasie, jakby rytmicznie odczuwał ukłucia bólu.
Nagle otworzył szeroko oczy i gwałtownie pochylił się w przód.
- Ghe, gha, kha... Ble! - zakaszlał, zasłoniwszy usta ręką i plując krwią. - Cholera...
- Więc jednak miałam rację, nya... Nadużyłeś płomieni.
Błękitnooki spojrzał na właścicielkę głosu, która weszła właśnie do łaźni i zanurzyła nogi w basenie.
Kuroka kroczyła po kolana w wodzie z rozpuszczonymi włosami, naga jak w dniu narodzin. Powoli kołysała biodrami na boki, machając w rytm ogonami, a jej ogromne piersi bezwiednie odbijały się przy każdym kroku. Po chwili brodzenia dotarła do swego pana i splotła dłonie pod biustem, co w połączeniu z beznamiętnym wyrazem twarzy nadało jej powagi. Podkreśliło przy okazji jej dwa ogromne, kuliste atuty.
Naruto pozwolił sobie przez chwilę podziwiać figurę swej Królowej, szczególnie jej uwydatnione piersi, a po chwili spojrzał jej w oczy.
- Nie miałaś odpoczywać po rytuale z dziewczynami?
- Zamierzałam teraz pobyć trochę z tobą, dopilnować, abyś się zrelaksował... i widzę że dobrze zrobiłam, nya! - oznajmiła z gniewnym miauknięciem.
W łaźni zapadła głucha cisza, mącona jedynie ledwie słyszalnymi chlupnięciami wody.
- Wybacz... - odparł w końcu, uciekając wzrokiem. - Wiem. Nie powinienem tego ukrywać... przynajmniej nie przed tobą.
- Dobrze że chociaż wyciągasz wnioski. - warknęła w odpowiedzi. - Dureń z ciebie, nya.
- Wiem, wiem... - westchnął boleśnie, niechętnie przyznając jej rację. - Liczyłem, że ciepła kąpiel wystarczy by mi ulżyć... ale chyba jest ze mną gorzej niż myślałem.
- Dlatego właśnie prosiłam, byś przychodził do mnie nawet z błahymi problemami, nya. - zauważyła zawiedziona, przesuwając dłonie na boki i opierając je o biodra. - Nie możesz ignorować nawet tak pozornie niegroźnych spraw. Nie ze swoim niestabilnym ciałem.
- Nauczka na przyszłość... zawsze pędzić do ukochanej Królowej!
- Nyahaha~! Już mi tu nie słodź! - parsknęła, wyraźnie rozchmurzona. - Zamiast tego nie ruszaj się przez chwilę. Ustabilizuję twoje ciało.
Phenex nie odpowiedział, a jedynie zamknął oczy i odchylił głowę w tył.
Nekomata szybko zanurzyła się w wodzie i usadowiła wygodnie na kolanach swego pana, klękając w rozkroku. Dłońmi oparła się o jego klatkę piersiową i delikatnie przytuliła, chowając twarz w zgięciu karku. Jej usta musnęły jego skórę, składając nań raz za razem subtelne całusy, a smukłe ręce niespiesznie przesunęły się w górę i oplotły wokół jego szyi. Czarnowłosa szybko zacieśniła objęcia, pozwalając swoim ogromnym piersiom przylec do jego torsu, niemal rozlać się na boki.
Subtelna, ledwie wyczuwalna aura, przypominająca iluminujące powietrze powoli rozprzestrzeniła się od Kuroki na Naruto. Oboje pozostali w bezruchu, pozwalając szacie leczniczej energii wpłynąć na ich ciała i zregenerować siły błękitnookiego.
Po kilku minutach przerwał on w końcu głuchą ciszę.
- Mój stan naprawdę jest do dupy. - westchnął ponuro, patrząc w sufit. - Moje moce powoli mnie wykańczają, a przez moją cholerną energię życiową nie możesz...
- Nawet nie zaczynaj, nya~! - przerwała mu gniewnie, odpychając się gwałtownie rękoma od jego torsu i spoglądając mu w oczy. - Już to przerabialiśmy!
- Wiem, ale... to nie jest łatwe do zaakceptowania. - zauważył niechętnie. - Czasami myślę, że naprawdę powinnaś...
Nekomata po raz kolejny nie pozwoliła mu dokończyć. Szybko złapała dłońmi jego twarz i uciszyła spokojnym pocałunkiem, raz jeszcze splatając ramiona wokół jego karku.
- Powinnam... ale zdecydowałam inaczej. - wyszeptała, uśmiechając się ciepło i stykając z nim czołem. - Może to i głupia decyzja, ale... nie żałuję.
- Kuro...
- Oczywiście dalej chcę mieć dzieci, nya! - podkreśliła równie szybko. - Musimy jedynie znaleźć jakiś sposób, aby obejść twoją bezpłodność. Załatwienie "tymczasowego zastępstwa" to ostateczność. Ostatnia. Ostateczna. Ostateczność.
Naruto milczał przez krótką chwilę, spoglądając głęboko w oczy Kuroki. Po chwili złapał palcami jej podbródek i ponowił pocałunek. Jego język wsunął się w głąb jej ust zaledwie na kilka sekund, po czym szybko je opuścił, pozostawiając za sobą strużkę śliny.
Policzki czarnowłosej zapłonęły delikatnym rumieńcem, a jej usta uformowały zadziorny uśmieszek.
- Wiesz że cię kocham?
- Wiem, nya~! - miauknęła, oblizując uśmiechnięte wargi. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż jeszcze nie skończyłam twojego leczenia. To było tylko przygotowanie przed bardziej... bezpośrednimi metodami.
- Bezpośrednimi metodami? - zapytał sarkastycznie, wyraźnie rozbawiony wymyślną nazwą.
- No wiesz... za pomocą technik Senjutsu doprowadzę do cyrkulacji naszych sił życiowych i wyleczę twoje obrażenia. - wymruczała niewinnie, napierając na niego swym ciałem. - A że podczas tego procesu wydziela się nieco negatywnej energii i napięcia, to trzeba dać im upust... najefektywniej przez namiętny i ostry seks, nya~!
Naruto uśmiechnął się zrezygnowany, słysząc niepotrzebne mu wyjaśnienie... czy może raczej jej słabe usprawiedliwienie.
- Niegrzeczny kotek...

*********
Nawet nie macie pojęcia jak mi się to ciągnęło! Rozleniwiłem się i to tak cholernie mocno, że nie potrafiłem nawet zasiąść do opowiadań. Ale teraz matury mam już za sobą i stwierdziłem, że przydałoby się w końcu ruszyć dupę i coś napisać.
Więc pozmieniałem kilka szczegółów w pierwszych dwóch rozdziałach:
- imię Illuminata z 2 rozdziału zmieniłem na "Luvien"
- Kuroka w 2 rozdziale dostała szlafrok od Jeanne
... i to chyba wszystko. Z tych "głównych zmian." Polecam jednak przeczytać raz jeszcze, tak dla odświeżenia po długiej przerwie (nabijajcie mi wyświetlenia!).
No i napisałem ten chapter. I biorę się za pisanie Rozdziału 3.L XP
Ale dość pierdolenia, może przydałoby się coś odpowiedzieć na komentarze (nie na tą kłótnie, a przynajmniej spróbuję jej znowu nie zacząć... ale ja się uwielbiam kłócić XD)
Eren - no co ja poradzę że nie czuję oppai... zresztą ta historia ma być bardziej erotyczna niż ecchi...owska? Jest takie słowo?
OverLifess - promocja u Pionków Naruto jest... specyficzna. Przez wyjątkowość mocy Naruto mogą oni wymusić promocje bez spełnienia warunków, jednak zużywa to ogromne pokłady ich energii. Będę to wyjaśniał w późniejszych rozdziałach.
Co do haremów, oryginalnej ścieżki fabularnej i innych: parę rzeczy na pewno ulegnie zmianie, jak na przykład harem Isseia będzie mniejszy o 2-3 dziewczyny, Kuroka nigdy nie była gońcem, itd.
Mam zaplanowaną większość fabuły - będzie to znacznie mroczniejsza historia niż oryginał, z licznymi motywami zazdrości, zdrad, gwałtów, itp.
Dodam tylko jeszcze że z tym a długim prologiem to miałeś rację - poza tym w ogóle rozdział ten nie przypominał prologu, więc po prostu od teraz jest to "Rozdział 1." 
Anonim Aga i Basia - dobra, drogie panie-boty-automatycznego-wsparcia-pisarzy-fanficów... ktoście wy?
No i to chyba tyle. Liczę oczywiście na porady i ewentualne powiadomienie mnie jeśli gdzieś zrobiłem jakiś błąd... widzimy się kiedy napiszę rozdział 3.L, choć nie wiem czy wstawię go tutaj czy tylko na fanfiction.net

niedziela, 30 października 2016

Rozdział 2

Rozdział 2

"Oświeceni" 

***

22 kwietnia, czwartek - wieczór.
Posiadłość Uzumaki na Hokkaido.
 
- Murayama Ueda i Katase Shimizu... - wyczytał Naruto, skrupulatnie przeglądając dotyczące obu dziewczyn dokumenty, sporządzone i wręczone mu przez Sayę. - Wysokie umiejętności szermiercze... Murayama wyspecjalizowana w ataku, Katase w obronie. Niski poziom energii magicznej. Dalekie pokrewieństwo rodziny Ueda z kapłanami Shinto... rodzina Shimizu spokrewniona z dawnymi magami Onmyodo. Kompatybilność...
Po dłuższej chwili oderwał się w końcu od papierów, a jego wzrok powędrował w stronę siedzącej przy stole czerwonookiej. Niespiesznie spożywała podaną jej pieczeń w ostrym sosie, co jakiś czas popijając gorącą herbatą.
- Twoja umiejętność... wyłapywania szczegółów jest jak zawsze imponująca, Saya.
- Dziękuję. - odszepnęła, wycierając chusteczką sos z podbródka.
- Nawet jeśli jest czasem trochę... przerażająca, nya. - siedząca na brzegu biurka Kuroka dodała złośliwie do wypowiedzi Phenexa. - Twoja dokładność.
Czując na sobie zirytowane spojrzenie koleżanki i zaciekawione blondyna, szybkim ruchem dłoni odebrała od niego dokumenty, a jej wzrok momentalnie wylądował na zauważonych wcześniej punktach na obu kartkach.
- Murayama: 84-70-81, Katase: 78,5-65-79. - wyczytała z psotnym uśmieszkiem, wywołując zmieszanie i zakłopotanie na twarzy Kisaragi. - To już chyba podchodzi pod prześladowanie. A może... Saya-chan jest zboczona, nya~?
- Zboczona!? - ryknęła zdenerwowana, z impetem wstając z sofy. - To nie ja jestem pieprzoną ekshibicjonistką!
- Dopiero co brałam kąpiel, no i jest już wieczór. Nie chcę się męczyć z ubieraniem kimona tylko po to, żeby je zaraz zdejmować, nya. - odpowiedziała oskarżycielskim tonem Kuroka. - Wiesz przecież, że śpię nago i nie mam nocnych ubrań.
- N-niby racja... - wyszeptała, niechętnie zgadzając się z argumentem kocicy. - Ale mogłabyś przynajmniej ubrać jakąś bieliznę...
- Nya~!? Bieliznę!? - miauknęła całkowicie zszokowana, w obronnym geście zasłaniając dłońmi piersi i krzyżując nogi. - Saya-chan, sadystka! Wiesz jak niewygodne i ciasne są biustonosze i majtki!?
- Błagam cię, przecież sama noszę... - przerwała nagle swą wypowiedź, a jej wzrok powędrował w stronę biustu kocicy. - Chociaż w twoim wypadku... - wyszeptała z wyraźną irytacją i czymś w rodzaju zazdrości.
Nekoshou zakryła swój biust w taki sposób, by jeszcze bardziej go wyeksponować, a na dodatek sutki zasłoniła zaledwie krawędziami palców.
Lecz nagle...
- Nyaaaa~!?
Całe ciało kocicy napięło się niczym struna. Jej ręce osunęły się gwałtownie na boki, palce zacisnęły na krawędzi biurka, nogi naraz wyprostowały i rozsunęły... natomiast jej jędrne piersi podskoczyły ponętnie, prezentując duże, ciemnoróżowe sutki.
- Ale kostiumy kąpielowe jakoś ci nie przeszkadzają. - zauważył wyraźnie rozbawiony małą sprzeczką Naruto, ściskając w dłoni rozdwojony ogon kocicy.
Odzyskawszy po chwili część swego opanowania, natychmiast zakryła rękoma swą kobiecość, spoglądając przez ramię na swojego Króla błagalnym wręcz wzrokiem.
- N-Naru, bikini to co i-innego... J-jest rozciągliwe i mię-mięciutkieee... - jęknęła przeciągle, zarumieniona zaciskając zęby i doświadczając kolejnego, znacznie silniejszego dreszczu. - Nyaaah~! - miauknęła w końcu przytłumionym, lecz donośnym głosem.
Jej piersi ponownie poruszyły się w górę i w dół, ukazując, iż ozdabiające je różowiutkie punkty były wyprostowane do granic swoich możliwości.
Phenex poruszył szorstko palcami wzdłuż ogona, wywołując u nekomaty znacznie silniejszą reakcję niż poprzednio. Nie miał ani skrupułów, ani powodu, czy też zamiaru, by zaprzestać swą zabawę.
- N-N-Naru...
Oddech Kuroki stał się znacznie płytszy, a dreszcze przebiegające przez jej ciało intensywniejsze i liczniejsze. Ukradkiem zaczęła niecierpliwie pocierać o siebie udami, by choć trochę zelżyć temu narastającemu ciepłu.
- Mięciutkie, tak? To może szlafrok? - zaproponował, nonszalancko kontynuując pieszczoty.
Wiedział, jak wrażliwy jest jej ogon poza walką i wykorzystywał to w stu procentach, obserwując z wyraźną satysfakcją, jak jego frywolna Królowa wije się desperacko we wszystkie strony.
- Z tego co pamiętam, to Jeanne nawet sprezentowała ci jeden jakiś czas temu, a do tej pory cię w nim nie widziałem. - uargumentował, jakby rozczarowany wspomnianym faktem. - Może go w końcu ubierzesz?
Podniósł się w końcu niespiesznie i nachylił nad ramieniem czarnowłosej, przejeżdżając językiem po jej kocim uchu. Jednocześnie wolno przesunął dłonią w dół jej ogona.
Kuroka zagryzła desperacko wargę. Jego palce zagłębiły się pomiędzy jej pośladki, po czym powędrowały jeszcze niżej i jeszcze dalej.
- Nyaaah~! - jęknęła nagle głośno, a całym jej ciałem wstrząsnął silny dreszcz, inny od pozostałych, po którym jakby opadła z sił, ciężko dysząc. - Ah... Hah... No dobra... Wygrałeś, nya. - przyznała niechętnie.
Blondyn natychmiast zaprzestał pieszczot i ponownie usiadł na swoim fotelu, ukradkiem wycierając palce.
Nekomata natomiast, wciąż drżąc z doświadczeń, zsunęła się z blatu biurka i bardzo szybko opuściła pomieszczenie. Desperacko starała się zasłonić dłońmi swe piersi i sutki... oraz wyraźnie wilgotne krocze.
Saya odprowadziła kocicę wzrokiem, jakby nieco zażenowana całą sytuacją, a gdy tylko ta zniknęła w drzwiach, spojrzała w stronę chłopaka.
- M-mógłbyś tego nie robić w salonie... i w dodatku na biurku? - zapytała niemal beznamiętnie, starając się skupić na reszcie pieczeni przed sobą.
- Święta się odezwała. Miesiąc temu biurko jakoś ci nie przeszkadzało, a było bardziej... spektakularnie. - zauważył chytrze, spoglądając na Kisaragi. - Zaraz, a może ty... jesteś zazdrosna?
Odpowiedzią na jego pytanie okazał się nóż kuchenny, rzucony przez teraz wściekle rumieniącą się Sayę. Pomimo prędkości porównywalnej do pocisku, Naruto złapał ostrze za trzonek bez zbędnego wysiłku, z uśmieszkiem wstępującym na jego twarz.
- No wiesz co, Saya? - żachnął z wyrzutem. - Wiem, że lubisz na ostro, ale żeby tak od razu nożem? Nie sądzisz, że są jakieś granice sadyzmu?
- Aaaa!!! Nienawidzę cię! - ryknęła, chowając twarz w opartych na stole rękach.
Błękitnooki po raz wtóry wstał z fotela i powolnym krokiem zbliżył się do czerwonookiej. Usiadł na skraju stołu i eleganckim ruchem oddał jej nóż. Praktycznie wyrwała sztuciec z jego ręki, wciąż kryjąc twarz jedną dłonią.
- Też cię kocham. - skwitował cicho, rozbawiony jej dziecinnym zachowaniem. - Wciąż nie przywykłaś?
- Hah... Ciężko jest się przyzwyczaić do Kuroki. - odpowiedziała bez chwili namysłu. - To, że większość czasu krąży nago po całej posiadłości to jedno, zdążyłam już przywyknąć do widoku tych jej podskakujących z każdym krokiem cycków. Ale czasami zachowuje się tak, że...
- Masz ochotę zapaść się pod ziemię? - dokończył Phenex.
- Tak.
- Eh, Saya... Dam ci radę: kiedy jest złośliwa, zachowaj spokój i staraj się ją zanudzić jak najbardziej sztywnymi odpowiedziami. - poradził, opierając się dłońmi o blat stołu. - Wiesz, że Kuroka lubi psocić i dokuczać innym... szczególnie gdy rozmowy schodzą na intymne tematy. Na szczęście łatwo ją znudzić... czasami.
- Zdążyłam zauważyć. Rok to jednak sporo czasu. - skomentowała kąśliwie. - Gdybyś poradził mi to zaraz po zostaniu twoją Wieżą, zapewne uniknęłabym wielu... irytujących i wstydliwych sytuacji. - warknęła, spoglądając na niego spod grzywki z istnym mordem płonącym w oczach.
- Liczyłem, że akurat ciebie nie uda się jej wytrącić z równowagi, ale... najwidoczniej każdy się kiedyś zmienia. - stwierdził, wciąż szeroko uśmiechnięty. - Nie muszę ci chyba mówić, że cieszą mnie postępy, które poczyniłaś?
- To miał być komplement? - zapytała z wciąż wyczuwalną w głosie złością, połykając ostatni kawałek mięsa.
- Może... - odszepnął, wstając i powracając za biurko.
Kisaragi szybko wytarła usta z sosu. Następnie wstała, zabierając ze sobą teraz już pusty talerz, i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.
- Będę się zbierać. Na jutro muszę jeszcze napisać wypracowanie. - skwitowała.
- Saya! - zawołał nagle Naruto, przykuwając uwagę dziewczyny, która zatrzymała się w samych drzwiach. - Mogłabyś na weekend zaprosić do nas Murayamę-san i Katase-san?
- Oczywiście, ale... jutro jest piątek. - zauważyła wątpliwie. - Nie wiem, czy zgodzą się pojechać na Hokkaido tak z dnia na dzień.
- Dobrze. Nic się nie stanie, jeśli to przełożysz. - zauważył. - Poza tym... jutro możesz skupić się na nauce. Wyślę kogoś, by wyszukał tego bezpańskiego diabła. A po szkole nie musisz od razu wracać. Mam sprawę do załatwienia u Talvi i nie będzie mnie prawdopodobnie do późnego wieczora.
- Rozumiem. - odparła krótko, wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
Naruto natomiast wrócił do przeglądania dokumentów. Westchnął zrezygnowany, zauważając i odsuwając na bok kilka miejscami wilgotnych dokumentów, ze świadomością, iż będzie musiał osobiście je później przepisać. Pomimo tego na jego twarzy wciąż widniał złośliwy uśmieszek.
Ostatecznie wrócił do przeglądania tekstów przygotowanych przez Sayę, bowiem poza raportami o dwójce dziewczyn z klubu Kendo, sporządziła również kilka o innych uczniach. Większość z nich jednak szybko odrzucał, po szybkim przejrzeniu kilku kluczowych informacji.
"W Kuoh jest naprawdę sporo młodych talentów. Tylko że..." - zamyślił się. - " Duża ich część pochodzi ze znanych rodów, natomiast ci którzy nie są rozpoznawalni, posiadają Sacred Gear. Obie opcje wykluczają ich jako potencjalnych kandydatów. Cóż... powinienem się cieszyć że Sayi udało się znaleźć przynajmniej dwójkę niewyróżniających się osób z pewnym potencjałem."
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z impetem.
- Saya-chan już poszła, nya~? - zapytała czarnowłosa kocica, wkraczając do salonu.
Naruto natychmiast spojrzał w stronę młodej kobiety. Spoglądał na nią w milczeniu, podziwiając istne żywe dzieło sztuki... najpewniej erotycznej.
Kuroka miała na sobie otrzymany w prezencie biały szlafrok, z miękkiej i o dziwo cienkiej tkaniny. Był on wyjątkowo obszerny, co jednak nie przeszkodziło jej ubrać go tak, by odsłaniał jak najwięcej jej mlecznobiałej skóry. Ogromny dekolt na połowę piersi, niemal w pełni odsłonięte ramiona i część pleców, oraz niczym nie zakryte zgrabne nogi.
Nie miał bladego pojęcia, jak ta kocica to robiła. Każde ubranie, nawet najbardziej niewinne, założone przez nią zdawało się być stworzone, by odsłaniać jak najwięcej ciała w jak najbardziej pociągający sposób. Był to zapewne efekt lat praktyki... wspomożonych naturalnymi atutami.
Ogromne piersi, naprężające front szlafroka do granic możliwości i przebijające się przez cienki materiał sztywnymi sutkami. Niesamowicie długie, rozpuszczone czarne włosy, sięgające niemal podłogi. A także nadające jej egzotycznego smaku kocie uszy i ogony.
Zdecydowanie - naturalne atuty.
- Mhm. - odmruknął w końcu twierdząco na jej pytanie, wracając do dokumentów.
Czarnowłosa zatrzymała się obok niego, opierając biodrem o biurko.
- Czyli niepotrzebnie się ubierałam, nya. - westchnęła, wyraźnie zawiedziona.
- Nie sądzisz, że powinnaś się przyzwyczaić do noszenia odzieży? - spytał, spoglądając na nią kątem oka. - Możliwe, że nasza mała rodzinka wkrótce się powiększy... a poza tym lepiej żebyś była przygotowana. Nigdy nic nie wiadomo.
- Raaany~! - jęknęła i skrzyżowała dłonie pod biustem, zaczynając się dąsać. - Wiesz przecież, że nie cierpię, jak materiał wpija się w moje cycuszki... Moja skóra jest delikatna, nya~!
- Nikt ci przecież nie każe od razu ubierać obcisłych strojów bojowych. - stwierdził rozbawiony, odkładając dokumenty. - Chcę tylko, abyś w każdej chwili była przygotowana... no i nie chcę speszyć tych dziewczyn.
- Ale ja jestem gotowa cały czas, nya~! - miauknęła, przechodząc za Phenexa i przyklękając, by spleść ramiona wokół jego szyi i oprzeć podbródek o jego ramię. - Ubrania nie są mi potrzebne podczas walki, nya~! - wyszeptała złośliwie, kompletnie ignorując sprawę potencjalnych nowych członkiń parostwa.
- Czyżby? - zapytał figlarnie, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Cóż... będę o tym pamiętał. Może przy następnych treningach?
- Naprawdę, nya? - odparła, tak jakby zdziwiona. - Nie masz nic przeciwko?
- Może... - stwierdził wymijająco, mrugając jednak psotnie. - Obiecuję, że będę o tym pamiętał. Jednak podczas faktycznych walk... - przerwał na chwilę, zagłębiając się w myślach. - Cóż, bez wątpienia nago rozpraszałabyś przeciwników...
- Prawda, nya~?
- ...ale jednocześnie odsłoniłabyś się przed nimi. - dokończył szybko. - Wrogowie mogą nie mieć skrupułów. Widok czarnowłosej piękności, wymachującej swoimi... ogonkami, potrafi być bardzo kuszący. - oznajmił, sugestywnie wypominając nekomacie sytuację sprzed kilku minut. - Naprawdę... Powinnaś bardziej panować nad swoim ciałem, Kuro.
- Ach tak? - syknęła z błyskiem w oku.
Nim jej Król był w stanie zareagować, delikatnie liznęła blizny na jego lewym policzku, przesuwając jednocześnie opuszkami palców po tych na prawym.
Zaskoczony blondyn momentalnie zadrżał.
- K-Kuro... Proszę, nie teraz...
- Czemu, nya~? - zapytała ze złośliwym uśmieszkiem. Po raz kolejny przeciągnęła języczkiem po śladach na jego twarzy, drugą dłonią zaczynając powoli masować teraz wilgotny, lewy policzek. - Ty nie miałeś z tym problemów!
- Ty mała... - wysyczał, ciężko zarumieniony.
Kątem oka zdołał dostrzec poruszający się w pobliżu jego ręki ogon i niemal natychmiast przesunął prawą dłoń w jego kierunku. Dziewczyna wyczuła jednak ruchy swego Króla i złożywszy szybki, acz soczysty całus na jego policzku, gwałtownie odsunęła się od niego, w ostatniej chwili unikając pochwycenia.
- Nie tym razem, nya~! - miauknęła kąśliwie.
Oddalając się od Naruto zaczęła ponętnie poruszać biodrami i ogonami. Powoli ominęła blat i usiadła na jednej z sof skierowanych w stronę biurka, złośliwie opierając i krzyżując nogi na stole w taki sposób, by nie pozwolić mu dostrzec żadnych szczegółów.
- Naprawdę, nya... Powinieneś bardziej nad sobą panować, Naru. - sparafrazowała jego słowa z szerokim uśmiechem.
- Nie ja szczytowałem po chwili niewinnej zabawy! - odgryzł się, pocierając dłonią wciąż wilgotny, zarumieniony policzek. - Siedząc na biurku zawalonym ważnymi dokumentami, w obecności Sayi.
- Proszę cię... Założę się, że pomimo zawstydzenia, ta sadystka miała z tego niezły ubaw. - zauważyła z jakby niezręcznym wyrazem twarzy. - A co do dokumentów... Twoja wina! Trzeba było oprzeć się pokusie! - odpowiedziała oskarżająco, pokazując mu język.
Naruto jedynie prychnął słabo na jej oskarżenia.
- No przyznaję... nie przemyślałem tego. - stwierdził szczerze. - Ale z drugiej strony nie byłem zbyt ostry.
- Tak, tak... - westchnęła zrezygnowana, machając dłonią na znak zakończenia dyskusji. - Zmieniając temat... Talvi mówiła ci, o czym chce porozmawiać?
- Nie. Powiedziała jedynie, że poczyniła znaczne postępy w swoich badaniach... i znalazła coś w starych zapiskach.
- Starych zapiskach, nya~? - zapytała, przymrużając oczy. - Jak starych?
- Eh... Nie mam bladego pojęcia. Cholera, nie wiem nawet kiedy i jak ona weszła w posiadanie takich dokumentów. - odpowiedział z ciężkim westchnieniem, odchylając się w tył. - A wątpię, żeby te zapiski tak po prostu leżały sobie w jakichś starych, zakurzonych archiwach, czekając, aż ktoś je znajdzie.
- Chyba lepiej będzie ją o to wypytać... - wyszeptała. Jej głos zdradzał nutkę zatroskania.
- Taki mam zamiar. - zgodził się bez zastanowienia, zamykając oczy w kontemplacji. - Ale nie ma co się o nią martwić na zapas. Jest silna.
- Komu jak komu, ale mnie nie musisz przypominać o umiejętnościach tej... przerośniętej małpy. - odparła. Jej usta wykrzywiły się w grymasie.
- Ciągle sobie dogryzacie? - zapytał, spoglądając na nią z rozbawieniem. - Słodkie... Dwie przyjaciółki nieustannie wypominające sobie wzajemnie swoją prawdziwą naturę.
- Ona zaczęła z tą "Kicią rui". - parsknęła niewzruszona, wstając z kanapy i przeciągając się. - Nyaaa~! Zgłodniałam... Ciekawe czy w kuchni zostało coś słodkiego? - miauknęła pod nosem, ruszając w stronę wyjścia.
Czując na sobie wzrok swojego pana ponownie zaczęła kołysać biodrami i ogonami, dając mu na sam koniec niewielki pokaz.
- Kuro. - zawołał poważnym tonem. - Naprawdę, zacznij nosić w domu kimono. Nie chcę speszyć tych dziewczyn już pierwszego dnia.
- Rozumiem, rozumiem. Postaram się je nosić... z początku. - oznajmiła figlarnie, zamykając za sobą drzwi.
- Ta kobieta... - westchnął z wyczerpanym uśmiechem niebieskooki, ponownie odchylając się w tył.
Po krótkiej chwili odpoczynku powrócił do przerwanego przeglądania dokumentów. W dłoń złapał papiery dwóch dziewczyn z klubu Kendo, chcąc upewnić się, iż wyczytał już wszystko. Jednakże jego oczy zatrzymały się na karcie Murayamy, a konkretnie na jednym fragmencie zapisanego na niej tekstu. W miarę czytania jego oczy zwężały się w szoku.
- Rodzina Shimizu przygarnęła Murayamę po tragedii, w wyniku której cała jej rodzina, wykluczając wyżej wymienioną, straciła życie. Państwo Ueda spłonęli w swoim domu w Kuoh siedem lat temu. Przyczyna pożaru: nieznana, spekulacje dotyczące eksplozji butli z gazem; choć Murayama zaprzecza istnienia w budynku jakiegokolwiek zbiornika gazu. Ciała: nieodnalezione. - wyczytał i z teraz szeroko rozwartymi oczyma, po raz kolejny odchylił się w tył. - Siedem lat temu!? Przecież to by oznaczało że...
 
23 kwiecień, piątek - popołudnie.
 Akademia Kuoh, sala klubu Kendo.
 
- Yuhara-san? - zagadnęła cicho Saya, zdejmując z siebie strój treningowy.
- Tak?
- Katase i Murayama nie przyszły dzisiaj do szkoły? - zadała szybkie pytanie. - Miałam do nich sprawę, ale ani razu ich nie widziałam.
- Ach... Tak. Słyszałam, że zwolniły się z dzisiejszych lekcji. - odparła blondynka, powoli ubierając jasny biustonosz. - Chyba miały jakieś sprawy rodzinne do załatwienia, lecz nie dam ci za to głowy.
- Rozumiem... Dziękuję. - podziękowała blondynce, ściągając z siebie biustonosz i majtki, i sięgając po zamienną bieliznę. Jej wzrok powędrował w stronę zaklejonej dziury w ścianie. - Znowu zakleiliście tą dziurę? Nie prościej było by tam przybić deskę... czy coś w tym stylu?
- Jasne że było by prościej, ale dyrektor nie wyraził na to zgody. - zauważyła Yuhara, zgrzytając zębami. - Poważnie... Czasami wydaje mi się, że on stoi po stronie tych zboków...
- Nic dziwnego. Skoro zdaje sobie sprawę z tego co robią, a nie podejmuje żadnych środków zaradczych...
- Prawda?
"Ale z drugiej strony kto zabija kurę znoszącą złote jaja?" - pomyślała Saya. - "Matsuda: Tireless Whirlwind, Sacred Gear negujące zmęczenie użytkownika podczas biegu... Motohama, aka Zmora Dziewczyn: Analyzing Glance, Sacred Gear manifestujące się w formie okularów natychmiastowo analizujących sytuację wokół... w jego przypadku zmodyfikowane perwersją o dodatkową możliwość pomiaru kobiecych wymiarów." - przypomniała sobie, mimowolnie zasłaniając ramionami biust. - "Cóż, dobrze że wśród dziewczyn również jest osoba posiadająca ten Dar..." - zauważyła, przypominając sobie pewną zboczoną dziewczynę o brązowych włosach splecionych w dwa warkocze. - "No i Hyoudou Issei..."
- Saya-san, zamknij proszę pomieszczenie, gdy będziesz wychodzić. - przewodnicząca przerwała jej nagle rozmyślania.
- Ah... Tak, jasne. - odpowiedziała wychodzącej dziewczynie, szybko wkładając na siebie bieliznę i mundurek.
Gdy tylko skończyła się ubierać, złapała za klucze i wyszła z sali, zamykając ją, po czym szybko opuściła teren szkoły. Idąc ulicą, kierowała się na przedmieścia, w sobie tylko znanym kierunku.
Jej chód trwał kilkadziesiąt minut. W międzyczasie słońce zaczęło powoli opadać w stronę horyzontu.
Gdy czarnowłosa w końcu się zatrzymała, stała przed niedużym piętrowym domem. Szybko wzięła głęboki wdech, po czym podeszła do drzwi i zadzwoniła. Wewnątrz budynku rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka, a już po krótkiej chwili usłyszeć można było głośne skrzypienie podłogi. Drzwi zostały otwarte przez mającą czterdzieści, może trochę więcej lat kobietę o jasnoróżowych włosach; siedzącą na wózku inwalidzkim. Kisaragi od razu ją rozpoznała, może ze względu na podobieństwo.
Matka Katase, Shimizu Ayao.
- Tak? Mogę w czymś pomóc? - zapytała uprzejmym głosem czerwonooką.
- Em... Jest może Katase lub Murayama?
- A... mogłabym zapytać kim pani jest?
- Najmocniej przepraszam... Nazywam się Kisaragi Saya, jestem ich przyjaciółką. - odparła momentalnie na pytanie kobiety.
- Ah... Ty jesteś Saya-chan? Dziewczyny mi sporo o tobie mówiły.
Na policzki Sayi momentalnie zawitał ledwo widoczny rumieniec.
"Saya... -chan?" - zapytała samą siebie głęboko w duszy, lekko zawstydzona.
- Wejdziesz? - kobieta zaprosiła ją do środka gestem ręki.
- T-tak... - odszepnęła, wchodząc do budynku. Zaraz po przekroczeniu progu ściągnęła buty, ustawiając je pod ścianą. - Przepraszam za najście...
Różowo włosa zaprosiła ją do kuchni, gdzie po szybkim zaparzeniu i rozlaniu herbaty do filiżanek przysunęła się do stołu naprzeciw Sayi. Bez chwili namysłu wzięła niewielki łyk naparu.
- Musisz mi wybaczyć... Nigdy nie byłam dobra w parzeniu herbaty. - przeprosiła momentalnie kobieta.
- N-nie... Jest pyszna! - odpowiedziała, również biorąc nieduży łyk.
- Cieszę się... Więc, Saya-chan, o co chciałaś zapytać moje córki?
- Cóż, widzi pani... Mój przyjaciel niedawno wrócił do Japonii i zaprosił mnie na weekend na Hokkaido. - skłamała. - Powiedział, że jeśli chcę, to mogę ze sobą zabrać przyjaciół... i pomyślałam, że może...
- ...Katase i Murayama będą chciały pojechać? - dokończyła pytanie za dziewczynę.
- T-tak.
- Cóż, nie mam nic przeciwko i wątpię, by dziewczyny odmówiły. - stwierdziła bez chwili namysłu. - Jednak będziesz musiała je zapytać, kiedy już wrócą.
- Wrócą?
- Tak. Widzisz... Mój mąż nadzoruje renowacje starych budowli, ale czasami zdarza mu się nie wrócić na noc. - powiedziała. - To nic niezwykłego, taka praca... ale rano Murayama i Katase poprosiły mnie , żebym zwolniła je z dzisiejszych lekcji.
- To trochę... dziwne.
- Cóż, może z perspektywy osoby z zewnątrz. - odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. - Murayama... sporo przeszła w życiu i pewna nadopiekuńczość oraz troska nie jest w jej przypadku niczym dziwnym. Poza tym to nie pierwszy raz, kiedy prosi mnie o zwolnienie z lekcji, by pojechać  i zobaczyć się z ojcem.
- Rozumiem... Cóż, pani wybaczy, ale muszę się już zbierać. - przeprosiła, odstawiając pustą filiżankę. - Herbata była pyszna.
- Cieszę się. Odwiedź nas jeszcze kiedyś. - poprosiła, odwracając wózek i odprowadzając czarnowłosą do drzwi.
Dziewczyna szybko ubrała buty i otworzyła wyjście.
- Oczywiście. Do widzenia. I... jeśli mogę prosić, niech pani przekaże dziewczynom, że jeśli się zgodzą, to będę na nie czekać jutro na stacji. - odparła z niewielkim uśmiechem, wychodząc.
- No dobrze, Saya-chan. - rzuciła na pożegnanie, zamykając za nią drzwi.
Czerwonooka przeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się na ulicy i spojrzała na dom przyjaciółek, z delikatnym rumieńcem zdobiącym twarz.
- Chyba nigdy nie przywyknę do zdrobnień... - westchnęła ciężko, odwracając się i udając w sobie tylko znanym kierunku.
Przez kolejne minuty kroczyła powolnym krokiem przez uliczki Kuoh, co jakiś czas zmieniając kierunek chodu, zupełnie jakby krążyła bez celu pogrążona w rozmyśleniach. Słońce znajdowało się już tuż nad horyzontem, emitując żółto-pomarańczową poświatę.
Gdy zbliżała się do niewielkiego mostu nad jedną z głównych dróg miasta, z odrętwienia wyrwała ją rozmowa dwójki uczniów na owym moście.
- Proszę! Umówisz się ze mną? - czarnowłosa dziewczyna w czerwonym mundurku zapytała głośno brązowowłosego chłopaka, pochylając się lekko w błagalnym ukłonie.
Saya zatrzymała się pod niewielkim drzewem, przyglądając wyraźnie zakłopotanemu, choć jednocześnie uradowanemu chłopakowi. Rozpoznała w nim Hyoudou Isseia, jednego z Trójki Zboczeńców z Kuoh. Mimo początkowego szoku, jej twarz momentalnie przybrała wyraz skupienia, a wzrok padł na dziewczynę naprzeciwko zboczeńca.
- Upadła, co?
- Taa... - syknęła z niechęcią Kisaragi, lecz uczucie to zostało szybko zastąpione zaskoczeniem. - Zaraz...
Obok niej stała młoda dziewczyna, ubrana w pomarańczowe kimono z wzorami fal, lecz o bosych stopach. Jej brązowe włosy, spięte w okolicy bioder, niemal sięgały ziemi. Jej śnieżnobiałe oczy natomiast wpatrywały się w parę na moście.
- Hanabi...
- Yo, Saya-chan! - zawołała radośnie, odwracając się i machając do dziewczyny.
- Więc Naruto przysłał ciebie... - wywnioskowała. - Co sprowadza cię do mnie?
- Hmm... Zauważyłam z tego kierunku ciekawą aurę i chciałam po prostu sprawdzić, co to takiego... - odparła, spoglądając z pełną powagą na czarnowłosą dziewczynę na moście. - Nie spodziewałam się upadłej.
- Cóż, ostatnio kilkoro z nich pojawiło się na terenie miasta... choć nie sprawiali kłopotów. - zauważyła czerwonooka.
- Marne szanse, żeby tak zostało, biorąc pod uwagę nagromadzenie posiadaczy Sacred Gear... a zwłaszcza jego obecność. - odszepnęła kasztanowo włosa, przerzucając wzrok na rozmawiającego z upadłą anielicą ucznia. - Z początku wydawało mi się, że to najzwyklejszy Twice Critical, ale z takiej odległości... Boosted Gear?
- Tak. Choć wątpię, żeby ta Upadła to odkryła. Nawet ja miałam problem z dojściem do tego.
- Nic dziwnego. Jego poziom mocy jest tak niski, że osłabia nawet aurę emanowaną przez Sacred Gear. - zauważyła Hyuuga. - Nie będąc sensorem zauważenie tego jest niezwykle trudne.
- Nie musisz mi tego mówić, sama doskonale zdaję sobie z tego sprawę... - odpowiedziała młodszej, spoglądając ponownie na dwójkę uczniów. Dziewczyna pożegnała się z Isseiem i odeszła w swoją stronę, podczas gdy on ruszył biegiem w przeciwną. - Tak sobie tu dyskutujemy... ale czy ty czasem nie miałaś jak najszybciej odszukać tego zdziczałego diabła, Hanabi?
- Diablicy.
- Skąd ty niby...
- Już ją znalazłam. W międzyczasie zdążyłam nawet zjeść deser... - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic. - Nie miałam pojęcia, że są tu tak dobre cukiernie. Musimy kiedyś przejść się tu wszyscy, razem z Naruto.
- Znalazłaś ją i zamiast tam iść, to stoisz i ze mną dyskutujesz? - zauważyła, powracając do właściwego tematu.
- Cóż... we dwójkę pokonanie jej, utrzymanie przy życiu i przeniesienie do posiadłości powinno pójść znacznie szybciej i łatwiej, a co za tym idzie - dyskretniej, niż gdybym robiła to w pojedynkę, nie uważasz? - wysunęła tezę. - Poza tym, pierwotnie była to twoja misja, a że nie dałaś sobie z nią rady...
- Eh... Oszczędź mi tego wykładu. - westchnęła zrezygnowana czarnowłosa. - Niech ci będzie.
- Świetnie. Tylko... - szepnęła z radosnym uśmieszkiem, zaczynając nisko podskakiwać na palcach. - Nadążysz?
- Nie. - odparła beznamiętnie. - Nie mam w zwyczaju zwalniać podczas biegu.
- Świetnie... - stwierdziła figlarnie, wykonując nieco wyższy skok. - Promocja: Skoczek.
Całe jej ciało na krótki moment zalśniło delikatnym, błękitnym blaskiem, a w chwili, gdy ponownie dotknęła palcami ziemi, razem z Sayą wybiła się i ruszyła w przód z niesamowitą prędkością, wywołując silny podmuch wiatru.
Przez kilkanaście minut obie dziewczyny biegły uliczkami, co jakiś czas przeskakując również po dachach domów, aż w końcu zatrzymały się przed dużą, opuszczoną budowlą na obrzeżach miasta. W okolicy nie było praktycznie żadnych innych budynków
- To tutaj? - zapytała czarnowłosa, przyglądając się zrujnowanemu domostwu.
Brakowało drzwi, a większość okien została wybita lub nie było ich wcale. Tynk natomiast już dawno zaczął odpadać od popękanych ścian.
- Tak. - odpowiedziała krótko Hanabi.
Błękitna aura po raz kolejny na krótko otoczyła jej ciało, dezaktywując efekt Promocji.
- Czego możemy się spodziewać?
- Nie mam bladego pojęcia. - stwierdziła młodsza, wytężając wzrok. Dookoła jej oczu uwypukliły się liczne nerwy, schodząc nawet na  obszar policzków. - Jak na zdziczałą jest całkiem kompetentna. Zasłoniła wnętrze budynku ledwo wyczuwalną barierą, nałożyła nań iluzję oraz stłumiła swoje moce magiczne. - podsumowała. - Z moimi oczami jestem co prawda w stanie przejrzeć przez barierę i jej magię, choć wszystko co widzę jest rozmazane.
- Rozumiem... Nie traćmy więc czasu. - zaczęła Saya, podchodząc do wejścia. - Ty to zrobisz czy ja?
- Pozwól że ja... - odszepnęła niepewnie Hyuuga, stając obok starszej przyjaciółki. - Jesteś za mało subtelna, Saya-chan.
Powiedziawszy to, brązowowłosa wystawiła prawą rękę i jakby dotknęła niewidzialnej ściany, jednocześnie wykonując lewą kilka znaków. Jej wyciągnięta dłoń momentalnie zaczęła emanować jasną aurą, która szybko utworzyła niewielkie załamanie pola ochronnego.
Obydwie dziewczyny pewnym krokiem wkroczyły do środka, zamykając za sobą utworzone przejście.
- Krew. Świeża. - zauważyła niechętnie Kisaragi, zasłaniając nos palcami dłoni. - I ludzka.
- I jest jej dużo... - dokończyła za przyjaciółkę, dostrzegając pokrywającą część podłogi i ścian posokę. Gdzieniegdzie ujrzeć można było również resztki wciąż świeżych, ludzkich szczątków.
Obie dziewczyny ruszyły w głąb pomieszczenia, które najwidoczniej służyło niegdyś jako miejsce spotkań, lub magazyn. Nagle Saya zatrzymała się, przyklęknęła i podniosła z ziemi zalaną krwią fotografię.
- Zdjęcie? - wyszeptała, przecierając je kciukiem.
Po chwili odbitka bezszelestnie wysunęła się z pomiędzy jej bezwładnych palców, ponownie lądując w szkarłatnej kałuży. Przedstawiała czteroosobową rodzinę - starszego siwego człowieka, kobietę na wózku oraz dwie nastolatki; jedną o krótkich różowych włosach, a drugą o długich brązowych, spiętych w kucyk. Saya z szeroko otwartymi oczami i niedowierzaniem wpatrywała się w zabarwiony przez krew obrazek.
- Ah... Nowy posiłek? - odezwała się nagle istota z wnętrza budowli.
Niemal na środku pomieszczenia, w ciemnościach, siedziała naga od pasa w górę młoda kobieta. Jednakże bardziej niż jej kształty uwagę przykuwała jej dolna, zmutowana część ciała, przypominająca mieszaninę ciała konia z łapami lwa. Powoli podniosła się, stając na wszystkich czterech łapach.
- Szkoda... Dopiero co przetrawiłam poprzednich, a jeszcze chciałam skosztować miękkiego mięska tych dziewczynek... - westchnęła złowrogo, jakby z nutką rozczarowania, spoglądając w dół.
Pod jedną z jej łap leżała zakrwawiona brązowowłosa, a naprzeciw, pod ścianą w pobliżu wejścia, w pozycji siedzącej znajdowała się druga dziewczyna, o różowych włosach, miejscami przebarwionych przez krew spływającą z jej czoła i głowy. Obydwie były nieprzytomne i blade jak sama śmierć.
- No nic... Na zimno będę lepsze na deser...
- TY KURWO!!! - ryknęła wściekle Saya, unosząc lewą rękę.
W pobliżu jej dłoni momentalnie pojawiły się krążące wokół siebie karmazynowe pierścienie, zapisane przedziwnym alfabetem runicznym. Dziewczyna gwałtownie wsunęła ramię w magiczną sferę, wyciągając z wnętrza katanę w karmazynowej pochwie, zapieczętowaną dodatkowo czymś, co przypominało rzędy zaciskających się na sobie zębów. Pierwszy rząd umiejscowiony był na skraju pochwy, drugi natomiast spełniał rolę tsuby. Czerwonooka bez chwili namysłu złapała prawą ręką za rękojeść, a zakleszczające się na sobie blokady katany jednocześnie się otworzyły. Nim jednak zdążyła wysunąć ostrze, stojąca do tej pory obok niej Hanabi szybkim skokiem skróciła dystans między sobą, a zdziczałą diablicą.
Demon bez chwili zastanowienia uniósł łapę, jeszcze przed chwilą przygniatającą nieprzytomną nastolatkę.
- A więc drugie danie zaczniemy od delikatnego, młodego mięska. - syknęła z satysfakcją zmutowana kobieta, wykonując duży zamach.
- H-Hanabi! - krzyknęła zaskoczona Saya.
Cios zdziczałej z impetem trafił brązowowłosą, wznosząc w powietrze niewielką chmurę pyłu.
- Huh? - westchnęła nagle, zaskoczona, czując pod łapą silny opór.
- Promocja: Wieża. - syknęła Hanabi, będąc przez krótką chwilę otoczona błękitną poświatą.
Lewym ramieniem powstrzymywała wciąż napierający szpon zdziczałej, a jej stopy wbiły się płytko w kamienne podłoże, tworząc liczne i duże pęknięcia. Gdy tylko przestała sunąć pod wpływem impetu uderzenia, lekko ugięła kolana i zebrawszy w otwartej, prawej dłoni dużą ilość energii magicznej, wymierzyła szybki cios w czarnowłosą bestię. Ta odruchowo zasłoniła twarz rękoma, lecz potężny podmuch wiatru, wywołany atakiem Hyuugi, okazał się wystarczająco silny, by posłać ją z krzykiem na tył sali.
- Saya!!! - ryknęła nagle nastolatka w stronę przyjaciółki.
Kisaragi momentalnie oprzytomniała i z całych sił zaciskając zęby w gniewie, zamknęła blokady trzymanego miecza. Następnie wystawiła do przodu prawą dłoń, w której zaczęły wirować liczne magiczne pieczęcie o karmazynowej barwie. Jej oczy momentalnie rozbłysły czerwonym blaskiem. Zaklęcie zaczęło powoli zwiększać swoją objętość, aż nagle, w momencie gdy otoczyło dziewczynę, pękło i rozsypało się po pomieszczeniu z głośnym trzaskiem tłuczonego szkła. Przykuło to uwagę zdziczałej diablicy.
- Próbuje zwiać z tymi dziewczynami? - wyszeptała, analizując zachowanie czerwonookiej. - Jakbym ci na to pozwoliła! - ryknęła, formując rękoma magiczny okrąg.
W stronę Sayi wystrzelił pocisk ciemnozielonej cieczy. Szybko jednak został zepchnięty ze swego kursu przez kolejny podmuch wiatru, lądując na ścianie, która momentalnie została wypalona. Białooka natychmiast wykonała delikatny obrót, przybierając pozycję bojową między przyjaciółką a przeciwniczką.
- Magia Toksyn i Kwasu... Czyli nasze przypuszczenia były dobre. - szepnęła, skupiając na sobie wzrok przeciwniczki.
- Ty mała... - warknęła, rozglądając się po pomieszczeniu. Czarnowłosa jak i dwie nieprzytomne nastolatki zniknęły. - Heh... Widzę, że twojej towarzyszce udało się zwiać. Poświęcić się, żeby inni mogli uciec... to szlachetny czyn. Będę więc miła i zaoferuję ci szybką śmierć! - ryknęła, szarżując na brązowowłosą.
Hanabi jedynie delikatnie się uśmiechnęła, po czym, wraz z kolejnym obrotem, wykonała cios. Fala wiatru uderzyła w czarnowłosą, powstrzymując jej natarcie.
- Magia Powietrza... Upierdliwe.
- Będziesz miła i zaoferujesz mi szybką śmierć? - zapytała zdziczałą. - Czyżby odezwały się jakieś stare wspomnienia... Viser-san?
- Skąd ty...? - zaczęła diablica, lecz nagły ucisk wokół szyi przerwał jej wypowiedź. - Gha... Co? Ghu.. Gha... Co do jasnej... - warknęła z trudem, szamotając się we wszystkie strony.
Dopiero po chwili zrozumiała, że na jej gardle zaciskają się kobiece ramię. Z szokiem wypisanym na twarzy odwróciła głowę, kątem oka dostrzegając krwistoczerwone oczy o pionowych źrenicach.
- Jak... ty...
- Hanabi! - krzyknęła Kisaragi, z jeszcze większą siłą zaciskając ręce wokół karku Viser.
Białooka momentalnie zebrała w dłoniach dużą ilość energii, pod wpływem której powietrze wokół nich zostało sprężone i przesycone magią do poziomu, w którym zadawało się zakrzywiać widoczny przez nie obraz. Bez chwili zastanowienia, szybko niczym podmuch huraganu doskoczyła do przeciwniczki i z całą siłą uderzyła dłonią w jej nagi brzuch.
- Gha... Aaa... - zdziczała jęknęła resztką sił.
Brak tlenu i atak brązowowłosej okazały się zbyt dużym wyzwaniem do przetrzymania. Jej oczy powoli zatoczyły się w tył głowy, a ciało bezwładnie osunęło na podłogę. Saya szybko zeskoczyła z grzbietu kobiety, lądując obok młodszej przyjaciółki.
- Koniec... - szepnęła brązowowłosa, klękając na chwilę przy nieprzytomnej przeciwniczce i sprawdzając palcami jej puls.
- A teraz się pospieszmy! - warknęła Kisaragi, unosząc prawą rękę i pstrykając palcami.
Cały obraz dookoła momentalnie rozpadł się z głośnym trzaskiem, niczym szkło, ujawniając dwie dziewczyny, wciąż znajdujące się w tych samych miejscach co wcześniej.
- Racja... - skinęła białooka, analizując rany dziewczyn. - Nie wiem czy przeżyją, jeśli oddamy je w ręce ludzkich lekarzy... Musi się nimi zająć Iona. - stwierdziła, wstając i spoglądając we wciąż jarzące się magią oczy towarzyszki. - Zajmiesz się teleportacją?
- Pewnie. - odparła, lecz jej oczy szybko powędrowały do ledwo trzymającego się pola ochronnego wokół pomieszczenia. - Bariera ledwo się trzyma... Użycie zaklęcia teleportującego dla pięciu osób mogłoby ją złamać, a ja wolałabym żeby Rias-san i Sona-san nie nabrały podejrzeń, że w mieście jest diabeł spoza ich parostw.
- Trzeba było nie przyzywać Totsuka no Tsurugi. - syknęła Hanabi. - Ale trudno... Co się stało to się nie odstanie. Zajmę się przepływem twojej magii. To powinno wystarczyć, by nie zniszczyć bariery do czasu, aż stąd znikniemy.
- Dzięki Hanabi. - odparła czarnowłosa, zamykając oczy w skupieniu.
Młodsza z nastolatek szybko przeszła za przyjaciółkę i położyła obie dłonie na jej plecach. Po chwili oczy Sayi ponownie rozbłysły karmazynowym światłem, a na podłodze pomieszczenia pojawiła się magiczna pieczęć, zapisana nieznanym alfabetem. Z jej krańców wyłoniło się kilka eterycznych pierścieni, zapisanych identycznym językiem, które zaczęły obracać się wokół centrum zaklęcia. Po krótkiej chwili wszystkie obecne w pomieszczeniu osoby znikły w błysku światła, a okręgi rozpadły się wraz z barierą, otaczającą wnętrze budowli.
 
Poranek, w tym samym czasie.
Północna Norwegia.
 
Przed schodami prowadzącymi do starej, ogromnej posiadłości, stojącej u podnóża góry nieopodal stromego klifu, pojawiła się magiczna, zielona pieczęć. Okrąg rozbłysł delikatnym światłem, z którego następnie wyłoniły się dwie osoby: dziewczyna i chłopak.
Dziewczyna miała może siedemnaście lat i była piękną blondynką, o długich opadających za plecy włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie białą kurtkę z drobnym futrem dookoła szyi, całkowicie zakrywającą ramiona i uda, oraz wysokie, skórzane buty z niewielkim obcasem, zapięte pasami o dolną krawędź kurtki.
Chłopak miał włosy tej samej barwy, choć były nieco krótsze i ciemniejsze, zupełnie jak jego oczy. Ubrany był natomiast w czarną dresową bluzę o pomarańczowych akcentach, ciemne spodnie i skórzane buty.
- Jestem ci wdzięczny, Yumi.
- Niepotrzebnie, Naruto-sama. - odpowiedziała z uśmiechem. - To mój obowiązek jako twojej sługi. Poza tym... i tak planowałam się dziś tu wybrać.
- Mimo wszystko dziękuję ci. - powtórzył, obracając się i ruszając w stronę ogromnych drzwi willi. - Zobaczymy się za jakąś... godzinę.
- Zrozumiałam. - odrzekła, kierując swe kroki w stronę leśnej gęstwiny.
Młody Phenex szybko wspiął się po kilku stopniach, stając przed ciemnymi drewnianymi wrotami. Bez chwili namysłu nacisnął znajdujący się przy framudze włącznik, a wewnątrz budowli rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Po upływie kilkudziesięciu sekund ciszy chłopak jedynie ciężko westchnął.
- Znowu zasnęła przy księgach? A może po prostu czyta, słuchając muzyki? - wysunął wniosek, spoglądając na drzwi. - No nic. To powinna przynajmniej poczuć.
Szepnąwszy to, uniósł zaciśniętą prawą pięść i zamachnął się znad głowy, uderzając w twarde drewno. Jednak ku jego zaskoczeniu, cios nie wywołał silnego wstrząsu, a jedynie z impetem rozchylił odrzwia. Jego dłoń powoli opadła.
- Były otwarte? - wyszeptał niepewnie, wkraczając do posiadłości.
Mimo iż nie szedł tymi korytarzami po raz pierwszy, zachowywał wyjątkowo wysoką czujność. Każde mijane drzwi lustrował wzrokiem, każdą odnogę korytarza mijał ze szczególną ostrożnością. Przez dłuższą chwilę przechadzał się po dworku, mijając najróżniejsze pokoje, aż w końcu stanął przed znacznie większymi drzwiami na końcu korytarza, na piętrze. Prowadziły one do biblioteki.
Bez namysłu pchnął je ze znaczną siłą, wkraczając do środka. Sala była ogromna: wysoka na dwa piętra i przestronna niczym niewielki magazyn. Na podłodze w centrum sali wyryty był ogromny magiczny okrąg, natomiast ściany po bokach przerobione zostały na wielkie regały, wypełnione księgami. Ścianę naprzeciw drzwi z kolei zastępowało ogromne okno, pod którym stało przestronne biurko, a przed nim kwadratowy stół i dwie kanapy.
Nagle oczy Naruto zwęziły się w szoku.
Na drewnianym blacie leżała młoda dziewczyna o długich białych włosach i bladej cerze. Jej ubrania: zwiewna koszulka i spodnie, mimo iż były czarnego koloru, to od krwi przebarwiły się głęboką czerwienią.
- Talvi! - krzyknął, rzucając się w kierunku nieprzytomnej dziewczyny.
- Radziłbym ci się zatrzymać, jeśli cenisz sobie jej życie. - ostrzegł nieznany Phenexowi głos.
Należał do zakapturzonego chłopaka, siedzącego za biurkiem i beztrosko przeglądającego jedną z ksiąg. Spod płacht materiału wystawały pasemka srebrnych włosów.
Naruto momentalnie przystanął, wbijając wzrok w intruza.
- Ktoś ty? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Byłem zaskoczony, kiedy dziewczyna znana jako "Absolutne Zero" dotrzymała mi kroku. - kontynuował niewzruszony. - A teraz jeszcze okazuje się że ta "nieudacznica" zawarła pakt z diabłem! Doprawdy, ona coraz bardziej mnie intryguje...
- Pytałem kim jesteś!? - powtórzył Phenex, kipiąc gniewem.
- A czy to ważne? - odpowiedział nonszalancko, podnosząc się z fotela i obchodząc biurko. - Te informacje i tak na nic ci się nie zdadzą...
- Przestań sobie pogrywać!
- Dobrze, dobrze... Pod taaakim naporem chyba muszę uchylić rąbek tajemnicy~! - stwierdził, uśmiechając się z politowaniem. - Widzisz... czarodziejka z którą zawarłeś pakt, Talvi Syvanmeren, jakiś czas temu poprosiła o udostępnienie kilku ksiąg z naszych zbiorów... - zaczął, przesuwając powoli dłonią po jej śnieżnobiałych włosach. - Ja po prostu przybyłem by wyegzekwować cenę za oddaną wiedzę. Nic osobistego. - dodał gdy jego ręka zaczęła przesuwać się po odsłoniętym ramieniu nastolatki.
- Nawet nie próbuj...
- Strasznie żeś nerwowy! - zauważył, wyraźnie rozbawionym. - Nie martw się, nic jej nie zrobię. Małpki nie są w moim typie. Przybyłem tylko po wyniki jej badań, jednak... jako że nie miała zamiaru oddać ich dobrowolnie, muszę zabrać ją ze sobą.
- I myślisz że tak po prostu pozwolę ci ją porwać? Po moim trupie! - warknął i zacisnąwszy pięści, ruszył biegiem stronę przeciwnika.
- Da się załatwić~! - odparł, unosząc prawą rękę.
W jego otwartej dłoni pojawił się magiczny, biały krąg. W tej samej chwili wyryta w podłodze posiadłości pieczęć zaczęła emanować ogromną ilością energii.
- To jest...
- Boom~!
- Cholera...!
Potężna eksplozja wstrząsnęła całą okolicą. Zachodnia część willi została rozerwana na strzępy przez istny tajfun płomieni, a fala uderzeniowa rozrzuciła fragmenty ścian i szyb na cztery strony świata. Po dłuższej chwili z powoli przygasającego inferna wyłonił się zakapturzony. W lewej dłoni dzierżył sferę magicznych okręgów, zawierającą zebrane książki i notatki, prawą natomiast trzymał za włosy wciąż nieprzytomną Talvi. Wyrastająca z okolic jego bioder para czarnych, diabelskich skrzydeł momentalnie uniosła go wysoko w powietrze.
- Hah... Ha, ha, ha~! No nie wierzę! Ta dziewczyna ciągle mnie zaskakuje! - ryknął rozbawiony, przyglądając się wnętrzu zdemolowanego pomieszczenia.
Wypełnione księgami regały po bokach pokoju przetrwały eksplozję. Niektóre książki były otwarte i unosiły przed półkami, a litery wcześniej formujące tekst zdawały się tworzyć coś na kształt prowizorycznego pola ochronnego wokół reszty zbioru.
- Żeby prowizoryczna bariera była w stanie przetrwać takie zaklęcie...
- Często ją wyśmiewano, nabijano się z jej badań... Talvi nie wyróżnia się w tłumie tych wszystkich "genialnych" czarodziei, jednak w teorii magicznej oraz improwizacji nie ma sobie równych.
- Co? - syknął głucho zszokowany chłopak, spoglądając we wciąż szalejące resztki inferna.
Płomienna burza zaczęła coraz szybciej tracić na sile, aż w końcu całkiem zagasła. W jej dawnym centrum znajdowała się sfera pięknego, błękitnego ognia, która po chwili rozstąpiła się, ujawniając nienaruszonego przez eksplozję Naruto. Jego płomienie skupiły się na plecach, tworząc parę olbrzymich, niebieskich skrzydeł.
- Nie spodziewałem się, że spróbujesz wzmocnić własne zaklęcie jej magicznym okręgiem... - zauważył, lustrując zakapturzonego wzrokiem. - Jesteś całkiem niezły.
- Ha, ha... Ha, ha, ha, ha, ha~! - srebrnowłosy roześmiał się szalenie. - A ja muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że to przeżyjesz. Do tego te błękitne płomienie... Wygląda na to, że nie jesteś pierwszym lepszym diabełkiem.
- Każdy jest na swój sposób wyjątkowy.
Uśmiech sprzed momentu natychmiast zniknął z twarzy zakapturzonego.
- Słowa przegranych, wypowiadane jedynie w celu wyzbycia się wrażenia bycia bezwartościowym. - stwierdził beznamiętnie, gestem dłoni unosząc wyżej sferę z zebranymi zapiskami. - Zapewne długo moglibyśmy dyskutować o naszych poglądach, ale wątpię, abyśmy doszli do konsensusu.
Zakończywszy dyskusję, zakapturzony wysunął dłoń do przodu, formując nią magiczną, białą pieczęć z symbolem podobnym do trójkąta w centrum.
- "Słowa przegranych", tak? - Naruto powtórzył szeptem słowa oponenta, by wypowiedzieć kolejne zdanie donośnym tonem. - Też tak uważasz, Yumi?
Towarzysząca wcześniej Phenexowi blondynka znikąd pojawiła się za plecami srebrnowłosego, dzierżąc w obu dłoniach ogromny europejski miecz, spowity strumieniami zielonego ognia. Ostrze mierzyło ponad dwa metry długości i trzydzieści centymetrów szerokości, a u jego podstawy zamontowany był podłużny kamień runiczny z trzema przedziwnymi symbolami.
Yumi błyskawicznie wykonała nim zamaszyste cięcie, jakby zupełnie nic nie ważył.
- Ty... - syknął zakapturzony, w ostatniej chwili zauważając niebieskooką.
Wiedząc, iż nie zdoła skontrować ataku, momentalnie wykonał obrót w stronę przeciwniczki, zasłaniając się własnymi skrzydłami, przez które popłynęła magiczna moc. Dziewczyna uderzyła w nie z całą siłą, a podążająca za ciosem fala płomieni od razu spowiła je i ich właściciela.
Pomimo ataku zakapturzony uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic, gwałtownie rozpostarł skrzydła, rozpraszając okrążający go ogień.
- I to wszystko? To ma być płomień? - zapytał z politowaniem.
Najpierw odpowiedział mu gest dziewczyny - wskazanie palcem w dół. A potem jej ciche słowa.
- Spadaj.
Nim srebrnowłosy mógł w jakikolwiek sposób zareagować, jego skrzydła, zupełnie jakby nagle zaczęły ważyć kilkaset kilo, pociągnęły go z impetem ku ziemi. W szoku wypuścił z ręki białowłosą czarodziejkę, co wykorzystała Yumi i szybkim manewrem przechwyciła dziewczynę, lądując obok swojego pana. Zakapturzony natomiast uderzył z dużą prędkością o glebę, wzniecając chmurę pyłu.
- Gha...! Co to... ma być? - jęknął z bólu, starając się podnieść.
- Naruto-sama. Proszę, wygaś swe płomienie. - powiedziała Yumi, kładąc nieprzytomną Syvanmeren u stóp Phenexa i spoglądając ku uziemionemu przeciwnikowi. - Ja uporam się z tym diabłem. Nie ma powodu, żebyś...
- Skoro był w stanie pokonać Talvi, to nie dasz sobie z nim rady. -  Naruto odparł jej z powagą, ruszając ku dawnej szybie pokoju. - Osobiście się nim zajmę.
Zatrzymał się przy samej krawędzi, rozkładając szeroko ręce. Jego dłonie spowiły chmary błękitnych płomieni, wewnątrz których dostrzec można było miraż tajemnych symboli.
- Czyżby? - syknął srebrnowłosy, prawą dłonią formując przed sobą kilka magicznych okręgów, z których następnie wystrzeliły pociski energii.
Phenex zdawał się jednak w ogóle nie przejąć rzuconymi zaklęciami, niespiesznie zataczając okrąg obiema rękoma. Jakby od niechcenia zamachnął jedynie się swoimi skrzydłami, posyłając naprzeciw magicznej kanonadzie grad błękitnych płomieni, nikłych niczym iskry.
Energia zakapturzonego z łatwością przytłoczyła kontrę Naruto, szybko przebijając się w jego kierunku. Jednak z każdą sekundą jego zaklęcia zdawały się tracić na sile, którą z kolei zyskiwały błękitne płomienie, aż w końcu przerodziły się one z zaledwie drobnych płomyczków w ogromne kule ognia, które całkowicie pochłonęły resztki magii przeciwnika.
Widząc kłopoty w jakich się znalazł, chłopak zmarszczył brwi z niezadowolonym grymasie. Natychmiast zgromadził również dużą ilość magii w prawej dłoni i wykonał nią kilka zamachów, rozpraszając nadciągające inferno za pomocą podmuchów, przypominających ostrza wiatru.
- Mądrę posunięcie. - zauważył Naruto, szybko precyzując. - Użycie ataku pozbawionego magicznej energii.
- Teraz moja kolej. - stwierdził pewnie jego oponent, unosząc obie dłonie.
- Nie. To koniec.
Phenex zakończył swe przygotowania, a jego ręce opadły niemal bezwładnie na boki. Tuż przed nim unosił się teraz pierścień błękitnego ognia, równomiernie przyozdobiony nieznanymi symbolami i wciąż połączony ze swym twórcą dogasającymi płomieniami.
- Co ty...
Gdy tylko połączenie zostało zerwane, okrąg nagle zapadł się w siebie i zniknął, nie pozostawiając żadnego śladu. W tej samej chwili rozproszone pozostałości ognistych kul Naruto otoczyły zakapturzonego w nowym, ogromnym pierścieniu, który momentalnie wypełnił się błękitnym światłem.
- Przepadnij... Zniknij tam, gdzie spoczywa wszelkie życie. - wyszeptał gniewnie, niemal jak na pożegnanie. - Zatoń w głębinach oceanu!
- Ghaaaaaaa! - srebrnowłosy ryknął z niewiarygodnego bólu, zapadając się w zabójczy błękit. -  Co... to... jest!?
Jego nogi i skrzydła zostały już pochłonięte przez niebieską aurę, wciąż jednak miał w nich czucie, przez co doznawał nieopisanej agonii. Tracąc z bólu równowagę, spróbował podeprzeć się lewą ręką, lecz ta podzieliła los dolnej części ciała, zapadając się w energii.
- Ja... Ja mam skończyć w taki sposób!? - warknął gniewnie, gromadząc energię w prawej dłoni. Niespodziewanie z jego pleców wyrosła druga para skrzydeł. - Niedoczekanie!!!
- Co do...!?
Naruto nie miał czasu na dłuższe oględziny, choć nie były mu one potrzebne. Błękitny okrąg eksplodował z niewiarygodną siłą, wywołując równie potężną falę uderzeniową i wzniecając chmurę pyłu i dymu. Po chwili wyfrunął z niej ranny, lecz wciąż żywy srebrnowłosy. Jego jasnoniebieskie oczy lustrowały Phenexa, lecz płonący z nich gniew był znikomy.
- Jak to możliwie!? Przecież coś takiego... - szepnęła kompletnie zaskoczona Yumi, zasłaniając palcami otwarte szeroko usta.
- Ta dziewczyna... odkryła to... choć dała radę ukryć ten fakt przed Kościołem, więc jestem pewien... że też wiesz... - wysyczał, ciężko dysząc. Jego prawa ręka trzymała miecz, uformowany z białego światła. - Boga nie ma już wśród nas... a to oznacza, że istoty takie jak ja... mają prawo bytu! - ryknął resztą sił, rozpościerając szeroko swoje skrzydła.
Miał teraz dwie ich pary - dolne, czarne jak smoła skrzydła diabła oraz górne, białe niczym śnieg skrzydła anioła.
- Pół-anioł, pół-diabeł? - wyszeptał z niedowierzaniem Naruto.
- Jak widać... też nie należę do... "zwyczajnych diabełków." - wydyszał, lecz w słowach tych pobrzmiewała duma. Jego wzrok wylądował na zakrwawionej i nieprzytomnej Talvi. - Odpuszczę sobie dziewczynę... lecz księgi i notatki zabieram... zgodnie z umową.
Oznajmiwszy swe zamiary, przywołał do siebie sferę z zapiskami i uformował pod stopami magiczny okrąg teleportujący.
- Talvi jest pod moją opieką! - oświadczył Phenex. - Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, to nie skończy się tylko na przypaleniu!
- Ha, ha, ha... Naruto, tak? - zapytał, nie oczekując jednak na odpowiedź. - Mam na imię Luvien i dziś przegrałem... dziewczyna należy więc do ciebie. Niestety, moja samolubna decyzja nie ma żadnego znaczenia... nie w przypadku odgórnych rozkazów. Prędzej czy później otrzymasz odpowiedź na dzisiejsze działania...
- Więc nie działasz sam... - wywnioskował, lustrując srebrnowłosego wzrokiem. - Kto w takim razie pociąga za sznurki? Komu służysz?
- Jesteśmy Illuminati. - oznajmił uroczyście, lecz bez jakichkolwiek emocji. - Służymy Maou, którzy stworzyli Zaświaty. Nie akceptujemy porażek.
Wraz z ostatnim słowami, będącymi ostrzeżeniem, Luvien zniknął w błysku teleportacji. W ruinach posiadłości zapanowała cisza, po krótkiej chwili zmącona przez ostry kaszel Phenexa.
- Khu, khu... Cholera... Khu, kha... - wysyczał, zasłaniając usta dłonią. - Przesadziłem... Kha, kha...
Wraz z kolejnym napadem kaszlu opadł na kolana, a spomiędzy jego palców wypłynęło nieco krwi.
- Naruto-sama! - zaniepokojona Yumi szybko zbliżyła się do swego pana.
- Nic mi nie jest! - uspokoił ją, unosząc prawą rękę.
Jego palce zapłonęły błękitnymi płomykami, a paroma ich ruchami utworzył niewielki okrąg. Był identyczny, co ten użyty przeciwko Luvienowi i tak jak on, natychmiast wypełnił się błękitną materią.  Substancja wypłynęła z pierścienia, rozrzedzając się i przybierając formę płomieni, które to następnie zaczęły wnikać w skórę Phenexa. Z każdą chwilą zdawał się odzyskiwać siły, a po kilku sekundach zamknął okrąg i wstał, ruszając w kierunku nieprzytomnej Talvi.
- Z takimi obrażeniami nie ma żadnych szans na przeżycie... - stwierdził po bliższej inspekcji, biorąc białowłosą w ramiona. - Yumi! Zabierz nas do Iony! Natychmiast!
- Z-zrozumiałam! - odpowiedziała, zbierając w dłoniach energię magiczną.
Po chwili uformowała zaklęcie teleportujące i rozpostarła ręce. Zielonkawa pieczęć pojawiła się pod ich stopami, a wokół zaczęły obracać się magiczne pierścienie.
- Illuminati... - Naruto syknął przez zaciśnięte zęby, wzrokiem szybko lustrując posiadłość i analizując zniszczenia, dokonane przez zaklęcie zakapturzonego. - Wygląda na to, że nasz spokój znów dobiegł końca...

*********
Tak więc oto nowy rozdział! Poznaliśmy kolejną dwójkę z parostwa Naruto - Hanabi i Yumi, więcej informacji o nich znajdziecie w zakładce "Parostwo Naruto". Pojawiła się także wzmianka o Ionie. Liczę że rozdział się podobał!
A i jeśli nikt się jeszcze nie zorientował - Saya to jedyna postać pochodząca z innego anime niż Naruto i DxD, a niebędąca OC - pochodzi ona z anime Blood C.
To teraz kilka informacji:
1. Aktualizowanie historii - są dwie wersje kolejności aktualizowania. Wyglądają tak:
a) Naruto Phenex x2, Naruto Rikudou x1...
b) Naruto Phenex x1, Naruto Rikudou x1...
c) pieprzyć harmonogram! Będę pisał i wrzucał to na co aktualnie mam wenę.
Jak to jeszcze będzie zobaczymy...
2. Odpowiedzi na komentyyyyyy:
Exodus - dzięki za wiarę w ludzi - demotywuj mnie dalej ;_;
Naruto Kitsune - błagam... Jeśli piszesz "kiedy next" napisz wcześniej jakiś inny komentarz... Plosę? (maślane oczka)
Ecleette - z powodu trzech kropek pod koniec nie potrafię stwierdzić czy to pochwała czy ironia... Mimo wszystko - Arigatou!
OverLifess - faktycznie DxD będę musiał jeszcze raz przeczytać od początku, ale w Naruto nie ma lepszej encyklopedii ode mnie xP. I pragnę również zauważyć ze kilka szczegółów może się różnić od oryginału - taki urok mieszania uniwersów
3. Ta historia pojawia się również na fanfiction.net, wiec jakby co to tamta wersja nie jest wrzucana przez kogoś innego niż ja xD
No, to tyle. Napiszcie czy rozdział wam się podobał.
Sayo.