sobota, 16 czerwca 2018

Rozdział 3

Podjąłem decyzję, by podzielić rozdziały opowieści na kilka typów.
Część może pojawić się tylko na fanfiction,
choć tam trochę inaczej będzie to wyglądać.

1. Normalna - np. Rozdział 1 - Główna historia: Naruto i parostwo.
2. Dodatkowa - np. Rozdział 1.5 - Krótkie dodatki: dodatkowe postacie/wydarzenia.
3. Omake - np. Omake 1.1 - Dodatkowe historie: przeszłość i poboczne postacie.
4. LEMON - np Rozdział 1.L - Sceny łóżkowe, a.k.a. sceny seksu.

Rozdział 3

"Więzi życia"

***

23 kwietnia, piątek - wieczór.
Posiadłość Uzumaki na Hokkaido.

Na łóżku w ciemnym pokoju leżała dziesięcioletnia brązowowłosa dziewczynka, przytulając do siebie dużego pluszowego misia. Na podłodze natomiast znajdowało się kilka innych zabawek i przytulanek, ustawionych w różnych kątach. Zapewne nie sprzątała ich przed snem, chcąc kontynuować zabawę z samego rana. Jednakże pomimo późnej pory i wciąż panującej na zewnątrz ciemności dziewczynka właśnie przecierała swoje oczy, budząc się ze snu.
- Mhm... Khe, khe... Co...? Co to za zapach? - wyszeptała cichutko, zasłaniając nos rękawem piżamy.
Niepewnie wstała z posłania i wciąż trzymając misia, podeszła do drzwi prowadzących na korytarz. Gdy jednak tylko je otworzyła, poczuła ogromne ciepło oraz zapach spalenizny, które szybko zaczęły przenikać do pokoju. Z przerażeniem na twarzy spostrzegła, iż część ścian pochłaniały języki płomieni i natychmiast panicznie odskoczyła w tył.
- Ma... Mamusiu!? Tatusiu!? Gdzie jesteście!? - krzyknęła z łzami w oczach, kurczowo przytulając do siebie puszystą zabawkę.
Na jej wołania odpowiedział jedynie trzask ognia trawiącego dom. Nie wiedząc co innego zrobić kontynuowała wołanie.
- Tatusiu! Gdzie...
Niespodziewanie budynkiem wstrząsnął głuchy wybuch. Brązowowłosa momentalnie skuliła się ze strachu, przytulając z całych sił trzymanego pluszaka i zanosząc się rzewnym płaczem. Nagle jednak trzask płomieni przebiły odgłosy głośnych kroków.
Dziewczynka bez chwili namysłu spojrzała w stronę z której dochodził tupot. Po schodach biegł brązowowłosy mężczyzna, a gdy tylko ją spostrzegł, skierował się do niej i zatrzymał obok. Dziecko momentalnie wtuliło się w jego nogi, chcąc choć trochę uspokoić swoje drżące ze strachu ciało.
On bez chwili namysłu delikatnie ją objął i przytulił, lecz po króciutkiej chwili, zaledwie sekundzie drgnął, jakby coś dostrzegając.
- Szlag... - syknął pod nosem, podnosząc dziewczynkę, która niemal odruchowo owinęła ręce wokół jego szyi, a gdy tylko to zrobiła, natychmiast ruszył korytarzem na tylną część domu.
- Tato? - zapytała niepewnie, wyczuwając dłońmi wilgotne plamy na jego koszuli.
Nie otrzymując żadnej odpowiedzi wyjrzała za ramię ojca. Jej piwne oczy momentalnie rozszerzyły się w szoku. Koszula była praktycznie przesiąknięta szkarłatną cieczą, wciąż wypływającą z jego pleców.
Już chciała ponowić zadane ojcu pytanie, lecz jej uwaga została nagle przykuta przez inną rzecz.
Czy raczej kogoś.
Po drugiej stronie korytarza pojawił się zakapturzony mężczyzna w czarnej szacie. Rozejrzał się po piętrze, a gdy tylko dostrzegł mężczyznę z córką, ruszył biegiem w ich stronę, co nie umknęło uwadze brązowowłosego. Momentalnie przyspieszył i skręcił w jedną z dwóch odnóg korytarza. Po zaledwie sekundach biegu dotarł jednak do końca drogi: ślepego zaułka z prostym oknem na podwórko domostwa. Nieznajomy natomiast odciął im drogę odwrotu i powoli się zbliżał.
Brązowowłosy zacisnął zęby, po czym uniósł dziewczynkę przed siebie, stając plecami do agresora.
- Posłuchaj mnie... Cokolwiek się stanie, musisz mi coś obiecać. Rozumiesz!? - zapytał cichym, ale desperackim głosem, wsuwając córce do kieszeni małą kartkę z czymś, co przypominało magiczny okrąg z dziwnym symbolem wewnątrz.
- Tatusiu?
- Obiecaj mi... Że znajdziesz sobie wspaniałych przyjaciół... A jeśli kiedyś zaczniesz się interesować chłopcami, to upewnij się, że znajdziesz dla siebie kogoś miłego i odpowiedzialnego... Kogoś, kto cię pocieszy, jeśli będzie ci się chciało płakać... Kogoś, kto nawet jeśli będzie się interesował dziewczynami, będzie przyzwoitym i uczciwym człowiekiem... - kontynuował z łzami w oczach. - Obiecaj mi to!
- Obiecuję... ale...
Zakapturzony nie miał jednak zamiaru czekać, aż ojciec pożegna się z córką i rozłożył szeroko ręce. Pod jego stopami natychmiast pojawił się błyszczący purpurowy okrąg, z którego zaczęła wydobywać się czarna energia, swoim zachowaniem przypominająca jednocześnie ogień i wodę. Powoli skumulowała się przed nim, formując kulę, a gdy tylko formuła zaklęcia została zakończona, cisnął powstałym pociskiem w stronę dwójki.
- Proszę... Uciekaj i żyj! - wyszeptał rozpaczliwie, widząc nadlatujący atak
Szybko przytulił dziewczynkę po raz ostatni, a następnie z impetem wrzucił ją przez okno. Dźwięk wybijanego szkła został przytłumiony przez szum czarnej eksplozji, która zaczęła pochłaniać mężczyznę.
- Żyj... Murayama... - poprosił po raz ostatni.
Dziewczynka spadając do krzaków poniżej, z załzawionymi oczami wyciągnęła jedynie ręce w stronę swojego taty i otworzyła szeroko usta.
- TATO!!! - krzyknęła Murayama, zrywając się z łóżka. Łzy spływały po jej policzkach, mieszając się z kroplami potu. - Dlaczego...? Od lat nie miałam tego koszmaru... Więc czemu...? - wyszeptała, delikatnie przecierając twarz.
Nagle jednak zesztywniała w szoku. Przed oczyma stanął jej niedawny widok: przerażający stwór upajający się ludzką krwią i mięsem. W niedowierzaniu zasłoniła dłonią usta, jakby próbując stłumić płacz, lecz wtem przypomniała sobie jeszcze jeden element niedawnej tragedii.
Natychmiast rozejrzała się dookoła w akcie desperacji. Dopiero teraz spostrzegła gdzie się znajduje: w skromnym, lecz jednocześnie dużym pokoju o ścianach ozdobionych drewnem. Po krótkich oględzinach jej wzrok został przyciągnięty przez poszukiwany element, czy może raczej osobę.
W pobliżu jej łóżka znajdowało się drugie, identyczne, a na nim, przykryta bawełnianą kołdrą, leżała nastolatka o różowych włosach. Ueda, jakby w transie, powoli osunęła nogi z posłania na podłogę i zrobiła pierwszy krok w stronę przyjaciółki. I w tym samym momencie niemal pisnęła z bólu, który momentalnie przeszył całe jej ciało.
Z nieukrywanym szokiem, zagryzając dolną wargę, brązowowłosa spojrzała na siebie. Mimo odczuwanego dyskomfortu na jej policzkach pojawił się nikły rumieniec wstydu. Nie miała bowiem na sobie żadnych ubrań. Jedynym co okrywało jej nagie ciało, były szczelnie owinięte bandaże, usztywnione od nieznanej jej zaschniętej cieczy czy mazi.
Jednakże ignorując odczuwany ból, powoli zbliżyła się do łoża przyjaciółki. Z trudnością przyklęknęła obok niego, a następnie z nadzieją złapała Shimizu za rękę. Czując puls dziewczyny Ueda ledwo słyszalnie odetchnęła z ulgą. Jej twarz momentalnie przyozdobił niepewny uśmiech, będący istną mieszaniną bólu i szczęścia.
- Mu... Murayama? - wyszeptała nagle Shimizu.
- Katase! - jęknęła łamliwym głosem brązowowłosa, spoglądając na twarz przyjaciółki. - Całe szczęście... Całe szczęście... - dodała, chowając zapłakaną twarz w miękkiej pościeli.
- Co... Co się stało? - zapytała zmieszana, siadając. - Ostatnie co pamiętam... - przerwała nagle, przypominając sobie wydarzenia w opuszczonej budowli. Jej szeroko otwarte oczy szybko wypełniły się łzami, a oddech stał się znacznie cięższy. - Nie... To nie może... Nie mogło się... - jęknęła w szoku, starając się złapać oddech.
- Katase... - Ueda nie wiedziała jak odpowiedzieć.
- To... To tylko koszmar... Chory sen, prawda? - zapytała łamliwym głosem, spoglądając błagalnie i ze złudną nadzieją na przyjaciółkę - Prawda, Murayama?!
Brązowowłosa nie odpowiedziała. Nie potrafiła. Zamiast tego zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Tą samą, którą Shimizu zrobiła siedem lat temu.
Przytuliła przyjaciółkę, pozwalając się jej wypłakać na swoim ramieniu.
Różowo włosa zastygła w szoku, jednak już po chwili odwzajemniła uścisk i dała upust swojemu cierpieniu.
- Uaaaaaaaaa!!!
Ueda jedynie siedziała w bezruchu, przesuwając pocieszająco dłonią po plecach Shimizu. Starała się znaleźć w sobie siłę, lecz choć z całych sił tłumiła emocje, również roniła łzy.
Dziewczyny pozostały w swoich objęciach przez kolejne minuty. Kiedy w końcu się od siebie odsunęły, płacz Katase kompletnie ucichł. Jedynym pozostałym po nim śladem były zaczerwienione oczy i wciąż spływające po policzkach łzy. Szybko otarła twarz, a następnie opuściła wzrok, z zaskoczeniem spostrzegając bawełnianą pościel.
- Gdzie my... - zaczęła cicho, spoglądając na Murayamę. Ta jednak jedynie pokiwała głową na boki, dając do zrozumienia iż sama nie ma pojęcia co to za miejsce. - A... Co z tym... Czymś? - zapytała.
- Nie wiem. - odparła brązowowłosa. Po krótkiej chwili niezręcznej ciszy ponownie zwróciła się do przyjaciółki. - Dasz radę wstać?
- Chyba tak... - wyszeptała, zsuwając z siebie pościel.
Podobnie jak Ueda, była kompletnie naga, a za jedyną ochronę miała otulające ją bandaże. Była jednak zbyt podłamana by zwracać na to uwagę. Powoli i niepewnie postawiła pierwszy krok.
- Au!
- Uważaj!
- N-nic mi nie będzie... - odszepnęła, podpierając się o rękę przyjaciółki. - Gdzie nasze ubrania?
- Emm... Chyba... Tutaj! - Murayama wskazała stojącą przy przeciwległej ścianie półkę, na której znajdowały się dwie sterty starannie złożonych mundurków oraz bielizny.
Przyjaciółki powoli podeszły do regału, a upewniwszy się, że odzież należy do nich, zaczęły się ubierać. Zrezygnowały jednak z zakładania bielizny, z powodu wciąż odczuwanego na całym ciele bólu.
- Myślisz... że tym potworem zajęła się policja? Albo Siły Samoobrony? - zapytała Katase, zapinając bluzkę.
- I zamiast do szpitala przewieźli nas do przytulnego pokoju? Wątpię. - odparła brązowowłosa. - Poza tym nie sądzę, żeby czymś takim zajmowały się zwykłe służby porządkowe...
- Więc kto?
- Nie wiem... Jakieś tajne organizacje albo...
- O... Już się obudziłyście?
Przemyślenia Uedy przerwała młoda dziewczyna, która stanęła w drzwiach. Przyjaciółki odruchowo zasłoniły rękoma intymne obszary, spoglądając w stronę intruza.
Była to śliczna blondynka o błękitnych oczach, ubrana w czarno-biały strój francuskiej pokojówki z krótką spódnicą, ciemne pończochy i pantofelki na niskich obcasach.
- K-kim...
- Zaczekam na zewnątrz. - stwierdziła i dostrzegłszy odruch pół nagich dziewczyn, wycofała się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Murayama i Katase rzuciły sobie niepewne spojrzenia, jednak nie mając żadnych alternatyw, ubrały pozostałe części mundurka, wychodząc z pomieszczenia. Blond włosa pokojówka cierpliwie czekała, oparta o ścianę naprzeciwko odrzwi, a gdy tylko zauważyła przyjaciółki, machnęła dłonią, wskazując, aby udały się za nią. Potulnie wykonały polecenie, w milczeniu ruszając korytarzem. Jednak panująca cisza na dłuższą metę okazała się nie do zniesienia.
- Em... Przepraszam? - zagadnęła nagle Katase. Pokojówka spojrzała na różowowłosą przez ramię. - To... To ty nas uratowałaś z tamtego budynku?
- Nie. - odparła krótko, spoglądając przed siebie. Shimizu od razu zamilkła, nie licząc na bardziej rozbudowaną odpowiedź. - Uratowały was Hanabi i Saya.
- S-Saya-senpai?! - szepnęła zaskoczona Murayama.
Pierwsze imię nie powiedziało jej wiele, ale wspomnienie starszej przyjaciółki natychmiast wywołało reakcję, zarówno u niej, jak i u Katase.
- Mhm... Pierwszy raz widziałam ją tak poruszoną... - zauważyła błękitnooka. - Jesteście dla niej ważne.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytała niepewnie brązowowłosa.
- Hmm? A wy tak nie uważacie?
- Chcielibyśmy, ale... Znamy ją jedynie z zajęć klubowych. - zauważyła niechętnie Katase. - Jest utalentowana i piękna, tylko że...
- Tak naprawdę nic o niej nie wiecie, tak? - pokojówka dokończyła za dziewczynę, otrzymując w odpowiedzi jedynie szybkie skinienie głową. Na jej ustach zawitał lekki uśmiech. - Heh, cała Saya... Może na taką nie wygląda, ale bardzo szybko zżywa się z innymi. Jest co prawda zamknięta w sobie, ale prędzej czy później otworzy się przed wami. Gwarantuję to! - dodała ze szczerym uśmiechem.
- Rozumiem... Dziękujemy, em... - odparła w imieniu obydwu różowo włosa, nie mając jednak pojęcia jak zwrócić się do pokojówki.
- Yumi. Nie ma za co... A teraz... - zaczęła, zatrzymując się przed podwójnymi drzwiami z ciemnego drewna. Powoli uniosła dłoń, dając dziewczynom sygnał aby przez chwilę się nie odzywały, po czym zastukała kilkakrotnie w zdobioną drewnianą powierzchnię. - Naruto-sama! Murayama-san i Katase-san się obudziły!
"Naruto-sama?" - pomyślały, zaskoczone głębokim szacunkiem w słowach Yumi.
- Wejdźcie! - nakazał spokojny, męski głos z wnętrza.
Pokojówka nie czekając dłużej otworzyła wejście, po czym odsunęła się i z delikatnym ukłonem wskazała przyjaciółkom, aby weszły. Obydwie powoli minęły dziewczynę i znalazły się w niedużej sali z ogromnym oknem, pod którym stało zawalone dokumentami biurko z monitorem, a na samym jej środku - podłużny stół ze skórzanymi sofami dookoła.
Chłopak o blond włosach i błękitnych oczach, mający na każdym policzku trzy blizny, przypominające lisie wąsy, siedział za blatem biurka.
Obok niego stała piękna kobieta o długich czarnych włosach spiętych orientalnie ozdobioną opaską, w odsłaniającym sporo ciała czarno-czerwonym kimonie.
Na sofach, nieopodal siebie, zasiadały dwie kolejne dziewczyny.
Pierwsza: uczennica w okularach i mundurku Kuoh, o długich czarnych włosach spiętych w dwa kuce, siedziała pochylona w zamyśleniu, z dłońmi złożonymi na kolanach.
Druga: nastolatka w pomarańczowym kimonie, o długich brązowych włosach spiętych w połowie, siedziała odchylona, niemal leżąc na oparciu z szeroko rozłożonymi ramionami i zamkniętymi oczami, głęboko oddychając.
Blond włosa służka szybko wkroczyła za duetem do sali, zamykając za sobą odrzwia. Ciche, ledwo słyszalne trzaśnięcie wyrwało z letargu ponurą czarnowłosą, która, gdy tylko dostrzegła obie dziewczyny, wyraźnie się ożywiła.
- Murayama, Katase! - Kisaragi zawołała z ulgą w głosie, zrywając się z sofy. - Całe szczęście... Bałam się że wasze rany są poważniejsze.
- Saya-senpai...
- Fakt, że wyszłyście z tego jedynie ze złamaniami i poparzeniami jest cholernym cudem. - przerwał nagle błękitnooki, kierując swe słowa do przyjaciółek. - Rzadko kto uchodzi z życiem z takiego spotkania...
Ueda i Shimizu słysząc te słowa jedynie opuściły wzrok, zagryzając wargi. Blondyn natychmiast ugryzł się w język.
- Wybaczcie... Naruto czasami brak ogłady. - milcząca dotąd, wyraźnie najstarsza z całego grona czarnowłosa przeprosiła za błękitnookiego. - Kto jak kto, ale wy wiecie najlepiej ile szczęścia miałyście...
- Tak... - szepnęła Shimizu. Jej głos był łamliwy, przypominając szloch.
Widząc stan różowowłosej Ueda zdecydowała się mówić, także w jej imieniu.
- Zdajemy sobie z tego sprawę... ale... nie musicie nas przepraszać... - stwierdziła cicho, drżącym głosem. - Nie macie za co...
- Rozumiem... - westchnęła ciężko, rzucając przelotne spojrzenie blondynowi.
Ten jedynie delikatnie kiwnął jej głową i wstał, ponownie spoglądając na licealistki.
- Nie mieliśmy jeszcze okazji by się poznać. Nazywam się Uzumaki Naruto i jestem właścicielem tej oto posiadłości. - oznajmił, wskazując otwartą dłonią na znajdującą się z tyłu czarnowłosą. - Stojąca za mną kobieta ma na imię Kuroka. Hanabi to ta, która przysypia na kanapie. Yumi zapewne już poznałyście, a Sayi raczej przedstawiać wam nie muszę.
Przedstawiając dziewczyny, poruszał płynnie dłonią, wskazując każdą z nich z osobna. Gdy skończył, usiadł ponownie za biurkiem, wskazując uczennicom, by uczyniły podobnie. W odpowiedzi kiwnęły zgodnie głowami, usadawiając się na kanapie skierowanej w stronę okna, nieopodal Sayi.
- Jestem pewien że macie sporo pytań... Postaramy się wam na nie odpowiedzieć.
Murayama ponownie kiwnęła głową. Było wiele spraw o które chciała zapytać, ale w tej chwili nurtowała ją szczególnie jedna, kierowana instynktem własnego bezpieczeństwa.
- Naruto-san... Gdzie my jesteśmy?
- Na Hokkaido. W pobliżu południowego-wschodniego wybrzeża wyspy. - odparł, spoglądając w stronę Kisaragi. - Saya was tutaj sprowadziła.
- Hokkaido? Ile... Ile czasu minęło? - zapytała niepewnie.
- Jest prawie 20:10... To będzie... około trzech godzin. - wtrąciła Kuroka.
Ueda zastygła w szoku.
- Przecież... To niemożliwe... - oznajmiła. - Nawet pociągiem... droga z Kuoh zajęłaby ponad dziesięć godzin!
- Prawda... Pociągiem lub samochodem. - błękitnooki potwierdził wymijająco.
"Lot samolotem faktycznie pozwoliłby pokonać tę drogę w mniej niż dwie godziny, ale..." - zaczęła swe rozmyślenia, lecz sposób dotarcia na Hokkaido zdawał się jej nieistotny.
Przynajmniej w porównaniu z drugą rzeczą, która zaprzątała jej myśli.
- Czym była ta bestia, która nas zaatakowała? - zapytała po chwili.
Odpowiedź jednak była inna, od tych, które spodziewała się otrzymać.
- Murayama-san... Katase-san... Co wyznajecie? - zapytał krótko.
- Huh?
- Chrześcijaństwo? Islam? Buddyzm? Shintoizm? - kontynuował, spoglądając w sufit. - A może nie wyznajecie niczego?
- J-ja jestem buddystką... - zaczęła niepewnie Shimizu, wyrwana z letargu. - A Murayama...
- Ateistką. - dokończyła szybko za przyjaciółkę. - Kiedyś wyznawałam Shinto, ale... kiedyś po prostu przestałam się modlić.
- To niedobrze. Wiara ma wielką moc!
- Naruto-san! Jaki sens ma poruszanie takich tematów?! - odparła impulsywnie Ueda. Tok rozmowy wyraźnie zaczynał ją irytować. - Mity to tylko...
Murayama zamilkła, zastygając w szoku wraz z Katase. Powodem była stojąca obok Naruto czarnowłosa piękność. A raczej pewne dostrzegalne w jej aparencji anomalie.
Nie chodziło o ogromne cycki i różowiutkie sutki, przebijające się przez napiętą tkaninę.
Wcale!
Spod czarnych włosów Kuroki wystawała para kocich uszu, a spod kimona rozdwojony ogon.
Duet przez dłuższą chwilę przyglądał się kobiecie z nieukrywanym szokiem, nie potrafiąc wydusić z siebie nawet jednego słowa. Widząc i czując na sobie ich spojrzenia, kocica jedynie skrzyżowała ręce pod biustem z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Mity to tylko mity, czyż nie? - dokończyła, przekrzywiając lekko głowę. - Nya~!
- "Legenda zawsze skrywa w sobie ziarno prawdy." To powiedzenie niesie za sobą więcej, niż niektórzy przypuszczają. - stwierdził Uzumaki, cytując frazę. - Mity, legendy i ludowe podania opisują wiele bajecznych i przerażających istot... Religie natomiast skupiają się wokół bóstw lub świętych istot, przyświecających im ideologii i praw, oraz ostrzegają przed złymi bogami i duchami, demonami czy diabłami. - wyjaśnił. - Bóstwa i potwory... Anioły i demony... Smoki, youkai, duchy... One oraz wiele innych istot żyje blisko ludzi, którzy stanowią dla nich źródło mocy i bogactw. My... również nie jesteśmy ludźmi.
Naruto zakończył swoje zwięzłe przemówienie równie krótkim wyznaniem. Przyjaciółki spojrzały po sobie, Ueda wyraźnie starając się zanegować usłyszane fakty, Shimizu chcąc dowiedzieć się więcej.
- Więc... Czym jesteście? I czym była... - Katase wzięła krótki wdech, aby uspokoić drżący od negatywnych emocji głos. - Czym była ta istota, która zabiła naszego ojca?
- Jesteśmy... diabłami. - Naruto uniósł prawą dłoń, nagłym gestem nakazując coś towarzyszkom. Każda, poczynając od Kuroki, rozwinęła z impetem diabelskie skrzydła, przypominające te od nietoperzy. - Viser, kobieta która was zaatakowała, również należy do mojego gatunku.
- Jesteś... Jesteś diabłem? - Naruto kiwnął potwierdzająco. - Więc... dlaczego nam...?
- Pierdolenie... - brązowowłosa przerwała syknięciem przyjaciółce.
Grzywka przysłaniała jej oczy, rzucając cień na całą twarz.
- Eh? M-Murayama?
- Nie uwierzę... Diabły nie istnieją. Tak jak bogowie i youkai. Nie istnieją! - ryknęła, impulsywnie machnąwszy ręką.
Zamarła jednak równie szybko, z oczami rozwartymi szeroko w nieopisanym szoku. Z pleców Naruto wydobywały się bowiem dwie smugi płomieni. Błękitnych płomieni.
- Nie... Niemożliwe...
- Więc jednak pamiętasz... Murayama. - zauważył, pomijając sufiks przy wypowiadaniu jej imienia. - Tamten dzień...
- TATO!!!
Krzyk dziewczynki poniósł się po pustej ulicy. Przerwały go odgłosy łamanych gałęzi dużego krzewu, na który spadła, przemieszane z pisknięciami bólu.
Płakała. Gałęzie rozdarły jej różową piżamę i rozerwały skórę na plecach. Krew, choć w niedużych ilościach, zabarwiła roztargane w wielu miejscach ubranie. Ból fizyczny nie był jednak aż tak dokuczliwy jak cierpienie psychiczne. Ból straty.
Słowa ojca ponownie rozbrzmiały w jej głowie. Jego prośba.
Uciekaj!
Murayama, zaciskając zęby w agonii, powoli, choć z trudem, podniosła się, opierając na łokciach. Do jej uszu dotarł kolejny trzask, niewywołany jednak przez nią. Otworzyła z przerażeniem oczy.
Mężczyzna w czarnej szacie stał przed nią. Dostrzegła jego zimne, purpurowe ślepia. Wyciągnął dłoń, która natychmiast pokryła się czarną energią. Czerń szybko się rozprzestrzeniła, zbliżała do niej. I nagle...
Błękitny błysk momentalnie rozproszył ciemność.
Zakapturzony odskoczył panicznie. Jego miejsce zajął chłopiec o blond włosach. Młody, może dwunastoletni. Otoczony wijącymi się płomieniami, jakby obdarzonymi własnym życiem i niezależną wolą.
Dziewczynka nie była w stanie zrozumieć, co mówił. Traciła przytomność. Dostrzegła jednak, jak chłopiec krzyczy, gestykuluje, wskazuje. Chwilę później obok niego wylądowała czarnowłosa dziewczyna, wyraźnie odeń starsza. Na oko miała osiemnaście lat, może nawet więcej. Była otoczona jasną aurą, która uwidaczniała jej kocie atrybuty: uszy i rozdwojony ogon. Błyskawicznie doskoczyła do zakapturzonego napastnika, ciskając w niego czyś w rodzaju energii.
Blondyn zwrócił się do Murayamy, mówiąc coś, czego nie była jednak w stanie zrozumieć. Mrok niemal całkiem przysłonił jej wzrok, lecz przez zamykające się mimo woli powieki i łzy była w stanie je dostrzec.
Błękitne płomienie.
- To... To... To byłeś ty?
- Tak... Moje pełne imię to Naruto Phenex Uzumaki. Pochodzę z diabelskiego rodu markiza Phenexa, 37 Filaru Zaświatów. - oznajmił. - Przepraszam. Tamtej nocy nie byłem w stanie uratować nikogo... Nikogo, poza jedną bezbronną dziewczynką. Ale tym razem...
- Zaraz, o czym wy... - wtrąciła niepewnie Shimizu.
- Katase... - przerwał jej, pominąwszy sufiks przy imieniu. - Jestem pewien, że masz jeszcze wiele pytań, ale zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu.
- Przepraszam...
- Nie zrobiłaś nic złego. - uspokoiła ją Kuroka, uśmiechając się łagodnie i opierając dłoń na swoim biodrze. - Ja i Naruto odpowiemy na wszystkie wasze pytania... tylko nie teraz. - oznajmiła. - Obecnie mamy ważniejsze sprawy. Sprawy, które dotyczą was bezpośrednio i nie mogą być dłużej odwlekane.
- Jakie... sprawy? - szepnęła brązowowłosa.
- Wasz ojciec stracił dzisiaj życie, pożarty przez zdziczałą diablicę. - przypomniał Phenex. Dziewczyny drgnęły, opuszczając wzrok w dół i w frustracji zaciskając palce na krawędzi siedzenia. - Pochłonęła nie tylko jego ciało, ale i samą egzystencję. Ale pomimo to... wciąż istnieje szansa, aby go uratować.
- Huh...?
- Pytanie brzmi... jak wiele jesteście gotowe poświęcić?
- Zaraz... O czym ty mówisz? - zapytała Murayama. - Jak...?
- Esencja każdej żyjącej istoty złożona jest z trzech składowych elementów: duszy, umysłu i krwi. - zaczęła tłumaczyć Kuroka. - Te komponenty przesycone są spajającą je energią życiową, nazywaną ki lub czakrą. Jest ona źródłem życia, jak i zbiorem "danych" o nim. Więc mając ją... można przywrócić życie zmarłemu.
Katase i Murayama siedziały w absolutnej ciszy, słuchając w skupieniu czarnowłosej. Po wyjaśnieniu różowowłosa zmarszczyła brwi.
- Ale... tata został pożarty, pochłonięty... - zauważyła, przytaczając słowa Phenexa. - Jak niby możecie...?
- Faktycznie, Viser pochłonęła całą jego esencję. - przerwał jej Uzumaki. - Jednak zaabsorbowana przez nią energia nie scali się z jej własną. Jest przesycona karmą waszego ojca, aurą czynów i osiągnięć, których dokonał za życia, dzięki której nawet po śmierci jego natura i "dane" przetrwają. - oznajmił. - Istnieją co prawda szczególne sposoby, aby oczyścić z nich ki... jednak dla Viser są one niemożliwe do spełnienia.
- Skąd możesz być pewien? - zapytała po raz kolejny zdesperowana Shimizu. - A co... Co jeśli była w stanie tego dokonać?
- Niemożliwe. - powtórzył bez cienia wątpliwości, niemal przeliterowując. - Spróbuję wam to wyjaśnić. Ki dzieli się na energię żyjących Yin-Yang, oraz energię naturalną, przepływająca przez planetę. Em... Nadążacie za mną? - zapytał, zauważając skonsternowanie na twarzach nastolatek. 
- Jakoś... Choć zaczynam się w tym gubić. - oznajmiła cicho Shimizu.
- Ja... - zaczęła jakby zawstydzona Ueda. - Przepraszam, ale... gubię się w tych wszystkich mitologicznych terminach... - oznajmiła z rumieńcem wstydu.
- Nie twoja wina. W końcu na lata odcięłaś się od wszelkich religii. Poza tym to naprawdę dużo informacji jak na jeden dzień. Spróbuję to streścić... - oznajmił Naruto, niezręcznie pocierając kark. - Karmę można wymazać jedynie przy użyciu zaawansowanych technik, choć i tak jest to ograniczone. Najefektywniejszy jest jeden szczególny sposób, do którego Viser nie mogłaby doprowadzić... na pewno nie w obecnym stanie.
- A ten sposób to...? - dopytała Katase.
- Eh... Chakra mężczyzn Yang i kobiet Yin musi się ze sobą zespolić, a następuje to jedynie w momencie zapło... Au! - jęknął nagle z bólu. Kuroka uderzyła go znienacka otwartą dłonią w tył czaszki. - Za co?!
- Zdaję sobie sprawę, że wiedzę o anatomii masz z pierwszej ręki. Nie znaczy to jednak, że musisz teraz robić nam tu wykład. - skarciła go i spojrzała w stronę uczennic. - Dziewczyny nie są dziećmi i na pewno zrozumiały, co masz na myśli.
Murayama i Katase rumieniły się wściekle z zażenowania, choć jego powodem był raczej komentarz nekomaty, aniżeli sam tok rozmowy. Pozostałe dziewczęta zdawały się tym całkowicie nieporuszone - być może były po prostu do tego przyzwyczajone.
- Tak... Tak, rozumiemy... - stwierdziła nerwowo różowowłosa, zwracając się ponowni do Naruto. - Więc... Przywrócenie życia tacie jest możliwe?
- Oczywiście... Jednak będzie to miało swoją cenę. - oznajmił bez pardonu.
Katase przełknęła głośno ślinę w zwątpieniu. Wciąż jednak zdesperowana otworzyła usta, a czując pocieszające ciepło dłoni Murayamy, która chcąc wesprzeć przyjaciółkę, złapała ją za rękę, wyszeptała.
- Nie mamy zbyt dużo pieniędzy... ale... - nie zdążyła jednak dokończy swej wypowiedzi, wstrzymana przez blondyna.
- Pieniądze nie grają tu żadnej roli. - naprostował.
- Eh? Więc co...?
- By przywrócić komuś życie, należy posiadać niemal boską moc i odpowiednią technikę. - objaśnił zdezorientowanym przyjaciółkom. - Jednak każdy gatunek różni się naturą ki, co ogranicza takie sztuki przywracania życia. Nie można bowiem wskrzesić człowieka, przekazując mu energię diabła. 
- Ale przecież... Mówiłeś że to całe ki taty przetrwało. Więc...
- ...dlaczego nie użyję jego energii? - wyprzedził pytanie Murayamy, a otrzymawszy od niej potwierdzające kiwnięcie głową, wyjaśnił. - Wasz ojciec nie jest młodą osobą. Ma... coś około 40-50 lat? - dziewczyny odparły ponownym kiwnięciem głów. - Ki żyjących nie jest niewyczerpane. Jest niczym węgiel, trawiony przez płomień życia. Gdy się wypali, a pozostawiony po nim popiół przesiąknięty karmą złączy się z energią planety, skończy się też życie... A wypala się z czasem. Dorastanie, starzenie, regeneracja ran czy nawet rozmnażanie. Każda ta czynność zużywa pewną ilość energii życiowej. Wasz ojciec ma już za sobą połowę swojego żywota, więc pozostała mu około połowa pierwotnego ki. Użycie tej reszty w mojej technice... Efekt można by przyrównać do wrzucenia bryłki węgla do w pełni rozgrzanego pieca hutniczego.
Katase i Murayama siedziały w milczeniu. Różowowłosa po chwili przemyśleń uniosła wzrok.
- Więc chcesz, abyśmy...?
- Tak. Ofiarowały własną siłę życiową. Własne życia.
Odparło mu długie milczenie. Żadna z uczennic Kuoh nawet nie poruszyła się z miejsca.
- Ale... jaki jest tego sens? - przerwała w końcu ciszę Murayama. - Pani Ayao... Mama będzie załamana, jeśli umrze choć jedno z nas. Ale śmierć naszej dwójki? Ona... Ona tego nie przeżyje.
- Nie chcę stracić taty. - wyszeptała cicho Katase, zagryzając dolną wargę. - Ale... nie chcę też, żeby mama musiała przez nas cierpieć jeszcze bardziej.
Naruto uśmiechnął się ciepło, słysząc słowa przyjaciółek.
- Wielu zapewne odmówiłoby w trosce o własne życia... a jednak waszym pierwszym kontrargumentem było dobro waszej matki. - zauważył z wyraźnym zadowoleniem. - Istnieje pewien sposób, żeby... nagiąć zasady. By wilk był syty i owca cała.
- Istnieje? - szepnęła z nadzieją różowowłosa. - Jaki?
- Technika za pomocą której zamierzam ożywić pana Shimizu wymaga poświęcenia waszego życia. Istnieje jednak sposób, aby was następnie reinkarnować z powrotem do świata żywych.
- Jednak reinkarnacja różni się od wskrzeszenia. Nie działają na tej samej zasadzie, nya~. - wtrąciła Kuroka, uprzedzając nadciągające pytania przyjaciółek, głównie brązowowłosej. - Wskrzeszenie polega na przywróceniu istoty do pierwotnego stanu, wymaga więc energii tego samego gatunku. Reinkarnacja natomiast powoduje odrodzenie w nowy byt, co pozwala na większą swobodę.
- Nie będę was jednak zwodził. Ma to swoje konsekwencje. - zauważył blondyn. - Bowiem jeśli zdecydujecie się na tą opcję, odrodzone zostaniecie nie jako ludzie, a jako diabły pod moją pieczą.
Dziewczyny milczały przez dłuższą chwilę, spoglądając na Phenexa z szeroko rozwartymi oczyma.
- Ale... - ciszę przerwała w końcu Katase. - Tata będzie żył, a mama nas nie straci...
- Katase! Chyba nie myślisz...?
- Myślę, Murayama! - odparła pewnym, głośnym tonem. - Wciąż pamiętam jak płakała i krzyczała. Nie chcę... Nie chcę, żeby znowu musiała kogoś tracić!
- Ale... - brązowowłosa szybko ugryzła się w język, przypominając sobie twarz pani Ayao z przed siedmiu lat. - A, szlag by to!
- Jesteście absolutnie pewne? - zapytał spokojnie Naruto. - Będzie was czekało sporo nauki. Świat nadprzyrodzony jest burzliwy i niebezpieczny. Nienawidzi diabłów. Natomiast kiedy was reinkarnuję, to staniecie się moimi służkami, a prawo Zaświatów będzie was klasyfikowało niemal jako niewolnice. Jako moją własność.
- To samo tyczy się pozostałych. Prawda? - zauważyła różowowłosa.
Jej wzrok powędrował po pokoju i siedzących wokoło dziewczynach. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jej twarz przyozdobił uśmiech, choć nikły i wątły.
- Saya-senpai nie wydaje się cierpieć z tego powodu... podobnie reszta. Natomiast ty, Naruto-san... - wyszeptała, spoglądając w stronę przyjaciółki z dzieciństwa. - Nie znam wszystkich szczegółów, ale wygląda na to, że już kiedyś pomogłeś Murayamie. Wydajesz się być dobrą osobą.
- Pomimo faktu bycia złym diabłem.
- Murayama! - skarciła brązowowłosą, nerwowo zerkając w stronę blondyna.
- Ha, ha, ha! Nic się nie stało. - parsknął rozbawiony, uspokajając Katase ruchem dłoni. - Przez setki lat mój gatunek zapracował sobie na ten wizerunek. Pomimo tego zdecydujecie się na reinkarnację w jednych z nas?
- Tak. - potwierdziła Shimizu. - Użyj mojego życia i odrodź w swoją służkę. Jednak proszę, nie wciągaj w to Murayamy.
- Ej, Katase! - zakrzyknęła ponownie brązowowłosa, zaskoczona, a może nawet oburzona nadopiekuńczością przyjaciółki.
- Niestety nie mogę spełnić twojej prośby. - odparł jej szybko Naruto. - Rytuał wymaga użycia ogromnej ilości energii, znacznie przekraczającej siły posiadane przez jakiegokolwiek śmiertelnika. By go przeprowadzić, potrzebuję was obu.
- Musi być jakiś...
- Po prostu to zróbmy! - wtrąciła Ueda, wyraźnie rozzłoszczona przez przyjaciółkę.
- Murayama? Czemu?!
- Czemu?! Raz już straciłam rodzinę i nie mam zamiaru przeżywać tego po raz drugi! - odwarknęła. - Nawet nie próbuj mnie denerwować kolejnymi próbami odsunięcia od tego! To też mój ojciec, nawet jeśli przybrany!
Naruto obserwując kłótnię między przyjaciółkami delikatnie się uśmiechnął, a następnie wziął głęboki wdech i klasnął donośnie w dłonie, przyciągając ich uwagę.
- Już, już... Nie kłóćcie się. - uspokoił obie, jednocześnie zwracając się do wciąż stojącej niemal na baczność pokojówki. - Yumi, Saya! Zabierzcie dziewczyny do podziemi.
- Tak jest. - odparła sucho kruczowłosa, wstając i powolnym krokiem podchodząc do blondynki.
- Zrozumiałam, Naruto-sama. - zawtórowała posłusznie, otwierając drzwi. - Chodźcie.
Murayama i Katase wysłuchały dziewczyny, szybko opuszczając pomieszczenie i podążając za dwójką diablic. Przez zamknięte drzwi można było usłyszeć urywki ich kontynuowanej sprzeczki.
- Eh... Wszystko mnie boli po tych wymuszonych promocjach. - jęknęła po chwili wciąż odchylona na sofie Hanabi, wręcz agonalnym głosem.
- Hanabi! - warknął Uzumaki. Białooka drgnęła na dźwięk jego głosu, który nie był już ciepły i spokojny, a zimny i ostry niczym ostrze. - Nikt ci nie kazał robić sobie wycieczek po mieście. Miałaś znaleźć i obezwładnić Viser, zamiast tego zwiedzałaś sobie cukiernie. Możliwe, że to przez twoją samowolkę i spóźnienie pan Shimizu nie żyje. Więc nie chcę słyszeć żadnego narzekania! - zakończył, podnosząc głos.
- Przecież wiem. - odszepnęła, wstając i ruszając do drzwi. - Żałuję że tak się stało... Już przeprosiłam.
- Hanabi. Każdy popełnia błędy, bez wyjątku, ale musisz wyciągnąć z nich wnioski. - tym razem odezwała się Kuroka, lecz w przeciwieństwie do Naruto, jej głos był spokojny. - Nie licząc mnie, to ty jesteś najdłużej w tym parostwie. Będziesz musiała być przykładem dla nowych członków naszej rodzinki. Więc nie załamuj mi się tutaj, tylko nie dopuść, aby taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Dobrze? - poprosiła ciepło.
- Tak... - odparła łamliwym głosem i w takim stanie opuściła pomieszczenie, kierując się do podziemi.
W pokoju zapadła chwila dłuższa chwila martwej ciszy, szybko zakończona przez Naruto.
- Jesteś zbyt beztroska... - jęknął, pocierając nasadę nosa.
- A ty zbyt sztywny. - odparła szybko, pochylając się i obejmując swego Króla. - Nie mógłbyś czasem się rozluźnić? Brakuje mi tego wesołego i uzależnionego od ramen Naru.
- I co? Też mam biegać nago po całym domu? - zażartował.
- Nyahaha~! Ja nie miałabym nic przeciwko, ale zaczekajmy aż Mura-chan i Kat-chan przywykną do golizny. - odparła z perlistym śmiechem, choć szybko spoważniała. - Wiesz o czym mówię... Nie mamy w ogóle czasu by odpocząć. Ostatnią randkę mieliśmy w zeszłe lato, ale kiedy wszyscy razem się relaksowaliśmy?
- Wiem, Kuro. - westchnął po chwili, ocierając się policzkiem o jej twarz, palcami bawiąc się kosmykiem czarnych włosów. - Ostatni rok nie był zbyt spokojny... a atak na Talvi jedynie dolał oliwy do ognia.
- Dlatego dzisiaj masz się zrelaksować! - rozkazał, całując go w policzek. - Rozumiesz?
- Heh... Może. Po odprawieniu rytuału. - oznajmił wymijająco, układając poszczególne dokumenty na równe stosy, inne chowając do szuflad biurka.
- Osobiście cię przypilnuję. - szepnęła mu na ucho, po czym odchyliła się i przeciągnęła z głośnym miauknięciem. - Nyaaa~! No dobra, lepiej pójdę po Ionę. Spotkamy się na dole.
- Dobrze.
Kuroka spokojnym krokiem opuściła pomieszczenie, odprowadzona wzrokiem swego [Króla].
Młody Phenex westchnął ciężko, zakończywszy po chwili porządkowanie walających się po blacie zamówień i kontraktów, by ruszyć następnie ku drzwiom.
Wyszedłszy z pokoju. w ciągu zaledwie paru minut przemierzył korytarze i schody, trafiając na parter, skąd kontynuował chód w głąb posiadłości, przez zdobione drewniane wrota prowadzące w dół. Powietrze z każdym krokiem w głąb ociosanego korytarza stawało się zimniejsze i wilgotniejsze.
Kilka sekund później dotarł do celu swej podróży, stając w centrum zniszczonej marmurowej altany znajdującej się na kamiennej półce.
Rozciągała się przed nim przestronna i dobrze oświetlona grota, zarośnięta trawami i krzewami, na której końcu znajdowały się obrośnięte kilkoma drzewami półki skalne, po których spływał malutki wodospadzik.
Na środku pieczary natomiast znajdowała się zmutowana diablica Viser. Była przebudzona i świadoma, lecz mimo to leżała na ziemi bez ruchu, sparaliżowana elektrycznością przepływającą przez pięć ogromnych nagich ostrzy wystających z ziemi dookoła, która wypełniła również całe wnętrze prowizorycznej klatki.
Naruto rozejrzał się dookoła, a dostrzegłszy zebraną nieopodal grupę udał się w jej kierunku. Większość jego parostwa znajdowała się już na miejscu, wraz z dwoma uczennicami Kuoh, lecz wciąż brakowało kilku osób. Nie mógł również dostrzec osoby, której przydzielił zadanie pilnowania zdziczałej diablicy.
- Hej~! - zawołała radośnie piękna złotowłosa, pojawiając się na jednym z podniszczonych wąskich filarów i machając do zgromadzonych.
- Jeanne. - odpowiedział na powitanie Naruto, spoglądając na strażniczkę Viser.
Była piękną blondynką o długich, miejscami splecionych włosach i błękitnych oczach, ubraną w biało-granatową tunikę w licznymi dodatkami w postaci metalowych ochraniaczy na ramiona i nogi, niebieską spódniczkę i dość wysokie skórzane buty na średnich obcasach. Przy boku miała wyjątkowy rapier o masywnym, jak na tego typu broń, ostrzu.
Złotowłosa zeskoczyła z marmurowego słupa i zbliżyła się do gromady dziewczyn, do której dołączył również jej Król. Jej błyszczące radośnie oczy zwęziły się, gdy tylko dostrzegła dwie uczennice z poza parostwa.
- Aha~! Musicie być przyjaciółkami z liceum Kuoh o których mówiła Saya-chan. Murayama-chan i Katase-chan. - szybko wywnioskowała, przyglądając się ich mundurkom. - Jestem Jeanne Dark, Skoczek Naruto-kun. Miło mi was poznać~! - przedstawiła się i wykonała ukłon, uprzedzając prezentację ze strony swego pana. - Mówcie mi Jeanne, albo lepiej Jean-chan~!
- W-wzajemnie... - odparła Katase, zaskoczona niemal emanującą z blondynki wesołością. Murayama jedynie jej zawtórowała, nawet nie próbując ukryć zmieszania malującego się na twarzy.
- Powiedzcie... - szepnęła Jeanne, odciągając dwójkę nieco na bok. - Saya-chan nie zrobiła wam nic dziwnego, nie? Bez obaw, nikomu nic nie powiem.
- Eh? O czym ty mówisz? - zapytała również szeptem jeszcze bardziej zmieszana brązowowłosa.
- No bo wiecie... - zaczęła w niemal konspiracyjnej atmosferze - Saya-chan zawsze miała coś do dziewczyn, a do tego jest sadystką. Trochę się martwiłam... ale chyba niepotrzebnie~!
Murayama i Katase momentalnie się zarumieniły, spoglądając w stronę Kisaragi. Takich informacji w żadnym razie nie spodziewały się usłyszeć. Czerwonooka czując na sobie wzrok przyjaciółek odwróciła głowę, a dostrzegłszy ich zaczerwienione twarze uniosła brew.
- Jeanne! - zawołała gniewnie. - Co ty im tam opowiadasz?!
- Nic takiego! - odparła, wciąż szeroko uśmiechnięta, machając dłonią w zaprzeczeniu. - Takie tam damskie plotki.
- Będziesz miała mnóstwo czasu na rozmowę z dziewczynami gdy już je reinkarnuję. - przerwał im nagle Phenex, nie dopuszczając do kłótni. - Teraz skupmy się na przeprowadzeniu rytuału.
- Czyli jednak do nas dołączą? - zagadnęła zaskoczona. Otrzymawszy od przyjaciółek jedynie niepewne, lecz potwierdzające kiwnięcia głowami, natychmiast ponownie się uśmiechnęła. - No dobrze. W takim wypadku, jako ich starsza koleżanka, muszę się czymś wykazać... - stwierdziła, zwracając się ku centrum jaskini i znajdującej się w nim zdziczałej diablicy. Jej prawa dłoń spoczęła na rękojeści miecza.
- D-dasz sobie radę? Ta... diablica jest niebezpieczna. - zauważyła zaniepokojona Ueda.
- Aww~! Murayama-chan się o mnie martwi~! Jak słodko~! - odparła niemal dziewczęcym piskiem Jeanne. - Nie martw się. Siostrzyczka do sobie radę~!
"Siostrzyczka?"
- Jeanne. - Naruto przykuł nagle jej uwagę. - Bez zabijania. Chcę się jeszcze z nią rozmówić.
- Więc lepiej ja się tym zajmę.
Nagle znikąd pojawiła się niska dziewczyna, uwieszając na Naruto z rękoma owiniętymi wokół szyi. Bez słowa ostrzeżenia wgryzła się głęboko w jego kark, głośno siorbiąc wysysaną krew, która kilkoma strużkami zaczęła wyciekać z pomiędzy jej warg, spływając po jego skórze i barwiąc koszulę na kolor szkarłatu.
- Prosiłem cię... Nie wgryzaj się tak głęboko bez ostrzeżenia. - wysyczał z pomiędzy zaciśniętych zębów.
- Głodna. - odparła krótko i beznamiętnie. Zassała jeszcze łapczywie nieco czerwonej cieczy, liznęła kilkakrotnie pozostałą ranę i puściła Phenexa. - Dziękuję... i przepraszam. Kuroka mi pozwoliła. - wyjaśniła szeptem, ocierając palcami zakrwawioną twarz i zlizując z nich życiodajny płyn.
Dziewczyna była niziutka, miała mlecznobiałą cerę, długie czarne włosy i krwistoczerwone oczy. Miała na sobie szkarłatną sukienkę do kolan, na której nie można było dostrzec plam krwi, a także czarne pantofelki na bosych stopach.
Obok niej stanęła dopiero co przybyła Kuroka, ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Eh... Pozwólcie że przedstawię i wyjaśnię. - Naruto zwrócił się do przestraszonych przyjaciółek. - To Iona Carmilla, czysto krwista wampirzyca, odrodzona jako mój Pionek.
- Miło was poznać. Mówcie mi proszę po imieniu. - odparła cicho i beznamiętnie, unosząc krańce swej sukienki w eleganckim ukłonie.
 Murayami i Katase jedynie kiwnęły głowami w odpowiedzi.
- Lepiej ty się tym zajmiesz? - wtrąciła Dark. W jej wciąż radosnym głosie pobrzmiewała nutka złości. - Bez obrazy, Iona-chan, ale moją Elektromancją będzie łatwiej ją obezwładnić.
- O ile jej nie usmażysz. - odgryzła beznamiętnie Carmilla. - Na przeciwnika takich rozmiarów będziesz musiała użyć znacznie silniejszych wyładowań, a nawet niewielkie przekroczenie limitu może skutkować śmiercią. Lepiej sprawdzi się moja Magia Krwi.
- Do tej pory moja elektryczność jakoś jej nie ukatrupiła.
- Bo trzymasz ją w klatce ze świętych mieczy. - zauważyła spokojnie wampirzyca. - A twoje pioruny zmieszane z błogosławioną mocą wypełniają całe jej wnętrze, więc Naruto-sama nie będzie w stanie z nią porozmawiać.
Rozwijającą się kłótnię przerwał lekki wstrząs i trzask, dochodzący z centrum jaskini. Jedno z ostrzy więżących Viser przełamało się u podstawy, zwalniający cały ładunek elektryczny i oswabadzając zmutowaną diablicę. Murayama i Katase w strachu zrobiły krok w tył. Parostwo Naruto postąpiło dokładnie na odwrót, wysuwając się na przód i przygotowując zaklęcia oraz bronie.
- Iona, obezwładnisz ją. Jeanne, zapewniasz wsparcie. - nakazał momentalnie Naruto, gestykulując rękoma. - Kuroka, weź Yumi i przygotujcie okrąg pieczęci. Saya i Hanabi, chrońcie Murayamę i Katase. Do roboty! - zakończył krzykiem.
Całe parostwo bez zastanowienia wykonało polecenia.
Kisaragi i Hyuuga zasłoniły uczennice Kuoh z wyciągniętym mieczem i przygotowaną magią.
Kocica wraz z błękitnooką pokojówką przeniosły się na znajdującą się niżej skalną półkę, gdzie zaczęły za pomocą wzmocnionych magią pazurów i ogromnego ostrza rzeźbić magiczny okrąg.
Jeanne wyciągnęła swój miecz, otoczyła się aurą piorunów które zaczęły wnikać w jej skórę, a następnie wzięła rozbieg i skoczyła wysoko w powietrze, by następnie opaść i w ostatniej chwili rozłożyć swe diabelskie skrzydła, celem zamortyzowania lądowania. Iona z kolei otoczyła się krwistoczerwoną mgłą, gęsto emanującą z jej ciała, a moment później jej sukienka opadła na kamienną posadzkę, natomiast z chmury szkarłatu wyłonił się ogromny nietoperz, wzleciał wysoko w powietrze i spikował w stronę zdziczałej diablicy.
Viser w gniewie wypluła ogromne ilości magicznych kwasów na każde pozostałe z jej klatki święte ostrze, rozpuszczając metal i powodując ich załamanie pod wpływem własnego ciężaru. Następnie zwróciła się do złotowłosej, która właśnie wylądowała kilka metrów od niej.
- Ty... - syknęła wściekle, rozpoznając dziewczynę. - Ty pierdolona kurwo... Wiesz jaki ból powoduje święta energia przepływająca bezpośrednio przez nerwy?!
- Ostrzegałam cię, Viser-chan~! - odparła z pełną powagą, używając jednak zdrobniałego imienia mutantki. - Gdybyś mnie posłuchała i po prostu zrelaksowała się w tym pięknym miejscu, nie musiałabym cię paraliżować. Nie popełniaj dwa razy tego samego błędu~!
- Pokażę ci jaki ból... - kontynuowała, nie zwracając uwagi na słowa Jeanne. - Gdy z tobą skończę, będziesz naszpikowana takimi ilościami toksyn i kwasów, po których nie będzie cię można odróżnić od worka ziemniaków!
Czarnowłosa, zdziczała diablica ruszyła galopem w stronę Skoczka, przebierając wszystkimi czterema zmutowanymi odnóżami z ogromną prędkością. Jednocześnie uformowała w dłoniach magiczne okręgi, z których następnie wystrzeliła dwoma skupiskami barwnych kwasów i trucizn. Ciecze rozprysły się na trawiastej ściółce, uśmiercając wszystko w swym zasięgu i wzniecając gęstą chmurę szkodliwego dymu. Bezpańska skupiła wzrok na obszarze trafienia.
- Czego szukasz? - zapytała niewinnie stojąca obok diablicy ze splecionymi za plecami rękoma.
- Ty... - Viser warknęła, wykonując szybkie uderzenie, które wznieciło chmurę pyłu. Następnie zamachnęła się drugą ręką, potem wykonała kopnięcie jedną z łap, ponownie zamach a następnie kolejne kilka kopnięć. Nie była w stanie nawet tknąć blondynki. - Przestań ciągle uciekać! - ryknęła w końcu, wyprowadzona z równowagi.
- Czyli teraz moja kolej? Okej~! - zawołała, pojawiając się za czarnowłosą z wyciągniętym rapierem. Pioruny przeskoczyły z jej ręki na ostrze, poodbijały się od metalu a następnie skierowały w formie silnego strumienia na zmutowaną.
- Aaa!!!
Stojące w górującej nad wszystkim altanie, Murayama i Katase przyglądały się starciu z szeroko rozwartymi oczyma, nie potrafiąc dostrzec większości ruchów Skoczka Naruto.
- Jeanne jest niesamowita... - wyszeptała różowowłosa.
- Tak... Nie mogę nawet nadążyć za nią wzrokiem. - skwitowała jej Ueda.
- Ta dziewczyna... - wtrąciła opierająca się o jedną z kolumn Saya. - Jest dziecinna, niecierpliwa, niezdyscyplinowana i ma fioła na punkcie ubrań... Ale jest najszybszą osobą jaką znam.
Przyjaciółki jedynie kiwnęły głowami w potwierdzeniu, patrząc jak morderczyni ich ojca jest kompletnie przytłaczana przez ciosy i fale piorunów, wykonywane zbyt szybko aby je zablokować.
- Co nie zmienia faktu że teraz jedynie się bawi. - zauważyła stojąca na przedzie Hanabi, wywołując na twarzach uczennic Kuoh wyraz kompletnego niedowierzania.
Naruto nie wtrącił się do rozmowy. Jedynie stał na przedzie, uważnie obserwując przebieg jednostronnego starcia.
- Gyaaa!!!
Viser nagle szarpnęła się w bólu, wierzgając i machając rękoma na wszystkie strony.
Kompletnie naga drobna wampirzyca uchwyciła się jej karku, dłońmi brutalnie odchyliła głowę i wgryzła głęboko w szyję. Krew obficie trysnęła z rany na Carmillę, starającą się wyssać możliwie jak najwięcej życiodajnego płynu.
Viser zacisnęła w końcu kły i szarpnęła się w bok, a wraz z nią poruszyło się ciało Iony. Siła i szybkość ruchu sprawiły jednak, że dziewczyna była niemal kompletnie bezwładna, a jedyną akcją jaką mogła podjąć było zacieśnienie swego uścisku na przeciwniczce. Mutantka wykorzystała to, obracając nagle w bok, chwytając obiema rękami nagą wampirzycę i odrzucając ją z impetem w dal.
Przed uderzeniem w ścianę Ionę uratowała Jeanne, pojawiając się za nią i powstrzymując samą sobą impet lotu.
- Koniec. - oznajmiła zimno Carmilla.
Uniosła następnie dłoń i wypluła nań część wyssanej Viser krwi, formując ze swej magii i życiodajnego płynu szkarłatny magiczny okrąg. Zaklęcie nie wywołało jednak żadnej widocznej reakcji na zdziczałej diablicy.
- Heh. I to wszystko? Doprawdy... - przerwała nagle. - Co jest?!
Oczy, uszy, nos i skóra. Krew zaczęła wypływać z każdego centymetra jej zmutowanego ciała w akompaniamencie ogromnego bólu, unosząc się wysoko i płynąc w powietrzu do małej wampirzycy, absorbującej życiodajną ciecz w magiczny okrąg.
Nim Viser mogła w jakikolwiek sposób wyprowadzić kontratak, było już po wszystkim. Osłabiona i pozbawiona większej części krwi, osunęła się z nóg, legając półprzytomna na bujnej trawie.
Iona zaprzestała absorpcji, otoczyła magiczną pieczęć kilkoma tajemnymi pierścieniami i ją odwołała. Następnie wraz z Jeanne powstała na równe nogi, wciąż czujna, pomimo niemal całkowitego paraliżu diablicy.
Widząc zwycięstwo swego parostwa, Naruto pokonał kilkoma szybkimi skokami prowadzące na sam dół skalne półki, lądując znienacka obok dziewczyn. Zbliżył się bez słowa, podając nagutkiej Carmilli porzucone podczas transformacji sukienkę i pantofelki. Jego oczy bardzo szybko zlustrowały jej ciało.
- Żadnej bielizny? - zapytał żartobliwie, zauważywszy brak wspomnianej części garderoby. -  Czyżby przez Kurokę ekshibicjonizm stał się u nas popularny?
- Hej! Bez pomówień! Bieliznę ubieram zawsze kiedy mogę i nawet Kuro-chan nie da rady tego zmienić~! - oznajmiła komicznie oburzona blondwłosa, delikatnie unosząc palcami rąbek spódniczki. - Chcesz sprawdzić~?
- Następnym razem... - odpowiedział z zadziornym uśmiechem, a następnie zwrócił w stronę ubierającej się wampirzycy. - Więc? - zagadnął ponownie, spoglądając na nią pytająco.
- Podczas przemiany zrzucam wszystkie ubrania, co w formie nietoperza nie zawsze jest łatwe. Uznałam, że zakładanie bielizny jest w takim przypadku bezsensowne. - wyjaśniła cichym głosem, zarumieniona, wsuwając bose stopy w czarne pantofelki. - Ale... jakoś nie słyszę żadnych skarg.
- Spojrzenie od czasu do czasu na moje piękne podwładne nie jest takie złe... szczególnie poza sypialnią. - oznajmił nonszalancko, lecz szybko spoważniał. - Idźcie pomóc Kuroce i Yumi z pieczęcią rytuału. Zostawcie nas samych.
- Nie ma sprawy~!
- Tak jest.
Dziewczyny od razu rozwinęły swe diabelskie skrzydła i wzniosły się, lecąc w kierunku jednej z powyższych półek skalnych.
Naruto westchnął, po czym ruszył w stronę półprzytomnej mutantki.
- Viser... Poznajesz mnie?
Bezpańska diablica z trudem uniosła się na rękach, spoglądając na blondyna. Po krótkiej chwili wpatrywania się w jego twarz otworzyła usta.
- Zdychaj!!! - ryknęła, wymiotując w jego stronę ogromną ilością wielobarwnych kwasów.
- Worthlessness. - wyszeptał Phenex, wyciągając rękę w przód. Jego ciało na krótką chwilę otoczyła szara aura, a oczy zabłysły matowym blaskiem. Przez ułamek sekundy w jego mocy dostrzec można było postać młodej popielatowłosej dziewczyny.
Zabójcza ciecz nagle straciła swe nienaturalne barwy, a uderzywszy w blondyna jedynie zmoczyła jego strój, a następnie wsiąknęła w glebę.
Diablica otworzyła szeroko oczy. Nie była zaskoczona tym, że błękitnooki przetrwał atak. Powodem jej szoku była umiejętność, której użył do jego zneutralizowania.
- Niemożliwe... Ta magia... To "Worthlessness" klanu Belial! To magia pani Clerii! - ryknęła wściekle, jakby nagle odzyskała zdrowy rozsądek. - Kim ty jesteś!?
- Naprawdę nie wiesz? - zapytał poruszony Naruto. - Nie pamiętasz, siostrzyczko Viser?
Oczy czarnowłosej zwęziły się i niemal natychmiast wypełniły łzami.
- Naruto? Ty... Ty żyjesz. - jęknęła, wysilając się aby unieść nieco wyżej na obolałych rękach.
- Tak. - szepnął, przyklękając przed nią. - Oboje żyjemy, ja i Kuroka.
- Całe szczęście... Przynajmniej wy ocaleliście. - westchnęła a po jej policzkach popłynęły łzy ulgi. - Pani Cleria, pan Masaomi, Vinya, Taril, Wigen, Milia i Nilia... Ja... Ja...
- Chciałaś przetrwać. Prawda? - wywnioskował, otrzymując potwierdzające kiwnięcie głową. - Nie mogę cię za to winić. Ale... - oznajmił, przegryzając wargę. - Dlaczego niewinni ludzie?
- Polowali na mnie... Jak na zwierzynę. Umykałam im, ale za każdym kolejnym razem byli lepiej przygotowani. - wyjaśniła, zaciskając zęby. - Nie mogłam wiecznie uciekać. Potrzebowałam mocy, a nie miałam czasu na treningi czy badania... Więc ja... Ja, ich... Ja... - zaniosła się cichym szlochem, łapiąc dłońmi za głowę. - Co ja najlepszego uczyniłam?
- Już wystarczy, siostrzyczko. - szepnął, pocierając dłonią jej czarne włosy.
- Wystarczy? Nie... Bael! - warknęła gniewnie po krótkiej pauzie. - Nie wystarczyło im zrujnowanie nam życia. Ród Bael postanowił sobie z nas zadrwić, napluć nam w twarz, oddając miasto pod opiekę jednemu ze swoich! Szkarłatnowłosej kurwie z Mocą Zniszczenia! - ryknęła, podnosząc się na wszystkie cztery łapy. - Nie odpuszczę im tej zniewagi... Zapłacą za wszystko!
- Za jaką cenę!? - wydarł się w końcu.
- Cenę!? Cena nie gra roli! Ja... - syknęła, łapiąc się jedną ręką za głowę a drugą za brzuch. - Głodna... Krwi. Krwi. Krwi! - Viser podniosła głos z sadystycznym uśmiechem na twarzy, lecz szybko się opamiętała, opadając ponownie na glebę i zanosząc się bolesnym płaczem. - Ten głód. Ten głód jest nie do zniesienia. Naruto, proszę cię, musisz... Błagam. - prosiła, zamykając oczy i ciągnąc za swoje włosy. - Zabij mnie póki mam chociaż strzępki świadomości. Ja... Jestem potworem, wiem o tym. Ale nie chcę umierać jako bezmyślne monstrum!
- Dobrze. - wyszeptał. - Dość już się nacierpiałaś. Wiedz jednak, że twą śmiercią spróbuję naprawić przynajmniej niewielką cześć krzywd które spowodowałaś, siostrzyczko. - oznajmił, wykonując kilka gestów dłońmi, które zapłonęły błękitnym płomieniem, by następnie je złączyć. Wokół Viser powstał pierścień płomieni. - Odpocznij, uśnij w Głębinach Oceanu.
Ogień zaczął powoli wstępować na skórę diablicy, powstrzymującej się z trudem przed wpadnięciem w szał. Gdy jednak błękit rozchodził się po jej zmutowanym ciele, wraz z nim rozprzestrzeniało się kojące ciepło, a gniew ustępował miejsca spokojowi. Gdy płomienie pokryły ją niemal całą, Viser otworzyła oczy i spojrzała po raz ostatni na młodego Phenexa. Jej wzrok wyrażał wiele emocji: smutek i ból, wdzięczność i ulgę.
Naruto nie odezwał się ani słowem, także żadnego nie usłyszał. Wymiana spojrzeń wystarczyła, aby zrozumiał wszystko co czarnowłosa pragnęła mu przekazać, nim jej ciało zostało pochłonięte i skonsumowane przez płomienie życia. Patrząc w spokojny błękitny ogień, Phenex zbliżył się doń, przyklęknął zaraz obok, zamknął oczy i ciężko westchnął.
Potem brutalnie wbił swą rękę aż po łokieć w płomień, wzburzył go, a następnie gwałtownie zabsorbował we własne ciało. Gdy skończył, po Viser nie pozostał nawet ślad, a na jej miejscu ostał się jedynie nieduży kłąb ognia o czerwonej barwie, kontrastujący z tym dzierżonym przez Phenexa. Jednak w zaciśniętej pięści, jeszcze spowitej drobnymi błękitnymi płomykami, chłopak trzymał pewien przedmiot, będący namacalną pozostałością po jego dawnej przyjaciółce. Powoli przysunął ową dłoń bliżej twarzy i ją otworzył, spoglądając na trzymany przedmiot.
Była to kryształowa figura szachowa gońca, wewnątrz której lśniła blada energia.
Chłopak przez chwilę wpatrywał się w przypominający barwione szkło materiał, potem westchnął i powstał z kolan, a wolną dłonią uniósł pozostały czerwony płomień. Z rozmachem rozwinął skrzydła z własnego, błękitnego ognia i wzleciał wysoko, pod samo sklepienie groty, skąd następnie opadł na półkę skalną, gdzie wokół ogromnej i skomplikowanej pieczęci zebrało się całe jego parostwo oraz jego dwie przyszłe członkinie.
- Zakończyłeś to? - Kuroka zadała pytanie swemu Królowi, choć doskonale znała odpowiedź. Nie usłyszała nawet słowa odzewu. Zamiast tego Naruto podszedł do niej i wręczył figurę gońca. Uśmiechnęła się smutno, trzymając kryształ w obu dłoniach i delikatnie tuląc go do swej piersi. - Żegnaj, Viser. - szepnęła. Następnie obiema rękoma uniosła nisko Evil Piece, utworzyła magiczny okrąg i pozwoliła figurze swobodnie wniknąć w pieczęć.
Przez krótką chwilę zapanowała grobowa cisza, przerwana w końcu przez samego Naruto.
- Możemy zaczynać? - zapytał uprzejmie, spoglądając w stronę Murayamy i Katase. - Nie mamy zbyt wiele czasu. Siła życiowa pozbawiona odpowiedniego pojemnika szybko zanika, a ten płomień jest bardzo niestabilny. - oznajmił, unosząc nieco czerwony kłąb energii.
- Tak. - odparła pewnym głosem Shimizu.
- Pospieszmy się! - zawtórowała przyjaciółce Ueda.
- Świetnie... Wszyscy! Zająć swoje miejsca! - nakazał krzykiem Phenex, a potem ponownie zwrócił w stronę uczennic Kuoh z prośbą. - Chodźcie ze mną. Musimy znajdować się w centrum.
Wyryta z kamiennym podłożu pieczęć mała kilka warstw i była zapisana w co najmniej czterech językach.
Zewnętrzna warstwa nosiła symbole łacińskie i obejmowała cztery punkty ogniskujące: formę, ideę, życie oraz temperaturę. Miejsca te zostały zajęte przez kolejno: Yumi, Sayę i Kurokę, pozostawiając temperaturę bez obstawy.
Środkowy pierścień zapisany był greką i łączył pięć okręgów żywiołów: ogień, powietrze, elektryczność, ziemię i wodę. Jedynie dwa z punktów zostały zajęte: powietrze przez Hanabi i elektryczność przez Jeanne, pozostawiając ponad połowę pustych.
Wewnętrzny trójkąt zapisany był w angielskim, lecz zdobiły go nieznane symbole, łączył natomiast trzy elementy istnienia: krew, duszę oraz umysł. Jedynie Iona znalazła się w tej części pieczęci, obstawiając symbol krwi.
Centrum zajmowało kilko kilka ozdobnych symboli, oraz chiński znak energii życiowej: ki. Miejsce to zajęli jednocześnie Naruto, Murayama i Katase.
- Naruto-san... - zaczęła niepewnie Shimizu. - Nie znam się co prawda na magii, ale... Czy podczas tego rytuału nie powinny być zajęte wszystkie miejsca?
- Powinny. - odparł. - Niestety, nie mamy wystarczającej ilości ekspertów w danych typach magii aby obsadzić wszystkie punkty. Na dodatek dziewczyna odpowiedzialna za temperaturę nie jest w stanie dziś nam dopomóc. - przyznał z niechęcią.
- Ale... Czy coś takiego nie zaszkodzi podczas rzucania tego całego zaklęcia? - zapytała Murayama.
- Brak danego elementu uniemożliwi jego wykonanie. - sprostował Naruto. - Mamy jednak swoje sposoby na radzenie sobie z takimi niedogodnościami... Choć nie są to wygodne rozwiązania.
- Używamy krwi jako przekaźników. Dzięki temu każdy może zajmować się więcej niż jedną pozycją, nya. - wytłumaczyła Kuroka, unosząc i rozsyłając za pomocą magii kilka czarek wypełnionych życiodajnym szkarłatnym płynem. - Ja będę kontrolowała temperaturę. Yumi przejmie ziemię, Saya ogień, a Jeanne zajmie się duszą. Iona natomiast musi panować nad umysłem i wodą.
- Ale coś takiego... To musi być niesamowicie męczące. - wywnioskowała różowowłosa.
- Jest. - potwierdziła niechętnie niska wampirzyca, pocierając dłonią kark. - Jest także nieefektywne. Taki przesył wpływa na przepływającą przez pieczęć energię, wywołuje zaburzenia, które następnie my musimy same stabilizować.
- W dużym skrócie... - wtrąciła wiecznie radosna Jeanne. - Podczas rytuału zużywamy znacznie więcej mocy niż powinnyśmy.
- R-rozumiem. - odpowiedziała cicho Katase.
- Nie będzie żadnych skutków ubocznych? - zapytała Murayama, która zwykle była znacznie prostsza niż przyjaciółka, jednak w obecnej sytuacji stała się bardzo podejrzliwa.
- Nie powinno. - uspokoiła ją Saya. - Większość z nas ma monstrualne pokłady energii. Jesteśmy w stanie ustabilizować i dokończyć zaklęcie bez większych powikłań.
- Murayama, Katase. Wiem że się martwicie, ale musimy zaczynać. - ponaglił Naruto. - Ki pana Shimizu staje coraz mniej stabilne. Zaufajcie nam.
- To nie tak że ci nie ufam. Po prostu... - przerwała nagle - Nieważne... Zróbmy to w końcu!
- Tak!
Uzumaki uśmiechnął się pod nosem, a następnie zwrócił w stronę swoich dziewczyn.
- Kuroka, przygotuj to. - polecił tajemniczo nekomacie. - Iona i Hanabi, promujcie w Gońce. Reszta ma być w gotowości.
Ponownie, służki blondyna wykonały polecenia co do joty. Wampirzycę i białooką na krótką chwilę otoczyła mistyczna poświata, a ich aura znacznie się zagęściła. Całe parostwo przygotowało się do rytuału, tworząc przed sobą magiczne okręgi najróżniejszej barwy, które pojawiły się również nad czarkami z krwią, a następnie przekształciły w skomplikowane sfery, przypominające urządzenia gęsto wypełnione zębatkami, a w rzeczywistości będące skupioną masą zaklętych inkantacji. Jedynie Kuroka zrobiła coś innego, a uformowana przez nią magiczna formuła z polem ochronnym uniosła się i zbliżyła do centrum rytuału.
Wewnątrz czarnej bariery wił się długi wąż o barwie otchłani. Emanująca z niego moc była tak ogromna, że nawet obie przyjaciółki, pozbawione jakichkolwiek umiejętności magicznych, były w stanie ją odczuć.
- Co... to jest?
- To mały fragment nieskończoności. Dar od smoczego bóstwa. Jak mówiłem wcześniej, aby przywrócić życie zmarłemu potrzeba odpowiedniej techniki i boskiej mocy. - wyjaśnił Phenex, delikatnie obejmując kulistą formę ochronną. - Jesteście absolutnie pewne że chcecie kontynuować? - zapytał ponownie. - To będzie bolało. Bardzo.
Zarówno Murayama jak i Katase przegryzły dolne wargi, jakby w chwili zawahania. Szybko jednak odzyskały swą pewność siebie.
- Mówiłyśmy już że to zrobimy! - warknęła Ueda. - Nie zmienimy naszego zdania!
- Dokładnie.
- Niech więc tak będzie... Ułóżcie swoje dominujące dłonie nad i pod moją. - polecił, wyciągając na przód prawą rękę.
Dziewczyny wykonały polecenie bez zbędnego gadania. Murayama przesunęła prawą rękę na górę, Katase lewą pod spód. Obie niepewnie obserwowały szamoczącego się w magicznej pieczęci węża. Nagle, na krótką chwilę, została ona spowita przez błękitny błysk płomieni Naruto, które rozproszyły zaklęcie ochronne. Gad opadł na złączone dłonie, owinął się wokół palców i śródręczy, a następnie rozwarł nienaturalnie szeroko paszczę i wgryzł głęboko, przebijając długimi kłami ręce całej trójki. Dziewczyny pisnęły i szarpnęły się gwałtownie z bólu.
Naruto, nieporuszony ukłuciem, rozwinął gwałtownie swe teraz ogromne skrzydła z błękitnych płomieni. Rozpalona energia uległa jednak natychmiastowemu zniekształceniu i opadła na glebę, a następnie popłynęła przez wyryte w kamiennym podłożu symbole, wiedziona przez blondyna. Gdy szalejący ogień wypełnił każdą część pieczęci, chłopak przeniósł płomień życia pana Shimizu nad ich ręce, spętane nadnaturalnym wężem.
Następnie pozwolił mu opaść.
- AAaaAaAa!!!
- GhiiiaaAaa!!!
Ryki bólu obu dziewczyn natychmiast wypełniły całą jaskinie. One same opadły na kolana, tracąc czucie w nogach, zanosząc się piskliwym płaczem. Ich ręce pozostały jednak wysoko, utrzymywane tam przez Uzumakiego i czerwony płomień. Czarny gad został już pochłonięty przez rozpaloną czakrę, która teraz wysysała energię przyjaciółek.
Służki Naruto zaczęły wraz ze swym Królem recytować formuły zaklęcia. Każda z nich mówiła w innym języku, a połączone głosy były na tyle donośne, że niemal przytłumiły błagalne jęki dwójki przyjaciółek. Ze słów dziewczyn można było wyróżnić kilka kompletnie innych języków: włoski, francuski, chiński, japoński oraz kilka innych. Jedynie sam Phenex mówił dialektem obcym, niepodobnym do żadnej z ludzkich mów.
Połączone aury wszystkich członkiń parostwa zaczęły powoli formować nad zgromadzeniem trzy ogromne magiczne okręgi, każdy odpowiadający wielkością danej części pieczęci.
Kiedy tylko ostateczne formuły zaklęcia zostały ukończone, Naruto rozpoczął główną część rytuału. Wymówił nazwę techniki, jakże ironiczną dla sztuki wskrzeszania.
- Reborn of Existence!

23 kwietnia, piątek - noc.
Posiadłość Uzumaki na Hokkaido.

Naruto odchylił się w tył, opierając o ściankę z marmurowych płyt kremowej barwy, zamknął oczy i wydał z siebie zmęczone westchnienie. Siedział po łokcie zanurzony w ciepłych wodach łaźni, naprzeciw drzwi wejściowych, kompletnie nagi. Odpoczywał po przywróceniu do życia pana Shimizu i reinkarnacji uczennic Kuoh jako swych służek.
Rytuał przebiegł spokojnie i bez większych problemów, podobnie odrodzenie dziewczyn. Niestety, zużyło to sporo sił Phenexa. Jego twarz co chwilę wykrzywiała się w grymasie, jakby rytmicznie odczuwał ukłucia bólu.
Nagle otworzył szeroko oczy i gwałtownie pochylił się w przód.
- Ghe, gha, kha... Ble! - zakaszlał, zasłoniwszy usta ręką i plując krwią. - Cholera...
- Więc jednak miałam rację, nya... Nadużyłeś płomieni.
Błękitnooki spojrzał na właścicielkę głosu, która weszła właśnie do łaźni i zanurzyła nogi w basenie.
Kuroka kroczyła po kolana w wodzie z rozpuszczonymi włosami, naga jak w dniu narodzin. Powoli kołysała biodrami na boki, machając w rytm ogonami, a jej ogromne piersi bezwiednie odbijały się przy każdym kroku. Po chwili brodzenia dotarła do swego pana i splotła dłonie pod biustem, co w połączeniu z beznamiętnym wyrazem twarzy nadało jej powagi. Podkreśliło przy okazji jej dwa ogromne, kuliste atuty.
Naruto pozwolił sobie przez chwilę podziwiać figurę swej Królowej, szczególnie jej uwydatnione piersi, a po chwili spojrzał jej w oczy.
- Nie miałaś odpoczywać po rytuale z dziewczynami?
- Zamierzałam teraz pobyć trochę z tobą, dopilnować, abyś się zrelaksował... i widzę że dobrze zrobiłam, nya! - oznajmiła z gniewnym miauknięciem.
W łaźni zapadła głucha cisza, mącona jedynie ledwie słyszalnymi chlupnięciami wody.
- Wybacz... - odparł w końcu, uciekając wzrokiem. - Wiem. Nie powinienem tego ukrywać... przynajmniej nie przed tobą.
- Dobrze że chociaż wyciągasz wnioski. - warknęła w odpowiedzi. - Dureń z ciebie, nya.
- Wiem, wiem... - westchnął boleśnie, niechętnie przyznając jej rację. - Liczyłem, że ciepła kąpiel wystarczy by mi ulżyć... ale chyba jest ze mną gorzej niż myślałem.
- Dlatego właśnie prosiłam, byś przychodził do mnie nawet z błahymi problemami, nya. - zauważyła zawiedziona, przesuwając dłonie na boki i opierając je o biodra. - Nie możesz ignorować nawet tak pozornie niegroźnych spraw. Nie ze swoim niestabilnym ciałem.
- Nauczka na przyszłość... zawsze pędzić do ukochanej Królowej!
- Nyahaha~! Już mi tu nie słodź! - parsknęła, wyraźnie rozchmurzona. - Zamiast tego nie ruszaj się przez chwilę. Ustabilizuję twoje ciało.
Phenex nie odpowiedział, a jedynie zamknął oczy i odchylił głowę w tył.
Nekomata szybko zanurzyła się w wodzie i usadowiła wygodnie na kolanach swego pana, klękając w rozkroku. Dłońmi oparła się o jego klatkę piersiową i delikatnie przytuliła, chowając twarz w zgięciu karku. Jej usta musnęły jego skórę, składając nań raz za razem subtelne całusy, a smukłe ręce niespiesznie przesunęły się w górę i oplotły wokół jego szyi. Czarnowłosa szybko zacieśniła objęcia, pozwalając swoim ogromnym piersiom przylec do jego torsu, niemal rozlać się na boki.
Subtelna, ledwie wyczuwalna aura, przypominająca iluminujące powietrze powoli rozprzestrzeniła się od Kuroki na Naruto. Oboje pozostali w bezruchu, pozwalając szacie leczniczej energii wpłynąć na ich ciała i zregenerować siły błękitnookiego.
Po kilku minutach przerwał on w końcu głuchą ciszę.
- Mój stan naprawdę jest do dupy. - westchnął ponuro, patrząc w sufit. - Moje moce powoli mnie wykańczają, a przez moją cholerną energię życiową nie możesz...
- Nawet nie zaczynaj, nya~! - przerwała mu gniewnie, odpychając się gwałtownie rękoma od jego torsu i spoglądając mu w oczy. - Już to przerabialiśmy!
- Wiem, ale... to nie jest łatwe do zaakceptowania. - zauważył niechętnie. - Czasami myślę, że naprawdę powinnaś...
Nekomata po raz kolejny nie pozwoliła mu dokończyć. Szybko złapała dłońmi jego twarz i uciszyła spokojnym pocałunkiem, raz jeszcze splatając ramiona wokół jego karku.
- Powinnam... ale zdecydowałam inaczej. - wyszeptała, uśmiechając się ciepło i stykając z nim czołem. - Może to i głupia decyzja, ale... nie żałuję.
- Kuro...
- Oczywiście dalej chcę mieć dzieci, nya! - podkreśliła równie szybko. - Musimy jedynie znaleźć jakiś sposób, aby obejść twoją bezpłodność. Załatwienie "tymczasowego zastępstwa" to ostateczność. Ostatnia. Ostateczna. Ostateczność.
Naruto milczał przez krótką chwilę, spoglądając głęboko w oczy Kuroki. Po chwili złapał palcami jej podbródek i ponowił pocałunek. Jego język wsunął się w głąb jej ust zaledwie na kilka sekund, po czym szybko je opuścił, pozostawiając za sobą strużkę śliny.
Policzki czarnowłosej zapłonęły delikatnym rumieńcem, a jej usta uformowały zadziorny uśmieszek.
- Wiesz że cię kocham?
- Wiem, nya~! - miauknęła, oblizując uśmiechnięte wargi. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż jeszcze nie skończyłam twojego leczenia. To było tylko przygotowanie przed bardziej... bezpośrednimi metodami.
- Bezpośrednimi metodami? - zapytał sarkastycznie, wyraźnie rozbawiony wymyślną nazwą.
- No wiesz... za pomocą technik Senjutsu doprowadzę do cyrkulacji naszych sił życiowych i wyleczę twoje obrażenia. - wymruczała niewinnie, napierając na niego swym ciałem. - A że podczas tego procesu wydziela się nieco negatywnej energii i napięcia, to trzeba dać im upust... najefektywniej przez namiętny i ostry seks, nya~!
Naruto uśmiechnął się zrezygnowany, słysząc niepotrzebne mu wyjaśnienie... czy może raczej jej słabe usprawiedliwienie.
- Niegrzeczny kotek...

*********
Nawet nie macie pojęcia jak mi się to ciągnęło! Rozleniwiłem się i to tak cholernie mocno, że nie potrafiłem nawet zasiąść do opowiadań. Ale teraz matury mam już za sobą i stwierdziłem, że przydałoby się w końcu ruszyć dupę i coś napisać.
Więc pozmieniałem kilka szczegółów w pierwszych dwóch rozdziałach:
- imię Illuminata z 2 rozdziału zmieniłem na "Luvien"
- Kuroka w 2 rozdziale dostała szlafrok od Jeanne
... i to chyba wszystko. Z tych "głównych zmian." Polecam jednak przeczytać raz jeszcze, tak dla odświeżenia po długiej przerwie (nabijajcie mi wyświetlenia!).
No i napisałem ten chapter. I biorę się za pisanie Rozdziału 3.L XP
Ale dość pierdolenia, może przydałoby się coś odpowiedzieć na komentarze (nie na tą kłótnie, a przynajmniej spróbuję jej znowu nie zacząć... ale ja się uwielbiam kłócić XD)
Eren - no co ja poradzę że nie czuję oppai... zresztą ta historia ma być bardziej erotyczna niż ecchi...owska? Jest takie słowo?
OverLifess - promocja u Pionków Naruto jest... specyficzna. Przez wyjątkowość mocy Naruto mogą oni wymusić promocje bez spełnienia warunków, jednak zużywa to ogromne pokłady ich energii. Będę to wyjaśniał w późniejszych rozdziałach.
Co do haremów, oryginalnej ścieżki fabularnej i innych: parę rzeczy na pewno ulegnie zmianie, jak na przykład harem Isseia będzie mniejszy o 2-3 dziewczyny, Kuroka nigdy nie była gońcem, itd.
Mam zaplanowaną większość fabuły - będzie to znacznie mroczniejsza historia niż oryginał, z licznymi motywami zazdrości, zdrad, gwałtów, itp.
Dodam tylko jeszcze że z tym a długim prologiem to miałeś rację - poza tym w ogóle rozdział ten nie przypominał prologu, więc po prostu od teraz jest to "Rozdział 1." 
Anonim Aga i Basia - dobra, drogie panie-boty-automatycznego-wsparcia-pisarzy-fanficów... ktoście wy?
No i to chyba tyle. Liczę oczywiście na porady i ewentualne powiadomienie mnie jeśli gdzieś zrobiłem jakiś błąd... widzimy się kiedy napiszę rozdział 3.L, choć nie wiem czy wstawię go tutaj czy tylko na fanfiction.net