Rozdział 2
"Oświeceni"
***
22 kwietnia, czwartek - wieczór.
Posiadłość Uzumaki na Hokkaido.
Po dłuższej chwili oderwał się w końcu od papierów, a jego wzrok powędrował w stronę siedzącej przy stole czerwonookiej. Niespiesznie spożywała podaną jej pieczeń w ostrym sosie, co jakiś czas popijając gorącą herbatą.
- Twoja umiejętność... wyłapywania szczegółów jest jak zawsze imponująca, Saya.
- Dziękuję. - odszepnęła, wycierając chusteczką sos z podbródka.
- Nawet jeśli jest czasem trochę... przerażająca, nya. - siedząca na brzegu biurka Kuroka dodała złośliwie do wypowiedzi Phenexa. - Twoja dokładność.
Czując na sobie zirytowane spojrzenie koleżanki i zaciekawione blondyna, szybkim ruchem dłoni odebrała od niego dokumenty, a jej wzrok momentalnie wylądował na zauważonych wcześniej punktach na obu kartkach.
- Murayama: 84-70-81, Katase: 78,5-65-79. - wyczytała z psotnym uśmieszkiem, wywołując zmieszanie i zakłopotanie na twarzy Kisaragi. - To już chyba podchodzi pod prześladowanie. A może... Saya-chan jest zboczona, nya~?
- Zboczona!? - ryknęła zdenerwowana, z impetem wstając z sofy. - To nie ja jestem pieprzoną ekshibicjonistką!
- Dopiero co brałam kąpiel, no i jest już wieczór. Nie chcę się męczyć z ubieraniem kimona tylko po to, żeby je zaraz zdejmować, nya. - odpowiedziała oskarżycielskim tonem Kuroka. - Wiesz przecież, że śpię nago i nie mam nocnych ubrań.
- N-niby racja... - wyszeptała, niechętnie zgadzając się z argumentem kocicy. - Ale mogłabyś przynajmniej ubrać jakąś bieliznę...
- Nya~!? Bieliznę!? - miauknęła całkowicie zszokowana, w obronnym geście zasłaniając dłońmi piersi i krzyżując nogi. - Saya-chan, sadystka! Wiesz jak niewygodne i ciasne są biustonosze i majtki!?
- Błagam cię, przecież sama noszę... - przerwała nagle swą wypowiedź, a jej wzrok powędrował w stronę biustu kocicy. - Chociaż w twoim wypadku... - wyszeptała z wyraźną irytacją i czymś w rodzaju zazdrości.
Nekoshou zakryła swój biust w taki sposób, by jeszcze bardziej go wyeksponować, a na dodatek sutki zasłoniła zaledwie krawędziami palców.
Lecz nagle...
- Nyaaaa~!?
Całe ciało kocicy napięło się niczym struna. Jej ręce osunęły się gwałtownie na boki, palce zacisnęły na krawędzi biurka, nogi naraz wyprostowały i rozsunęły... natomiast jej jędrne piersi podskoczyły ponętnie, prezentując duże, ciemnoróżowe sutki.
- Ale kostiumy kąpielowe jakoś ci nie przeszkadzają. - zauważył wyraźnie rozbawiony małą sprzeczką Naruto, ściskając w dłoni rozdwojony ogon kocicy.
Odzyskawszy po chwili część swego opanowania, natychmiast zakryła rękoma swą kobiecość, spoglądając przez ramię na swojego Króla błagalnym wręcz wzrokiem.
- N-Naru, bikini to co i-innego... J-jest rozciągliwe i mię-mięciutkieee... - jęknęła przeciągle, zarumieniona zaciskając zęby i doświadczając kolejnego, znacznie silniejszego dreszczu. - Nyaaah~! - miauknęła w końcu przytłumionym, lecz donośnym głosem.
Jej piersi ponownie poruszyły się w górę i w dół, ukazując, iż ozdabiające je różowiutkie punkty były wyprostowane do granic swoich możliwości.
Phenex poruszył szorstko palcami wzdłuż ogona, wywołując u nekomaty znacznie silniejszą reakcję niż poprzednio. Nie miał ani skrupułów, ani powodu, czy też zamiaru, by zaprzestać swą zabawę.
- N-N-Naru...
Oddech Kuroki stał się znacznie płytszy, a dreszcze przebiegające przez jej ciało intensywniejsze i liczniejsze. Ukradkiem zaczęła niecierpliwie pocierać o siebie udami, by choć trochę zelżyć temu narastającemu ciepłu.
- Mięciutkie, tak? To może szlafrok? - zaproponował, nonszalancko kontynuując pieszczoty.
Wiedział, jak wrażliwy jest jej ogon poza walką i wykorzystywał to w stu procentach, obserwując z wyraźną satysfakcją, jak jego frywolna Królowa wije się desperacko we wszystkie strony.
- Z tego co pamiętam, to Jeanne nawet sprezentowała ci jeden jakiś czas temu, a do tej pory cię w nim nie widziałem. - uargumentował, jakby rozczarowany wspomnianym faktem. - Może go w końcu ubierzesz?
Podniósł się w końcu niespiesznie i nachylił nad ramieniem czarnowłosej, przejeżdżając językiem po jej kocim uchu. Jednocześnie wolno przesunął dłonią w dół jej ogona.
Kuroka zagryzła desperacko wargę. Jego palce zagłębiły się pomiędzy jej pośladki, po czym powędrowały jeszcze niżej i jeszcze dalej.
- Nyaaah~! - jęknęła nagle głośno, a całym jej ciałem wstrząsnął silny dreszcz, inny od pozostałych, po którym jakby opadła z sił, ciężko dysząc. - Ah... Hah... No dobra... Wygrałeś, nya. - przyznała niechętnie.
Blondyn natychmiast zaprzestał pieszczot i ponownie usiadł na swoim fotelu, ukradkiem wycierając palce.
Nekomata natomiast, wciąż drżąc z doświadczeń, zsunęła się z blatu biurka i bardzo szybko opuściła pomieszczenie. Desperacko starała się zasłonić dłońmi swe piersi i sutki... oraz wyraźnie wilgotne krocze.
Saya odprowadziła kocicę wzrokiem, jakby nieco zażenowana całą sytuacją, a gdy tylko ta zniknęła w drzwiach, spojrzała w stronę chłopaka.
- M-mógłbyś tego nie robić w salonie... i w dodatku na biurku? - zapytała niemal beznamiętnie, starając się skupić na reszcie pieczeni przed sobą.
- Święta się odezwała. Miesiąc temu biurko jakoś ci nie przeszkadzało, a było bardziej... spektakularnie. - zauważył chytrze, spoglądając na Kisaragi. - Zaraz, a może ty... jesteś zazdrosna?
Odpowiedzią na jego pytanie okazał się nóż kuchenny, rzucony przez teraz wściekle rumieniącą się Sayę. Pomimo prędkości porównywalnej do pocisku, Naruto złapał ostrze za trzonek bez zbędnego wysiłku, z uśmieszkiem wstępującym na jego twarz.
- No wiesz co, Saya? - żachnął z wyrzutem. - Wiem, że lubisz na ostro, ale żeby tak od razu nożem? Nie sądzisz, że są jakieś granice sadyzmu?
- Aaaa!!! Nienawidzę cię! - ryknęła, chowając twarz w opartych na stole rękach.
Błękitnooki po raz wtóry wstał z fotela i powolnym krokiem zbliżył się do czerwonookiej. Usiadł na skraju stołu i eleganckim ruchem oddał jej nóż. Praktycznie wyrwała sztuciec z jego ręki, wciąż kryjąc twarz jedną dłonią.
- Też cię kocham. - skwitował cicho, rozbawiony jej dziecinnym zachowaniem. - Wciąż nie przywykłaś?
- Hah... Ciężko jest się przyzwyczaić do Kuroki. - odpowiedziała bez chwili namysłu. - To, że większość czasu krąży nago po całej posiadłości to jedno, zdążyłam już przywyknąć do widoku tych jej podskakujących z każdym krokiem cycków. Ale czasami zachowuje się tak, że...
- Masz ochotę zapaść się pod ziemię? - dokończył Phenex.
- Tak.
- Eh, Saya... Dam ci radę: kiedy jest złośliwa, zachowaj spokój i staraj się ją zanudzić jak najbardziej sztywnymi odpowiedziami. - poradził, opierając się dłońmi o blat stołu. - Wiesz, że Kuroka lubi psocić i dokuczać innym... szczególnie gdy rozmowy schodzą na intymne tematy. Na szczęście łatwo ją znudzić... czasami.
- Zdążyłam zauważyć. Rok to jednak sporo czasu. - skomentowała kąśliwie. - Gdybyś poradził mi to zaraz po zostaniu twoją Wieżą, zapewne uniknęłabym wielu... irytujących i wstydliwych sytuacji. - warknęła, spoglądając na niego spod grzywki z istnym mordem płonącym w oczach.
- Liczyłem, że akurat ciebie nie uda się jej wytrącić z równowagi, ale... najwidoczniej każdy się kiedyś zmienia. - stwierdził, wciąż szeroko uśmiechnięty. - Nie muszę ci chyba mówić, że cieszą mnie postępy, które poczyniłaś?
- To miał być komplement? - zapytała z wciąż wyczuwalną w głosie złością, połykając ostatni kawałek mięsa.
- Może... - odszepnął, wstając i powracając za biurko.
Kisaragi szybko wytarła usta z sosu. Następnie wstała, zabierając ze sobą teraz już pusty talerz, i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych.
- Będę się zbierać. Na jutro muszę jeszcze napisać wypracowanie. - skwitowała.
- Saya! - zawołał nagle Naruto, przykuwając uwagę dziewczyny, która zatrzymała się w samych drzwiach. - Mogłabyś na weekend zaprosić do nas Murayamę-san i Katase-san?
- Oczywiście, ale... jutro jest piątek. - zauważyła wątpliwie. - Nie wiem, czy zgodzą się pojechać na Hokkaido tak z dnia na dzień.
- Dobrze. Nic się nie stanie, jeśli to przełożysz. - zauważył. - Poza tym... jutro możesz skupić się na nauce. Wyślę kogoś, by wyszukał tego bezpańskiego diabła. A po szkole nie musisz od razu wracać. Mam sprawę do załatwienia u Talvi i nie będzie mnie prawdopodobnie do późnego wieczora.
- Rozumiem. - odparła krótko, wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
Naruto natomiast wrócił do przeglądania dokumentów. Westchnął zrezygnowany, zauważając i odsuwając na bok kilka miejscami wilgotnych dokumentów, ze świadomością, iż będzie musiał osobiście je później przepisać. Pomimo tego na jego twarzy wciąż widniał złośliwy uśmieszek.
Ostatecznie wrócił do przeglądania tekstów przygotowanych przez Sayę, bowiem poza raportami o dwójce dziewczyn z klubu Kendo, sporządziła również kilka o innych uczniach. Większość z nich jednak szybko odrzucał, po szybkim przejrzeniu kilku kluczowych informacji.
"W Kuoh jest naprawdę sporo młodych talentów. Tylko że..." - zamyślił się. - " Duża ich część pochodzi ze znanych rodów, natomiast ci którzy nie są rozpoznawalni, posiadają Sacred Gear. Obie opcje wykluczają ich jako potencjalnych kandydatów. Cóż... powinienem się cieszyć że Sayi udało się znaleźć przynajmniej dwójkę niewyróżniających się osób z pewnym potencjałem."
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z impetem.
- Saya-chan już poszła, nya~? - zapytała czarnowłosa kocica, wkraczając do salonu.
Naruto natychmiast spojrzał w stronę młodej kobiety. Spoglądał na nią w milczeniu, podziwiając istne żywe dzieło sztuki... najpewniej erotycznej.
Kuroka miała na sobie otrzymany w prezencie biały szlafrok, z miękkiej i o dziwo cienkiej tkaniny. Był on wyjątkowo obszerny, co jednak nie przeszkodziło jej ubrać go tak, by odsłaniał jak najwięcej jej mlecznobiałej skóry. Ogromny dekolt na połowę piersi, niemal w pełni odsłonięte ramiona i część pleców, oraz niczym nie zakryte zgrabne nogi.
Nie miał bladego pojęcia, jak ta kocica to robiła. Każde ubranie, nawet najbardziej niewinne, założone przez nią zdawało się być stworzone, by odsłaniać jak najwięcej ciała w jak najbardziej pociągający sposób. Był to zapewne efekt lat praktyki... wspomożonych naturalnymi atutami.
Ogromne piersi, naprężające front szlafroka do granic możliwości i przebijające się przez cienki materiał sztywnymi sutkami. Niesamowicie długie, rozpuszczone czarne włosy, sięgające niemal podłogi. A także nadające jej egzotycznego smaku kocie uszy i ogony.
Zdecydowanie - naturalne atuty.
- Mhm. - odmruknął w końcu twierdząco na jej pytanie, wracając do dokumentów.
Czarnowłosa zatrzymała się obok niego, opierając biodrem o biurko.
- Czyli niepotrzebnie się ubierałam, nya. - westchnęła, wyraźnie zawiedziona.
- Nie sądzisz, że powinnaś się przyzwyczaić do noszenia odzieży? - spytał, spoglądając na nią kątem oka. - Możliwe, że nasza mała rodzinka wkrótce się powiększy... a poza tym lepiej żebyś była przygotowana. Nigdy nic nie wiadomo.
- Raaany~! - jęknęła i skrzyżowała dłonie pod biustem, zaczynając się dąsać. - Wiesz przecież, że nie cierpię, jak materiał wpija się w moje cycuszki... Moja skóra jest delikatna, nya~!
- Nikt ci przecież nie każe od razu ubierać obcisłych strojów bojowych. - stwierdził rozbawiony, odkładając dokumenty. - Chcę tylko, abyś w każdej chwili była przygotowana... no i nie chcę speszyć tych dziewczyn.
- Ale ja jestem gotowa cały czas, nya~! - miauknęła, przechodząc za Phenexa i przyklękając, by spleść ramiona wokół jego szyi i oprzeć podbródek o jego ramię. - Ubrania nie są mi potrzebne podczas walki, nya~! - wyszeptała złośliwie, kompletnie ignorując sprawę potencjalnych nowych członkiń parostwa.
- Czyżby? - zapytał figlarnie, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Cóż... będę o tym pamiętał. Może przy następnych treningach?
- Naprawdę, nya? - odparła, tak jakby zdziwiona. - Nie masz nic przeciwko?
- Może... - stwierdził wymijająco, mrugając jednak psotnie. - Obiecuję, że będę o tym pamiętał. Jednak podczas faktycznych walk... - przerwał na chwilę, zagłębiając się w myślach. - Cóż, bez wątpienia nago rozpraszałabyś przeciwników...
- Prawda, nya~?
- ...ale jednocześnie odsłoniłabyś się przed nimi. - dokończył szybko. - Wrogowie mogą nie mieć skrupułów. Widok czarnowłosej piękności, wymachującej swoimi... ogonkami, potrafi być bardzo kuszący. - oznajmił, sugestywnie wypominając nekomacie sytuację sprzed kilku minut. - Naprawdę... Powinnaś bardziej panować nad swoim ciałem, Kuro.
- Ach tak? - syknęła z błyskiem w oku.
Nim jej Król był w stanie zareagować, delikatnie liznęła blizny na jego lewym policzku, przesuwając jednocześnie opuszkami palców po tych na prawym.
Zaskoczony blondyn momentalnie zadrżał.
- K-Kuro... Proszę, nie teraz...
- Czemu, nya~? - zapytała ze złośliwym uśmieszkiem. Po raz kolejny przeciągnęła języczkiem po śladach na jego twarzy, drugą dłonią zaczynając powoli masować teraz wilgotny, lewy policzek. - Ty nie miałeś z tym problemów!
- Ty mała... - wysyczał, ciężko zarumieniony.
Kątem oka zdołał dostrzec poruszający się w pobliżu jego ręki ogon i niemal natychmiast przesunął prawą dłoń w jego kierunku. Dziewczyna wyczuła jednak ruchy swego Króla i złożywszy szybki, acz soczysty całus na jego policzku, gwałtownie odsunęła się od niego, w ostatniej chwili unikając pochwycenia.
- Nie tym razem, nya~! - miauknęła kąśliwie.
Oddalając się od Naruto zaczęła ponętnie poruszać biodrami i ogonami. Powoli ominęła blat i usiadła na jednej z sof skierowanych w stronę biurka, złośliwie opierając i krzyżując nogi na stole w taki sposób, by nie pozwolić mu dostrzec żadnych szczegółów.
- Naprawdę, nya... Powinieneś bardziej nad sobą panować, Naru. - sparafrazowała jego słowa z szerokim uśmiechem.
- Nie ja szczytowałem po chwili niewinnej zabawy! - odgryzł się, pocierając dłonią wciąż wilgotny, zarumieniony policzek. - Siedząc na biurku zawalonym ważnymi dokumentami, w obecności Sayi.
- Proszę cię... Założę się, że pomimo zawstydzenia, ta sadystka miała z tego niezły ubaw. - zauważyła z jakby niezręcznym wyrazem twarzy. - A co do dokumentów... Twoja wina! Trzeba było oprzeć się pokusie! - odpowiedziała oskarżająco, pokazując mu język.
Naruto jedynie prychnął słabo na jej oskarżenia.
- No przyznaję... nie przemyślałem tego. - stwierdził szczerze. - Ale z drugiej strony nie byłem zbyt ostry.
- Tak, tak... - westchnęła zrezygnowana, machając dłonią na znak zakończenia dyskusji. - Zmieniając temat... Talvi mówiła ci, o czym chce porozmawiać?
- Nie. Powiedziała jedynie, że poczyniła znaczne postępy w swoich badaniach... i znalazła coś w starych zapiskach.
- Starych zapiskach, nya~? - zapytała, przymrużając oczy. - Jak starych?
- Eh... Nie mam bladego pojęcia. Cholera, nie wiem nawet kiedy i jak ona weszła w posiadanie takich dokumentów. - odpowiedział z ciężkim westchnieniem, odchylając się w tył. - A wątpię, żeby te zapiski tak po prostu leżały sobie w jakichś starych, zakurzonych archiwach, czekając, aż ktoś je znajdzie.
- Chyba lepiej będzie ją o to wypytać... - wyszeptała. Jej głos zdradzał nutkę zatroskania.
- Taki mam zamiar. - zgodził się bez zastanowienia, zamykając oczy w kontemplacji. - Ale nie ma co się o nią martwić na zapas. Jest silna.
- Komu jak komu, ale mnie nie musisz przypominać o umiejętnościach tej... przerośniętej małpy. - odparła. Jej usta wykrzywiły się w grymasie.
- Ciągle sobie dogryzacie? - zapytał, spoglądając na nią z rozbawieniem. - Słodkie... Dwie przyjaciółki nieustannie wypominające sobie wzajemnie swoją prawdziwą naturę.
- Ona zaczęła z tą "Kicią rui". - parsknęła niewzruszona, wstając z kanapy i przeciągając się. - Nyaaa~! Zgłodniałam... Ciekawe czy w kuchni zostało coś słodkiego? - miauknęła pod nosem, ruszając w stronę wyjścia.
Czując na sobie wzrok swojego pana ponownie zaczęła kołysać biodrami i ogonami, dając mu na sam koniec niewielki pokaz.
- Kuro. - zawołał poważnym tonem. - Naprawdę, zacznij nosić w domu kimono. Nie chcę speszyć tych dziewczyn już pierwszego dnia.
- Rozumiem, rozumiem. Postaram się je nosić... z początku. - oznajmiła figlarnie, zamykając za sobą drzwi.
- Ta kobieta... - westchnął z wyczerpanym uśmiechem niebieskooki, ponownie odchylając się w tył.
Po krótkiej chwili odpoczynku powrócił do przerwanego przeglądania dokumentów. W dłoń złapał papiery dwóch dziewczyn z klubu Kendo, chcąc upewnić się, iż wyczytał już wszystko. Jednakże jego oczy zatrzymały się na karcie Murayamy, a konkretnie na jednym fragmencie zapisanego na niej tekstu. W miarę czytania jego oczy zwężały się w szoku.
- Rodzina Shimizu przygarnęła Murayamę po tragedii, w wyniku której cała jej rodzina, wykluczając wyżej wymienioną, straciła życie. Państwo Ueda spłonęli w swoim domu w Kuoh siedem lat temu. Przyczyna pożaru: nieznana, spekulacje dotyczące eksplozji butli z gazem; choć Murayama zaprzecza istnienia w budynku jakiegokolwiek zbiornika gazu. Ciała: nieodnalezione. - wyczytał i z teraz szeroko rozwartymi oczyma, po raz kolejny odchylił się w tył. - Siedem lat temu!? Przecież to by oznaczało że...
23 kwiecień, piątek - popołudnie.
Akademia Kuoh, sala klubu Kendo.
- Yuhara-san? - zagadnęła cicho Saya, zdejmując z siebie strój treningowy.
- Tak?
- Katase i Murayama nie przyszły dzisiaj do szkoły? - zadała szybkie pytanie. - Miałam do nich sprawę, ale ani razu ich nie widziałam.
- Ach... Tak. Słyszałam, że zwolniły się z dzisiejszych lekcji. - odparła
blondynka, powoli ubierając jasny biustonosz. - Chyba miały jakieś
sprawy rodzinne do załatwienia, lecz nie dam ci za to głowy.
- Rozumiem... Dziękuję. - podziękowała blondynce, ściągając z siebie
biustonosz i majtki, i sięgając po zamienną bieliznę. Jej wzrok powędrował w stronę zaklejonej dziury w ścianie. - Znowu zakleiliście tą
dziurę? Nie prościej było by tam przybić deskę... czy coś w tym stylu?
- Jasne że było by prościej, ale dyrektor nie wyraził na to zgody. - zauważyła Yuhara, zgrzytając zębami. - Poważnie... Czasami wydaje mi się, że on stoi po stronie tych zboków...
- Nic dziwnego. Skoro zdaje sobie sprawę z tego co robią, a nie podejmuje żadnych środków zaradczych...
- Prawda?
"Ale z drugiej strony kto zabija kurę znoszącą złote jaja?" - pomyślała Saya. - "Matsuda: Tireless Whirlwind, Sacred Gear negujące zmęczenie użytkownika podczas biegu... Motohama, aka Zmora Dziewczyn: Analyzing Glance, Sacred Gear manifestujące się w formie okularów natychmiastowo analizujących sytuację wokół... w jego przypadku zmodyfikowane perwersją o dodatkową możliwość pomiaru kobiecych wymiarów." - przypomniała sobie, mimowolnie zasłaniając ramionami biust. - "Cóż, dobrze że wśród dziewczyn również jest osoba posiadająca ten Dar..." - zauważyła, przypominając sobie pewną zboczoną dziewczynę o brązowych włosach splecionych w dwa warkocze. - "No i Hyoudou Issei..."
- Saya-san, zamknij proszę pomieszczenie, gdy będziesz wychodzić. - przewodnicząca przerwała jej nagle rozmyślania.
- Ah... Tak, jasne. - odpowiedziała wychodzącej dziewczynie, szybko wkładając na siebie bieliznę i mundurek.
Gdy tylko skończyła się ubierać, złapała za klucze i wyszła z sali, zamykając ją, po czym szybko opuściła teren szkoły. Idąc ulicą, kierowała się na przedmieścia, w sobie tylko znanym kierunku.
Jej chód trwał kilkadziesiąt minut. W międzyczasie słońce zaczęło powoli opadać w stronę horyzontu.
Gdy czarnowłosa w końcu się zatrzymała, stała przed niedużym piętrowym domem. Szybko wzięła głęboki wdech, po czym podeszła do drzwi i zadzwoniła. Wewnątrz budynku rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka, a już po krótkiej chwili usłyszeć można było głośne skrzypienie podłogi. Drzwi zostały otwarte przez mającą czterdzieści, może trochę więcej lat kobietę o jasnoróżowych włosach; siedzącą na wózku inwalidzkim. Kisaragi od razu ją rozpoznała, może ze względu na podobieństwo.
Matka Katase, Shimizu Ayao.
- Tak? Mogę w czymś pomóc? - zapytała uprzejmym głosem czerwonooką.
- Em... Jest może Katase lub Murayama?
- A... mogłabym zapytać kim pani jest?
- Najmocniej przepraszam... Nazywam się Kisaragi Saya, jestem ich przyjaciółką. - odparła momentalnie na pytanie kobiety.
- Ah... Ty jesteś Saya-chan? Dziewczyny mi sporo o tobie mówiły.
Na policzki Sayi momentalnie zawitał ledwo widoczny rumieniec.
"Saya... -chan?" - zapytała samą siebie głęboko w duszy, lekko zawstydzona.
- Wejdziesz? - kobieta zaprosiła ją do środka gestem ręki.
- T-tak... - odszepnęła, wchodząc do budynku. Zaraz po przekroczeniu progu ściągnęła buty, ustawiając je pod ścianą. - Przepraszam za najście...
Różowo włosa zaprosiła ją do kuchni, gdzie po szybkim zaparzeniu i rozlaniu herbaty do filiżanek przysunęła się do stołu naprzeciw Sayi. Bez chwili namysłu wzięła niewielki łyk naparu.
- Musisz mi wybaczyć... Nigdy nie byłam dobra w parzeniu herbaty. - przeprosiła momentalnie kobieta.
- N-nie... Jest pyszna! - odpowiedziała, również biorąc nieduży łyk.
- Cieszę się... Więc, Saya-chan, o co chciałaś zapytać moje córki?
- Cóż, widzi pani... Mój przyjaciel niedawno wrócił do Japonii i zaprosił mnie na weekend na Hokkaido. - skłamała. - Powiedział, że jeśli chcę, to mogę ze sobą zabrać przyjaciół... i pomyślałam, że może...
- ...Katase i Murayama będą chciały pojechać? - dokończyła pytanie za dziewczynę.
- T-tak.
- Cóż, nie mam nic przeciwko i wątpię, by dziewczyny odmówiły. - stwierdziła bez chwili namysłu. - Jednak będziesz musiała je zapytać, kiedy już wrócą.
- Wrócą?
- Tak. Widzisz... Mój mąż nadzoruje renowacje starych budowli, ale czasami zdarza mu się nie wrócić na noc. - powiedziała. - To nic niezwykłego, taka praca... ale rano Murayama i Katase poprosiły mnie , żebym zwolniła je z dzisiejszych lekcji.
- To trochę... dziwne.
- Cóż, może z perspektywy osoby z zewnątrz. - odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. - Murayama... sporo przeszła w życiu i pewna nadopiekuńczość oraz troska nie jest w jej przypadku niczym dziwnym. Poza tym to nie pierwszy raz, kiedy prosi mnie o zwolnienie z lekcji, by pojechać i zobaczyć się z ojcem.
- Rozumiem... Cóż, pani wybaczy, ale muszę się już zbierać. - przeprosiła, odstawiając pustą filiżankę. - Herbata była pyszna.
- Cieszę się. Odwiedź nas jeszcze kiedyś. - poprosiła, odwracając wózek i odprowadzając czarnowłosą do drzwi.
Dziewczyna szybko ubrała buty i otworzyła wyjście.
- Oczywiście. Do widzenia. I... jeśli mogę prosić, niech pani przekaże dziewczynom, że jeśli się zgodzą, to będę na nie czekać jutro na stacji. - odparła z niewielkim uśmiechem, wychodząc.
- No dobrze, Saya-chan. - rzuciła na pożegnanie, zamykając za nią drzwi.
Czerwonooka przeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się na ulicy i spojrzała na dom przyjaciółek, z delikatnym rumieńcem zdobiącym twarz.
- Chyba nigdy nie przywyknę do zdrobnień... - westchnęła ciężko, odwracając się i udając w sobie tylko znanym kierunku.
Przez kolejne minuty kroczyła powolnym krokiem przez uliczki Kuoh, co jakiś czas zmieniając kierunek chodu, zupełnie jakby krążyła bez celu pogrążona w rozmyśleniach. Słońce znajdowało się już tuż nad horyzontem, emitując żółto-pomarańczową poświatę.
Gdy zbliżała się do niewielkiego mostu nad jedną z głównych dróg miasta, z odrętwienia wyrwała ją rozmowa dwójki uczniów na owym moście.
- Proszę! Umówisz się ze mną? - czarnowłosa dziewczyna w czerwonym mundurku zapytała głośno brązowowłosego chłopaka, pochylając się lekko w błagalnym ukłonie.
Saya zatrzymała się pod niewielkim drzewem, przyglądając wyraźnie zakłopotanemu, choć jednocześnie uradowanemu chłopakowi. Rozpoznała w nim Hyoudou Isseia, jednego z Trójki Zboczeńców z Kuoh. Mimo początkowego szoku, jej twarz momentalnie przybrała wyraz skupienia, a wzrok padł na dziewczynę naprzeciwko zboczeńca.
- Upadła, co?
- Taa... - syknęła z niechęcią Kisaragi, lecz uczucie to zostało szybko zastąpione zaskoczeniem. - Zaraz...
Obok niej stała młoda dziewczyna, ubrana w pomarańczowe kimono z wzorami fal, lecz o bosych stopach. Jej brązowe włosy, spięte w okolicy bioder, niemal sięgały ziemi. Jej śnieżnobiałe oczy natomiast wpatrywały się w parę na moście.
- Hanabi...
- Yo, Saya-chan! - zawołała radośnie, odwracając się i machając do dziewczyny.
- Więc Naruto przysłał ciebie... - wywnioskowała. - Co sprowadza cię do mnie?
- Hmm... Zauważyłam z tego kierunku ciekawą aurę i chciałam po prostu sprawdzić, co to takiego... - odparła, spoglądając z pełną powagą na czarnowłosą dziewczynę na moście. - Nie spodziewałam się upadłej.
- Cóż, ostatnio kilkoro z nich pojawiło się na terenie miasta... choć nie sprawiali kłopotów. - zauważyła czerwonooka.
- Marne szanse, żeby tak zostało, biorąc pod uwagę nagromadzenie posiadaczy Sacred Gear... a zwłaszcza jego obecność. - odszepnęła kasztanowo włosa, przerzucając wzrok na rozmawiającego z upadłą anielicą ucznia. - Z początku wydawało mi się, że to najzwyklejszy Twice Critical, ale z takiej odległości... Boosted Gear?
- Tak. Choć wątpię, żeby ta Upadła to odkryła. Nawet ja miałam problem z dojściem do tego.
- Nic dziwnego. Jego poziom mocy jest tak niski, że osłabia nawet aurę emanowaną przez Sacred Gear. - zauważyła Hyuuga. - Nie będąc sensorem zauważenie tego jest niezwykle trudne.
- Nie musisz mi tego mówić, sama doskonale zdaję sobie z tego sprawę... - odpowiedziała młodszej, spoglądając ponownie na dwójkę uczniów. Dziewczyna pożegnała się z Isseiem i odeszła w swoją stronę, podczas gdy on ruszył biegiem w przeciwną. - Tak sobie tu dyskutujemy... ale czy ty czasem nie miałaś jak najszybciej odszukać tego zdziczałego diabła, Hanabi?
- Diablicy.
- Skąd ty niby...
- Już ją znalazłam. W międzyczasie zdążyłam nawet zjeść deser... - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic. - Nie miałam pojęcia, że są tu tak dobre cukiernie. Musimy kiedyś przejść się tu wszyscy, razem z Naruto.
- Znalazłaś ją i zamiast tam iść, to stoisz i ze mną dyskutujesz? - zauważyła, powracając do właściwego tematu.
- Cóż... we dwójkę pokonanie jej, utrzymanie przy życiu i przeniesienie do posiadłości powinno pójść znacznie szybciej i łatwiej, a co za tym idzie - dyskretniej, niż gdybym robiła to w pojedynkę, nie uważasz? - wysunęła tezę. - Poza tym, pierwotnie była to twoja misja, a że nie dałaś sobie z nią rady...
- Eh... Oszczędź mi tego wykładu. - westchnęła zrezygnowana czarnowłosa. - Niech ci będzie.
- Świetnie. Tylko... - szepnęła z radosnym uśmieszkiem, zaczynając nisko podskakiwać na palcach. - Nadążysz?
- Nie. - odparła beznamiętnie. - Nie mam w zwyczaju zwalniać podczas biegu.
- Świetnie... - stwierdziła figlarnie, wykonując nieco wyższy skok. - Promocja: Skoczek.
Całe jej ciało na krótki moment zalśniło delikatnym, błękitnym blaskiem, a w chwili, gdy ponownie dotknęła palcami ziemi, razem z Sayą wybiła się i ruszyła w przód z niesamowitą prędkością, wywołując silny podmuch wiatru.
Przez kilkanaście minut obie dziewczyny biegły uliczkami, co jakiś czas przeskakując również po dachach domów, aż w końcu zatrzymały się przed dużą, opuszczoną budowlą na obrzeżach miasta. W okolicy nie było praktycznie żadnych innych budynków
- To tutaj? - zapytała czarnowłosa, przyglądając się zrujnowanemu domostwu.
Brakowało drzwi, a większość okien została wybita lub nie było ich wcale. Tynk natomiast już dawno zaczął odpadać od popękanych ścian.
- Tak. - odpowiedziała krótko Hanabi.
Błękitna aura po raz kolejny na krótko otoczyła jej ciało, dezaktywując efekt Promocji.
- Czego możemy się spodziewać?
- Nie mam bladego pojęcia. - stwierdziła młodsza, wytężając wzrok. Dookoła jej oczu uwypukliły się liczne nerwy, schodząc nawet na obszar policzków. - Jak na zdziczałą jest całkiem kompetentna. Zasłoniła wnętrze budynku ledwo wyczuwalną barierą, nałożyła nań iluzję oraz stłumiła swoje moce magiczne. - podsumowała. - Z moimi oczami jestem co prawda w stanie przejrzeć przez barierę i jej magię, choć wszystko co widzę jest rozmazane.
- Rozumiem... Nie traćmy więc czasu. - zaczęła Saya, podchodząc do wejścia. - Ty to zrobisz czy ja?
- Pozwól że ja... - odszepnęła niepewnie Hyuuga, stając obok starszej przyjaciółki. - Jesteś za mało subtelna, Saya-chan.
Powiedziawszy to, brązowowłosa wystawiła prawą rękę i jakby dotknęła niewidzialnej ściany, jednocześnie wykonując lewą kilka znaków. Jej wyciągnięta dłoń momentalnie zaczęła emanować jasną aurą, która szybko utworzyła niewielkie załamanie pola ochronnego.
Obydwie dziewczyny pewnym krokiem wkroczyły do środka, zamykając za sobą utworzone przejście.
- Krew. Świeża. - zauważyła niechętnie Kisaragi, zasłaniając nos palcami dłoni. - I ludzka.
- I jest jej dużo... - dokończyła za przyjaciółkę, dostrzegając pokrywającą część podłogi i ścian posokę. Gdzieniegdzie ujrzeć można było również resztki wciąż świeżych, ludzkich szczątków.
Obie dziewczyny ruszyły w głąb pomieszczenia, które najwidoczniej służyło niegdyś jako miejsce spotkań, lub magazyn. Nagle Saya zatrzymała się, przyklęknęła i podniosła z ziemi zalaną krwią fotografię.
- Zdjęcie? - wyszeptała, przecierając je kciukiem.
Po chwili odbitka bezszelestnie wysunęła się z pomiędzy jej bezwładnych palców, ponownie lądując w szkarłatnej kałuży. Przedstawiała czteroosobową rodzinę - starszego siwego człowieka, kobietę na wózku oraz dwie nastolatki; jedną o krótkich różowych włosach, a drugą o długich brązowych, spiętych w kucyk. Saya z szeroko otwartymi oczami i niedowierzaniem wpatrywała się w zabarwiony przez krew obrazek.
- Ah... Nowy posiłek? - odezwała się nagle istota z wnętrza budowli.
Niemal na środku pomieszczenia, w ciemnościach, siedziała naga od pasa w górę młoda kobieta. Jednakże bardziej niż jej kształty uwagę przykuwała jej dolna, zmutowana część ciała, przypominająca mieszaninę ciała konia z łapami lwa. Powoli podniosła się, stając na wszystkich czterech łapach.
- Szkoda... Dopiero co przetrawiłam poprzednich, a jeszcze chciałam skosztować miękkiego mięska tych dziewczynek... - westchnęła złowrogo, jakby z nutką rozczarowania, spoglądając w dół.
Pod jedną z jej łap leżała zakrwawiona brązowowłosa, a naprzeciw, pod ścianą w pobliżu wejścia, w pozycji siedzącej znajdowała się druga dziewczyna, o różowych włosach, miejscami przebarwionych przez krew spływającą z jej czoła i głowy. Obydwie były nieprzytomne i blade jak sama śmierć.
- No nic... Na zimno będę lepsze na deser...
- TY KURWO!!! - ryknęła wściekle Saya, unosząc lewą rękę.
W pobliżu jej dłoni momentalnie pojawiły się krążące wokół siebie karmazynowe pierścienie, zapisane przedziwnym alfabetem runicznym. Dziewczyna gwałtownie wsunęła ramię w magiczną sferę, wyciągając z wnętrza katanę w karmazynowej pochwie, zapieczętowaną dodatkowo czymś, co przypominało rzędy zaciskających się na sobie zębów. Pierwszy rząd umiejscowiony był na skraju pochwy, drugi natomiast spełniał rolę tsuby. Czerwonooka bez chwili namysłu złapała prawą ręką za rękojeść, a zakleszczające się na sobie blokady katany jednocześnie się otworzyły. Nim jednak zdążyła wysunąć ostrze, stojąca do tej pory obok niej Hanabi szybkim skokiem skróciła dystans między sobą, a zdziczałą diablicą.
Demon bez chwili zastanowienia uniósł łapę, jeszcze przed chwilą przygniatającą nieprzytomną nastolatkę.
- A więc drugie danie zaczniemy od delikatnego, młodego mięska. - syknęła z satysfakcją zmutowana kobieta, wykonując duży zamach.
- H-Hanabi! - krzyknęła zaskoczona Saya.
Cios zdziczałej z impetem trafił brązowowłosą, wznosząc w powietrze niewielką chmurę pyłu.
- Huh? - westchnęła nagle, zaskoczona, czując pod łapą silny opór.
- Promocja: Wieża. - syknęła Hanabi, będąc przez krótką chwilę otoczona błękitną poświatą.
Lewym ramieniem powstrzymywała wciąż napierający szpon zdziczałej, a jej stopy wbiły się płytko w kamienne podłoże, tworząc liczne i duże pęknięcia. Gdy tylko przestała sunąć pod wpływem impetu uderzenia, lekko ugięła kolana i zebrawszy w otwartej, prawej dłoni dużą ilość energii magicznej, wymierzyła szybki cios w czarnowłosą bestię. Ta odruchowo zasłoniła twarz rękoma, lecz potężny podmuch wiatru, wywołany atakiem Hyuugi, okazał się wystarczająco silny, by posłać ją z krzykiem na tył sali.
- Saya!!! - ryknęła nagle nastolatka w stronę przyjaciółki.
Kisaragi momentalnie oprzytomniała i z całych sił zaciskając zęby w gniewie, zamknęła blokady trzymanego miecza. Następnie wystawiła do przodu prawą dłoń, w której zaczęły wirować liczne magiczne pieczęcie o karmazynowej barwie. Jej oczy momentalnie rozbłysły czerwonym blaskiem. Zaklęcie zaczęło powoli zwiększać swoją objętość, aż nagle, w momencie gdy otoczyło dziewczynę, pękło i rozsypało się po pomieszczeniu z głośnym trzaskiem tłuczonego szkła. Przykuło to uwagę zdziczałej diablicy.
- Próbuje zwiać z tymi dziewczynami? - wyszeptała, analizując zachowanie czerwonookiej. - Jakbym ci na to pozwoliła! - ryknęła, formując rękoma magiczny okrąg.
W stronę Sayi wystrzelił pocisk ciemnozielonej cieczy. Szybko jednak został zepchnięty ze swego kursu przez kolejny podmuch wiatru, lądując na ścianie, która momentalnie została wypalona. Białooka natychmiast wykonała delikatny obrót, przybierając pozycję bojową między przyjaciółką a przeciwniczką.
- Magia Toksyn i Kwasu... Czyli nasze przypuszczenia były dobre. - szepnęła, skupiając na sobie wzrok przeciwniczki.
- Ty mała... - warknęła, rozglądając się po pomieszczeniu. Czarnowłosa jak i dwie nieprzytomne nastolatki zniknęły. - Heh... Widzę, że twojej towarzyszce udało się zwiać. Poświęcić się, żeby inni mogli uciec... to szlachetny czyn. Będę więc miła i zaoferuję ci szybką śmierć! - ryknęła, szarżując na brązowowłosą.
Hanabi jedynie delikatnie się uśmiechnęła, po czym, wraz z kolejnym obrotem, wykonała cios. Fala wiatru uderzyła w czarnowłosą, powstrzymując jej natarcie.
- Magia Powietrza... Upierdliwe.
- Będziesz miła i zaoferujesz mi szybką śmierć? - zapytała zdziczałą. - Czyżby odezwały się jakieś stare wspomnienia... Viser-san?
- Skąd ty...? - zaczęła diablica, lecz nagły ucisk wokół szyi przerwał jej wypowiedź. - Gha... Co? Ghu.. Gha... Co do jasnej... - warknęła z trudem, szamotając się we wszystkie strony.
Dopiero po chwili zrozumiała, że na jej gardle zaciskają się kobiece ramię. Z szokiem wypisanym na twarzy odwróciła głowę, kątem oka dostrzegając krwistoczerwone oczy o pionowych źrenicach.
- Jak... ty...
- Hanabi! - krzyknęła Kisaragi, z jeszcze większą siłą zaciskając ręce wokół karku Viser.
Białooka momentalnie zebrała w dłoniach dużą ilość energii, pod wpływem której powietrze wokół nich zostało sprężone i przesycone magią do poziomu, w którym zadawało się zakrzywiać widoczny przez nie obraz. Bez chwili zastanowienia, szybko niczym podmuch huraganu doskoczyła do przeciwniczki i z całą siłą uderzyła dłonią w jej nagi brzuch.
- Gha... Aaa... - zdziczała jęknęła resztką sił.
Brak tlenu i atak brązowowłosej okazały się zbyt dużym wyzwaniem do przetrzymania. Jej oczy powoli zatoczyły się w tył głowy, a ciało bezwładnie osunęło na podłogę. Saya szybko zeskoczyła z grzbietu kobiety, lądując obok młodszej przyjaciółki.
- Koniec... - szepnęła brązowowłosa, klękając na chwilę przy nieprzytomnej przeciwniczce i sprawdzając palcami jej puls.
- A teraz się pospieszmy! - warknęła Kisaragi, unosząc prawą rękę i pstrykając palcami.
Cały obraz dookoła momentalnie rozpadł się z głośnym trzaskiem, niczym szkło, ujawniając dwie dziewczyny, wciąż znajdujące się w tych samych miejscach co wcześniej.
- Racja... - skinęła białooka, analizując rany dziewczyn. - Nie wiem czy przeżyją, jeśli oddamy je w ręce ludzkich lekarzy... Musi się nimi zająć Iona. - stwierdziła, wstając i spoglądając we wciąż jarzące się magią oczy towarzyszki. - Zajmiesz się teleportacją?
- Pewnie. - odparła, lecz jej oczy szybko powędrowały do ledwo trzymającego się pola ochronnego wokół pomieszczenia. - Bariera ledwo się trzyma... Użycie zaklęcia teleportującego dla pięciu osób mogłoby ją złamać, a ja wolałabym żeby Rias-san i Sona-san nie nabrały podejrzeń, że w mieście jest diabeł spoza ich parostw.
- Trzeba było nie przyzywać Totsuka no Tsurugi. - syknęła Hanabi. - Ale trudno... Co się stało to się nie odstanie. Zajmę się przepływem twojej magii. To powinno wystarczyć, by nie zniszczyć bariery do czasu, aż stąd znikniemy.
- Dzięki Hanabi. - odparła czarnowłosa, zamykając oczy w skupieniu.
Młodsza z nastolatek szybko przeszła za przyjaciółkę i położyła obie dłonie na jej plecach. Po chwili oczy Sayi ponownie rozbłysły karmazynowym światłem, a na podłodze pomieszczenia pojawiła się magiczna pieczęć, zapisana nieznanym alfabetem. Z jej krańców wyłoniło się kilka eterycznych pierścieni, zapisanych identycznym językiem, które zaczęły obracać się wokół centrum zaklęcia. Po krótkiej chwili wszystkie obecne w pomieszczeniu osoby znikły w błysku światła, a okręgi rozpadły się wraz z barierą, otaczającą wnętrze budowli.
- Jasne że było by prościej, ale dyrektor nie wyraził na to zgody. - zauważyła Yuhara, zgrzytając zębami. - Poważnie... Czasami wydaje mi się, że on stoi po stronie tych zboków...
- Nic dziwnego. Skoro zdaje sobie sprawę z tego co robią, a nie podejmuje żadnych środków zaradczych...
- Prawda?
"Ale z drugiej strony kto zabija kurę znoszącą złote jaja?" - pomyślała Saya. - "Matsuda: Tireless Whirlwind, Sacred Gear negujące zmęczenie użytkownika podczas biegu... Motohama, aka Zmora Dziewczyn: Analyzing Glance, Sacred Gear manifestujące się w formie okularów natychmiastowo analizujących sytuację wokół... w jego przypadku zmodyfikowane perwersją o dodatkową możliwość pomiaru kobiecych wymiarów." - przypomniała sobie, mimowolnie zasłaniając ramionami biust. - "Cóż, dobrze że wśród dziewczyn również jest osoba posiadająca ten Dar..." - zauważyła, przypominając sobie pewną zboczoną dziewczynę o brązowych włosach splecionych w dwa warkocze. - "No i Hyoudou Issei..."
- Saya-san, zamknij proszę pomieszczenie, gdy będziesz wychodzić. - przewodnicząca przerwała jej nagle rozmyślania.
- Ah... Tak, jasne. - odpowiedziała wychodzącej dziewczynie, szybko wkładając na siebie bieliznę i mundurek.
Gdy tylko skończyła się ubierać, złapała za klucze i wyszła z sali, zamykając ją, po czym szybko opuściła teren szkoły. Idąc ulicą, kierowała się na przedmieścia, w sobie tylko znanym kierunku.
Jej chód trwał kilkadziesiąt minut. W międzyczasie słońce zaczęło powoli opadać w stronę horyzontu.
Gdy czarnowłosa w końcu się zatrzymała, stała przed niedużym piętrowym domem. Szybko wzięła głęboki wdech, po czym podeszła do drzwi i zadzwoniła. Wewnątrz budynku rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka, a już po krótkiej chwili usłyszeć można było głośne skrzypienie podłogi. Drzwi zostały otwarte przez mającą czterdzieści, może trochę więcej lat kobietę o jasnoróżowych włosach; siedzącą na wózku inwalidzkim. Kisaragi od razu ją rozpoznała, może ze względu na podobieństwo.
Matka Katase, Shimizu Ayao.
- Tak? Mogę w czymś pomóc? - zapytała uprzejmym głosem czerwonooką.
- Em... Jest może Katase lub Murayama?
- A... mogłabym zapytać kim pani jest?
- Najmocniej przepraszam... Nazywam się Kisaragi Saya, jestem ich przyjaciółką. - odparła momentalnie na pytanie kobiety.
- Ah... Ty jesteś Saya-chan? Dziewczyny mi sporo o tobie mówiły.
Na policzki Sayi momentalnie zawitał ledwo widoczny rumieniec.
"Saya... -chan?" - zapytała samą siebie głęboko w duszy, lekko zawstydzona.
- Wejdziesz? - kobieta zaprosiła ją do środka gestem ręki.
- T-tak... - odszepnęła, wchodząc do budynku. Zaraz po przekroczeniu progu ściągnęła buty, ustawiając je pod ścianą. - Przepraszam za najście...
Różowo włosa zaprosiła ją do kuchni, gdzie po szybkim zaparzeniu i rozlaniu herbaty do filiżanek przysunęła się do stołu naprzeciw Sayi. Bez chwili namysłu wzięła niewielki łyk naparu.
- Musisz mi wybaczyć... Nigdy nie byłam dobra w parzeniu herbaty. - przeprosiła momentalnie kobieta.
- N-nie... Jest pyszna! - odpowiedziała, również biorąc nieduży łyk.
- Cieszę się... Więc, Saya-chan, o co chciałaś zapytać moje córki?
- Cóż, widzi pani... Mój przyjaciel niedawno wrócił do Japonii i zaprosił mnie na weekend na Hokkaido. - skłamała. - Powiedział, że jeśli chcę, to mogę ze sobą zabrać przyjaciół... i pomyślałam, że może...
- ...Katase i Murayama będą chciały pojechać? - dokończyła pytanie za dziewczynę.
- T-tak.
- Cóż, nie mam nic przeciwko i wątpię, by dziewczyny odmówiły. - stwierdziła bez chwili namysłu. - Jednak będziesz musiała je zapytać, kiedy już wrócą.
- Wrócą?
- Tak. Widzisz... Mój mąż nadzoruje renowacje starych budowli, ale czasami zdarza mu się nie wrócić na noc. - powiedziała. - To nic niezwykłego, taka praca... ale rano Murayama i Katase poprosiły mnie , żebym zwolniła je z dzisiejszych lekcji.
- To trochę... dziwne.
- Cóż, może z perspektywy osoby z zewnątrz. - odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. - Murayama... sporo przeszła w życiu i pewna nadopiekuńczość oraz troska nie jest w jej przypadku niczym dziwnym. Poza tym to nie pierwszy raz, kiedy prosi mnie o zwolnienie z lekcji, by pojechać i zobaczyć się z ojcem.
- Rozumiem... Cóż, pani wybaczy, ale muszę się już zbierać. - przeprosiła, odstawiając pustą filiżankę. - Herbata była pyszna.
- Cieszę się. Odwiedź nas jeszcze kiedyś. - poprosiła, odwracając wózek i odprowadzając czarnowłosą do drzwi.
Dziewczyna szybko ubrała buty i otworzyła wyjście.
- Oczywiście. Do widzenia. I... jeśli mogę prosić, niech pani przekaże dziewczynom, że jeśli się zgodzą, to będę na nie czekać jutro na stacji. - odparła z niewielkim uśmiechem, wychodząc.
- No dobrze, Saya-chan. - rzuciła na pożegnanie, zamykając za nią drzwi.
Czerwonooka przeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się na ulicy i spojrzała na dom przyjaciółek, z delikatnym rumieńcem zdobiącym twarz.
- Chyba nigdy nie przywyknę do zdrobnień... - westchnęła ciężko, odwracając się i udając w sobie tylko znanym kierunku.
Przez kolejne minuty kroczyła powolnym krokiem przez uliczki Kuoh, co jakiś czas zmieniając kierunek chodu, zupełnie jakby krążyła bez celu pogrążona w rozmyśleniach. Słońce znajdowało się już tuż nad horyzontem, emitując żółto-pomarańczową poświatę.
Gdy zbliżała się do niewielkiego mostu nad jedną z głównych dróg miasta, z odrętwienia wyrwała ją rozmowa dwójki uczniów na owym moście.
- Proszę! Umówisz się ze mną? - czarnowłosa dziewczyna w czerwonym mundurku zapytała głośno brązowowłosego chłopaka, pochylając się lekko w błagalnym ukłonie.
Saya zatrzymała się pod niewielkim drzewem, przyglądając wyraźnie zakłopotanemu, choć jednocześnie uradowanemu chłopakowi. Rozpoznała w nim Hyoudou Isseia, jednego z Trójki Zboczeńców z Kuoh. Mimo początkowego szoku, jej twarz momentalnie przybrała wyraz skupienia, a wzrok padł na dziewczynę naprzeciwko zboczeńca.
- Upadła, co?
- Taa... - syknęła z niechęcią Kisaragi, lecz uczucie to zostało szybko zastąpione zaskoczeniem. - Zaraz...
Obok niej stała młoda dziewczyna, ubrana w pomarańczowe kimono z wzorami fal, lecz o bosych stopach. Jej brązowe włosy, spięte w okolicy bioder, niemal sięgały ziemi. Jej śnieżnobiałe oczy natomiast wpatrywały się w parę na moście.
- Hanabi...
- Yo, Saya-chan! - zawołała radośnie, odwracając się i machając do dziewczyny.
- Więc Naruto przysłał ciebie... - wywnioskowała. - Co sprowadza cię do mnie?
- Hmm... Zauważyłam z tego kierunku ciekawą aurę i chciałam po prostu sprawdzić, co to takiego... - odparła, spoglądając z pełną powagą na czarnowłosą dziewczynę na moście. - Nie spodziewałam się upadłej.
- Cóż, ostatnio kilkoro z nich pojawiło się na terenie miasta... choć nie sprawiali kłopotów. - zauważyła czerwonooka.
- Marne szanse, żeby tak zostało, biorąc pod uwagę nagromadzenie posiadaczy Sacred Gear... a zwłaszcza jego obecność. - odszepnęła kasztanowo włosa, przerzucając wzrok na rozmawiającego z upadłą anielicą ucznia. - Z początku wydawało mi się, że to najzwyklejszy Twice Critical, ale z takiej odległości... Boosted Gear?
- Tak. Choć wątpię, żeby ta Upadła to odkryła. Nawet ja miałam problem z dojściem do tego.
- Nic dziwnego. Jego poziom mocy jest tak niski, że osłabia nawet aurę emanowaną przez Sacred Gear. - zauważyła Hyuuga. - Nie będąc sensorem zauważenie tego jest niezwykle trudne.
- Nie musisz mi tego mówić, sama doskonale zdaję sobie z tego sprawę... - odpowiedziała młodszej, spoglądając ponownie na dwójkę uczniów. Dziewczyna pożegnała się z Isseiem i odeszła w swoją stronę, podczas gdy on ruszył biegiem w przeciwną. - Tak sobie tu dyskutujemy... ale czy ty czasem nie miałaś jak najszybciej odszukać tego zdziczałego diabła, Hanabi?
- Diablicy.
- Skąd ty niby...
- Już ją znalazłam. W międzyczasie zdążyłam nawet zjeść deser... - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic. - Nie miałam pojęcia, że są tu tak dobre cukiernie. Musimy kiedyś przejść się tu wszyscy, razem z Naruto.
- Znalazłaś ją i zamiast tam iść, to stoisz i ze mną dyskutujesz? - zauważyła, powracając do właściwego tematu.
- Cóż... we dwójkę pokonanie jej, utrzymanie przy życiu i przeniesienie do posiadłości powinno pójść znacznie szybciej i łatwiej, a co za tym idzie - dyskretniej, niż gdybym robiła to w pojedynkę, nie uważasz? - wysunęła tezę. - Poza tym, pierwotnie była to twoja misja, a że nie dałaś sobie z nią rady...
- Eh... Oszczędź mi tego wykładu. - westchnęła zrezygnowana czarnowłosa. - Niech ci będzie.
- Świetnie. Tylko... - szepnęła z radosnym uśmieszkiem, zaczynając nisko podskakiwać na palcach. - Nadążysz?
- Nie. - odparła beznamiętnie. - Nie mam w zwyczaju zwalniać podczas biegu.
- Świetnie... - stwierdziła figlarnie, wykonując nieco wyższy skok. - Promocja: Skoczek.
Całe jej ciało na krótki moment zalśniło delikatnym, błękitnym blaskiem, a w chwili, gdy ponownie dotknęła palcami ziemi, razem z Sayą wybiła się i ruszyła w przód z niesamowitą prędkością, wywołując silny podmuch wiatru.
Przez kilkanaście minut obie dziewczyny biegły uliczkami, co jakiś czas przeskakując również po dachach domów, aż w końcu zatrzymały się przed dużą, opuszczoną budowlą na obrzeżach miasta. W okolicy nie było praktycznie żadnych innych budynków
- To tutaj? - zapytała czarnowłosa, przyglądając się zrujnowanemu domostwu.
Brakowało drzwi, a większość okien została wybita lub nie było ich wcale. Tynk natomiast już dawno zaczął odpadać od popękanych ścian.
- Tak. - odpowiedziała krótko Hanabi.
Błękitna aura po raz kolejny na krótko otoczyła jej ciało, dezaktywując efekt Promocji.
- Czego możemy się spodziewać?
- Nie mam bladego pojęcia. - stwierdziła młodsza, wytężając wzrok. Dookoła jej oczu uwypukliły się liczne nerwy, schodząc nawet na obszar policzków. - Jak na zdziczałą jest całkiem kompetentna. Zasłoniła wnętrze budynku ledwo wyczuwalną barierą, nałożyła nań iluzję oraz stłumiła swoje moce magiczne. - podsumowała. - Z moimi oczami jestem co prawda w stanie przejrzeć przez barierę i jej magię, choć wszystko co widzę jest rozmazane.
- Rozumiem... Nie traćmy więc czasu. - zaczęła Saya, podchodząc do wejścia. - Ty to zrobisz czy ja?
- Pozwól że ja... - odszepnęła niepewnie Hyuuga, stając obok starszej przyjaciółki. - Jesteś za mało subtelna, Saya-chan.
Powiedziawszy to, brązowowłosa wystawiła prawą rękę i jakby dotknęła niewidzialnej ściany, jednocześnie wykonując lewą kilka znaków. Jej wyciągnięta dłoń momentalnie zaczęła emanować jasną aurą, która szybko utworzyła niewielkie załamanie pola ochronnego.
Obydwie dziewczyny pewnym krokiem wkroczyły do środka, zamykając za sobą utworzone przejście.
- Krew. Świeża. - zauważyła niechętnie Kisaragi, zasłaniając nos palcami dłoni. - I ludzka.
- I jest jej dużo... - dokończyła za przyjaciółkę, dostrzegając pokrywającą część podłogi i ścian posokę. Gdzieniegdzie ujrzeć można było również resztki wciąż świeżych, ludzkich szczątków.
Obie dziewczyny ruszyły w głąb pomieszczenia, które najwidoczniej służyło niegdyś jako miejsce spotkań, lub magazyn. Nagle Saya zatrzymała się, przyklęknęła i podniosła z ziemi zalaną krwią fotografię.
- Zdjęcie? - wyszeptała, przecierając je kciukiem.
Po chwili odbitka bezszelestnie wysunęła się z pomiędzy jej bezwładnych palców, ponownie lądując w szkarłatnej kałuży. Przedstawiała czteroosobową rodzinę - starszego siwego człowieka, kobietę na wózku oraz dwie nastolatki; jedną o krótkich różowych włosach, a drugą o długich brązowych, spiętych w kucyk. Saya z szeroko otwartymi oczami i niedowierzaniem wpatrywała się w zabarwiony przez krew obrazek.
- Ah... Nowy posiłek? - odezwała się nagle istota z wnętrza budowli.
Niemal na środku pomieszczenia, w ciemnościach, siedziała naga od pasa w górę młoda kobieta. Jednakże bardziej niż jej kształty uwagę przykuwała jej dolna, zmutowana część ciała, przypominająca mieszaninę ciała konia z łapami lwa. Powoli podniosła się, stając na wszystkich czterech łapach.
- Szkoda... Dopiero co przetrawiłam poprzednich, a jeszcze chciałam skosztować miękkiego mięska tych dziewczynek... - westchnęła złowrogo, jakby z nutką rozczarowania, spoglądając w dół.
Pod jedną z jej łap leżała zakrwawiona brązowowłosa, a naprzeciw, pod ścianą w pobliżu wejścia, w pozycji siedzącej znajdowała się druga dziewczyna, o różowych włosach, miejscami przebarwionych przez krew spływającą z jej czoła i głowy. Obydwie były nieprzytomne i blade jak sama śmierć.
- No nic... Na zimno będę lepsze na deser...
- TY KURWO!!! - ryknęła wściekle Saya, unosząc lewą rękę.
W pobliżu jej dłoni momentalnie pojawiły się krążące wokół siebie karmazynowe pierścienie, zapisane przedziwnym alfabetem runicznym. Dziewczyna gwałtownie wsunęła ramię w magiczną sferę, wyciągając z wnętrza katanę w karmazynowej pochwie, zapieczętowaną dodatkowo czymś, co przypominało rzędy zaciskających się na sobie zębów. Pierwszy rząd umiejscowiony był na skraju pochwy, drugi natomiast spełniał rolę tsuby. Czerwonooka bez chwili namysłu złapała prawą ręką za rękojeść, a zakleszczające się na sobie blokady katany jednocześnie się otworzyły. Nim jednak zdążyła wysunąć ostrze, stojąca do tej pory obok niej Hanabi szybkim skokiem skróciła dystans między sobą, a zdziczałą diablicą.
Demon bez chwili zastanowienia uniósł łapę, jeszcze przed chwilą przygniatającą nieprzytomną nastolatkę.
- A więc drugie danie zaczniemy od delikatnego, młodego mięska. - syknęła z satysfakcją zmutowana kobieta, wykonując duży zamach.
- H-Hanabi! - krzyknęła zaskoczona Saya.
Cios zdziczałej z impetem trafił brązowowłosą, wznosząc w powietrze niewielką chmurę pyłu.
- Huh? - westchnęła nagle, zaskoczona, czując pod łapą silny opór.
- Promocja: Wieża. - syknęła Hanabi, będąc przez krótką chwilę otoczona błękitną poświatą.
Lewym ramieniem powstrzymywała wciąż napierający szpon zdziczałej, a jej stopy wbiły się płytko w kamienne podłoże, tworząc liczne i duże pęknięcia. Gdy tylko przestała sunąć pod wpływem impetu uderzenia, lekko ugięła kolana i zebrawszy w otwartej, prawej dłoni dużą ilość energii magicznej, wymierzyła szybki cios w czarnowłosą bestię. Ta odruchowo zasłoniła twarz rękoma, lecz potężny podmuch wiatru, wywołany atakiem Hyuugi, okazał się wystarczająco silny, by posłać ją z krzykiem na tył sali.
- Saya!!! - ryknęła nagle nastolatka w stronę przyjaciółki.
Kisaragi momentalnie oprzytomniała i z całych sił zaciskając zęby w gniewie, zamknęła blokady trzymanego miecza. Następnie wystawiła do przodu prawą dłoń, w której zaczęły wirować liczne magiczne pieczęcie o karmazynowej barwie. Jej oczy momentalnie rozbłysły czerwonym blaskiem. Zaklęcie zaczęło powoli zwiększać swoją objętość, aż nagle, w momencie gdy otoczyło dziewczynę, pękło i rozsypało się po pomieszczeniu z głośnym trzaskiem tłuczonego szkła. Przykuło to uwagę zdziczałej diablicy.
- Próbuje zwiać z tymi dziewczynami? - wyszeptała, analizując zachowanie czerwonookiej. - Jakbym ci na to pozwoliła! - ryknęła, formując rękoma magiczny okrąg.
W stronę Sayi wystrzelił pocisk ciemnozielonej cieczy. Szybko jednak został zepchnięty ze swego kursu przez kolejny podmuch wiatru, lądując na ścianie, która momentalnie została wypalona. Białooka natychmiast wykonała delikatny obrót, przybierając pozycję bojową między przyjaciółką a przeciwniczką.
- Magia Toksyn i Kwasu... Czyli nasze przypuszczenia były dobre. - szepnęła, skupiając na sobie wzrok przeciwniczki.
- Ty mała... - warknęła, rozglądając się po pomieszczeniu. Czarnowłosa jak i dwie nieprzytomne nastolatki zniknęły. - Heh... Widzę, że twojej towarzyszce udało się zwiać. Poświęcić się, żeby inni mogli uciec... to szlachetny czyn. Będę więc miła i zaoferuję ci szybką śmierć! - ryknęła, szarżując na brązowowłosą.
Hanabi jedynie delikatnie się uśmiechnęła, po czym, wraz z kolejnym obrotem, wykonała cios. Fala wiatru uderzyła w czarnowłosą, powstrzymując jej natarcie.
- Magia Powietrza... Upierdliwe.
- Będziesz miła i zaoferujesz mi szybką śmierć? - zapytała zdziczałą. - Czyżby odezwały się jakieś stare wspomnienia... Viser-san?
- Skąd ty...? - zaczęła diablica, lecz nagły ucisk wokół szyi przerwał jej wypowiedź. - Gha... Co? Ghu.. Gha... Co do jasnej... - warknęła z trudem, szamotając się we wszystkie strony.
Dopiero po chwili zrozumiała, że na jej gardle zaciskają się kobiece ramię. Z szokiem wypisanym na twarzy odwróciła głowę, kątem oka dostrzegając krwistoczerwone oczy o pionowych źrenicach.
- Jak... ty...
- Hanabi! - krzyknęła Kisaragi, z jeszcze większą siłą zaciskając ręce wokół karku Viser.
Białooka momentalnie zebrała w dłoniach dużą ilość energii, pod wpływem której powietrze wokół nich zostało sprężone i przesycone magią do poziomu, w którym zadawało się zakrzywiać widoczny przez nie obraz. Bez chwili zastanowienia, szybko niczym podmuch huraganu doskoczyła do przeciwniczki i z całą siłą uderzyła dłonią w jej nagi brzuch.
- Gha... Aaa... - zdziczała jęknęła resztką sił.
Brak tlenu i atak brązowowłosej okazały się zbyt dużym wyzwaniem do przetrzymania. Jej oczy powoli zatoczyły się w tył głowy, a ciało bezwładnie osunęło na podłogę. Saya szybko zeskoczyła z grzbietu kobiety, lądując obok młodszej przyjaciółki.
- Koniec... - szepnęła brązowowłosa, klękając na chwilę przy nieprzytomnej przeciwniczce i sprawdzając palcami jej puls.
- A teraz się pospieszmy! - warknęła Kisaragi, unosząc prawą rękę i pstrykając palcami.
Cały obraz dookoła momentalnie rozpadł się z głośnym trzaskiem, niczym szkło, ujawniając dwie dziewczyny, wciąż znajdujące się w tych samych miejscach co wcześniej.
- Racja... - skinęła białooka, analizując rany dziewczyn. - Nie wiem czy przeżyją, jeśli oddamy je w ręce ludzkich lekarzy... Musi się nimi zająć Iona. - stwierdziła, wstając i spoglądając we wciąż jarzące się magią oczy towarzyszki. - Zajmiesz się teleportacją?
- Pewnie. - odparła, lecz jej oczy szybko powędrowały do ledwo trzymającego się pola ochronnego wokół pomieszczenia. - Bariera ledwo się trzyma... Użycie zaklęcia teleportującego dla pięciu osób mogłoby ją złamać, a ja wolałabym żeby Rias-san i Sona-san nie nabrały podejrzeń, że w mieście jest diabeł spoza ich parostw.
- Trzeba było nie przyzywać Totsuka no Tsurugi. - syknęła Hanabi. - Ale trudno... Co się stało to się nie odstanie. Zajmę się przepływem twojej magii. To powinno wystarczyć, by nie zniszczyć bariery do czasu, aż stąd znikniemy.
- Dzięki Hanabi. - odparła czarnowłosa, zamykając oczy w skupieniu.
Młodsza z nastolatek szybko przeszła za przyjaciółkę i położyła obie dłonie na jej plecach. Po chwili oczy Sayi ponownie rozbłysły karmazynowym światłem, a na podłodze pomieszczenia pojawiła się magiczna pieczęć, zapisana nieznanym alfabetem. Z jej krańców wyłoniło się kilka eterycznych pierścieni, zapisanych identycznym językiem, które zaczęły obracać się wokół centrum zaklęcia. Po krótkiej chwili wszystkie obecne w pomieszczeniu osoby znikły w błysku światła, a okręgi rozpadły się wraz z barierą, otaczającą wnętrze budowli.
Poranek, w tym samym czasie.
Północna Norwegia.
Północna Norwegia.
Przed schodami prowadzącymi do starej, ogromnej posiadłości, stojącej u podnóża góry nieopodal stromego klifu, pojawiła się magiczna, zielona pieczęć. Okrąg rozbłysł delikatnym światłem, z którego następnie wyłoniły się dwie osoby: dziewczyna i chłopak.
Dziewczyna miała może siedemnaście lat i była piękną blondynką, o długich opadających za plecy włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie białą kurtkę z drobnym futrem dookoła szyi, całkowicie zakrywającą ramiona i uda, oraz wysokie, skórzane buty z niewielkim obcasem, zapięte pasami o dolną krawędź kurtki.
Chłopak miał włosy tej samej barwy, choć były nieco krótsze i ciemniejsze, zupełnie jak jego oczy. Ubrany był natomiast w czarną dresową bluzę o pomarańczowych akcentach, ciemne spodnie i skórzane buty.
Dziewczyna miała może siedemnaście lat i była piękną blondynką, o długich opadających za plecy włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie białą kurtkę z drobnym futrem dookoła szyi, całkowicie zakrywającą ramiona i uda, oraz wysokie, skórzane buty z niewielkim obcasem, zapięte pasami o dolną krawędź kurtki.
Chłopak miał włosy tej samej barwy, choć były nieco krótsze i ciemniejsze, zupełnie jak jego oczy. Ubrany był natomiast w czarną dresową bluzę o pomarańczowych akcentach, ciemne spodnie i skórzane buty.
- Jestem ci wdzięczny, Yumi.
- Niepotrzebnie, Naruto-sama. - odpowiedziała z uśmiechem. - To mój
obowiązek jako twojej sługi. Poza tym... i tak planowałam się dziś tu
wybrać.
- Mimo wszystko dziękuję ci. - powtórzył, obracając się i ruszając w stronę ogromnych drzwi willi. - Zobaczymy się za jakąś... godzinę.
- Zrozumiałam. - odrzekła, kierując swe kroki w stronę leśnej gęstwiny.
Młody Phenex szybko wspiął się po kilku stopniach, stając przed ciemnymi drewnianymi wrotami. Bez chwili namysłu nacisnął znajdujący się przy framudze włącznik, a wewnątrz budowli rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Po upływie kilkudziesięciu sekund ciszy chłopak jedynie ciężko westchnął.
- Znowu zasnęła przy księgach? A może po prostu czyta, słuchając muzyki? - wysunął wniosek, spoglądając na drzwi. - No nic. To powinna przynajmniej poczuć.
Szepnąwszy to, uniósł zaciśniętą prawą pięść i zamachnął się znad głowy, uderzając w twarde drewno. Jednak ku jego zaskoczeniu, cios nie wywołał silnego wstrząsu, a jedynie z impetem rozchylił odrzwia. Jego dłoń powoli opadła.
- Były otwarte? - wyszeptał niepewnie, wkraczając do posiadłości.
Mimo iż nie szedł tymi korytarzami po raz pierwszy, zachowywał wyjątkowo wysoką czujność. Każde mijane drzwi lustrował wzrokiem, każdą odnogę korytarza mijał ze szczególną ostrożnością. Przez dłuższą chwilę przechadzał się po dworku, mijając najróżniejsze pokoje, aż w końcu stanął przed znacznie większymi drzwiami na końcu korytarza, na piętrze. Prowadziły one do biblioteki.
Bez namysłu pchnął je ze znaczną siłą, wkraczając do środka. Sala była ogromna: wysoka na dwa piętra i przestronna niczym niewielki magazyn. Na podłodze w centrum sali wyryty był ogromny magiczny okrąg, natomiast ściany po bokach przerobione zostały na wielkie regały, wypełnione księgami. Ścianę naprzeciw drzwi z kolei zastępowało ogromne okno, pod którym stało przestronne biurko, a przed nim kwadratowy stół i dwie kanapy.
Nagle oczy Naruto zwęziły się w szoku.
Na drewnianym blacie leżała młoda dziewczyna o długich białych włosach i bladej cerze. Jej ubrania: zwiewna koszulka i spodnie, mimo iż były czarnego koloru, to od krwi przebarwiły się głęboką czerwienią.
- Talvi! - krzyknął, rzucając się w kierunku nieprzytomnej dziewczyny.
- Radziłbym ci się zatrzymać, jeśli cenisz sobie jej życie. - ostrzegł nieznany Phenexowi głos.
Należał do zakapturzonego chłopaka, siedzącego za biurkiem i beztrosko przeglądającego jedną z ksiąg. Spod płacht materiału wystawały pasemka srebrnych włosów.
Naruto momentalnie przystanął, wbijając wzrok w intruza.
- Ktoś ty? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Byłem zaskoczony, kiedy dziewczyna znana jako "Absolutne Zero" dotrzymała mi kroku. - kontynuował niewzruszony. - A teraz jeszcze okazuje się że ta "nieudacznica" zawarła pakt z diabłem! Doprawdy, ona coraz bardziej mnie intryguje...
- Pytałem kim jesteś!? - powtórzył Phenex, kipiąc gniewem.
- A czy to ważne? - odpowiedział nonszalancko, podnosząc się z fotela i obchodząc biurko. - Te informacje i tak na nic ci się nie zdadzą...
- Przestań sobie pogrywać!
- Dobrze, dobrze... Pod taaakim naporem chyba muszę uchylić rąbek tajemnicy~! - stwierdził, uśmiechając się z politowaniem. - Widzisz... czarodziejka z którą zawarłeś pakt, Talvi Syvanmeren, jakiś czas temu poprosiła o udostępnienie kilku ksiąg z naszych zbiorów... - zaczął, przesuwając powoli dłonią po jej śnieżnobiałych włosach. - Ja po prostu przybyłem by wyegzekwować cenę za oddaną wiedzę. Nic osobistego. - dodał gdy jego ręka zaczęła przesuwać się po odsłoniętym ramieniu nastolatki.
- Nawet nie próbuj...
- Strasznie żeś nerwowy! - zauważył, wyraźnie rozbawionym. - Nie martw się, nic jej nie zrobię. Małpki nie są w moim typie. Przybyłem tylko po wyniki jej badań, jednak... jako że nie miała zamiaru oddać ich dobrowolnie, muszę zabrać ją ze sobą.
- I myślisz że tak po prostu pozwolę ci ją porwać? Po moim trupie! - warknął i zacisnąwszy pięści, ruszył biegiem stronę przeciwnika.
- Da się załatwić~! - odparł, unosząc prawą rękę.
W jego otwartej dłoni pojawił się magiczny, biały krąg. W tej samej chwili wyryta w podłodze posiadłości pieczęć zaczęła emanować ogromną ilością energii.
- To jest...
- Boom~!
- Cholera...!
Potężna eksplozja wstrząsnęła całą okolicą. Zachodnia część willi została rozerwana na strzępy przez istny tajfun płomieni, a fala uderzeniowa rozrzuciła fragmenty ścian i szyb na cztery strony świata. Po dłuższej chwili z powoli przygasającego inferna wyłonił się zakapturzony. W lewej dłoni dzierżył sferę magicznych okręgów, zawierającą zebrane książki i notatki, prawą natomiast trzymał za włosy wciąż nieprzytomną Talvi. Wyrastająca z okolic jego bioder para czarnych, diabelskich skrzydeł momentalnie uniosła go wysoko w powietrze.
- Hah... Ha, ha, ha~! No nie wierzę! Ta dziewczyna ciągle mnie zaskakuje! - ryknął rozbawiony, przyglądając się wnętrzu zdemolowanego pomieszczenia.
Wypełnione księgami regały po bokach pokoju przetrwały eksplozję. Niektóre książki były otwarte i unosiły przed półkami, a litery wcześniej formujące tekst zdawały się tworzyć coś na kształt prowizorycznego pola ochronnego wokół reszty zbioru.
- Żeby prowizoryczna bariera była w stanie przetrwać takie zaklęcie...
- Często ją wyśmiewano, nabijano się z jej badań... Talvi nie wyróżnia się w tłumie tych wszystkich "genialnych" czarodziei, jednak w teorii magicznej oraz improwizacji nie ma sobie równych.
- Co? - syknął głucho zszokowany chłopak, spoglądając we wciąż szalejące resztki inferna.
Płomienna burza zaczęła coraz szybciej tracić na sile, aż w końcu całkiem zagasła. W jej dawnym centrum znajdowała się sfera pięknego, błękitnego ognia, która po chwili rozstąpiła się, ujawniając nienaruszonego przez eksplozję Naruto. Jego płomienie skupiły się na plecach, tworząc parę olbrzymich, niebieskich skrzydeł.
- Nie spodziewałem się, że spróbujesz wzmocnić własne zaklęcie jej magicznym okręgiem... - zauważył, lustrując zakapturzonego wzrokiem. - Jesteś całkiem niezły.
- Ha, ha... Ha, ha, ha, ha, ha~! - srebrnowłosy roześmiał się szalenie. - A ja muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że to przeżyjesz. Do tego te błękitne płomienie... Wygląda na to, że nie jesteś pierwszym lepszym diabełkiem.
- Każdy jest na swój sposób wyjątkowy.
Uśmiech sprzed momentu natychmiast zniknął z twarzy zakapturzonego.
- Słowa przegranych, wypowiadane jedynie w celu wyzbycia się wrażenia bycia bezwartościowym. - stwierdził beznamiętnie, gestem dłoni unosząc wyżej sferę z zebranymi zapiskami. - Zapewne długo moglibyśmy dyskutować o naszych poglądach, ale wątpię, abyśmy doszli do konsensusu.
Zakończywszy dyskusję, zakapturzony wysunął dłoń do przodu, formując nią magiczną, białą pieczęć z symbolem podobnym do trójkąta w centrum.
- "Słowa przegranych", tak? - Naruto powtórzył szeptem słowa oponenta, by wypowiedzieć kolejne zdanie donośnym tonem. - Też tak uważasz, Yumi?
Towarzysząca wcześniej Phenexowi blondynka znikąd pojawiła się za plecami srebrnowłosego, dzierżąc w obu dłoniach ogromny europejski miecz, spowity strumieniami zielonego ognia. Ostrze mierzyło ponad dwa metry długości i trzydzieści centymetrów szerokości, a u jego podstawy zamontowany był podłużny kamień runiczny z trzema przedziwnymi symbolami.
Yumi błyskawicznie wykonała nim zamaszyste cięcie, jakby zupełnie nic nie ważył.
- Ty... - syknął zakapturzony, w ostatniej chwili zauważając niebieskooką.
Wiedząc, iż nie zdoła skontrować ataku, momentalnie wykonał obrót w stronę przeciwniczki, zasłaniając się własnymi skrzydłami, przez które popłynęła magiczna moc. Dziewczyna uderzyła w nie z całą siłą, a podążająca za ciosem fala płomieni od razu spowiła je i ich właściciela.
Pomimo ataku zakapturzony uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic, gwałtownie rozpostarł skrzydła, rozpraszając okrążający go ogień.
- I to wszystko? To ma być płomień? - zapytał z politowaniem.
Najpierw odpowiedział mu gest dziewczyny - wskazanie palcem w dół. A potem jej ciche słowa.
- Spadaj.
Nim srebrnowłosy mógł w jakikolwiek sposób zareagować, jego skrzydła, zupełnie jakby nagle zaczęły ważyć kilkaset kilo, pociągnęły go z impetem ku ziemi. W szoku wypuścił z ręki białowłosą czarodziejkę, co wykorzystała Yumi i szybkim manewrem przechwyciła dziewczynę, lądując obok swojego pana. Zakapturzony natomiast uderzył z dużą prędkością o glebę, wzniecając chmurę pyłu.
- Gha...! Co to... ma być? - jęknął z bólu, starając się podnieść.
- Naruto-sama. Proszę, wygaś swe płomienie. - powiedziała Yumi, kładąc nieprzytomną Syvanmeren u stóp Phenexa i spoglądając ku uziemionemu przeciwnikowi. - Ja uporam się z tym diabłem. Nie ma powodu, żebyś...
- Skoro był w stanie pokonać Talvi, to nie dasz sobie z nim rady. - Naruto odparł jej z powagą, ruszając ku dawnej szybie pokoju. - Osobiście się nim zajmę.
Zatrzymał się przy samej krawędzi, rozkładając szeroko ręce. Jego dłonie spowiły chmary błękitnych płomieni, wewnątrz których dostrzec można było miraż tajemnych symboli.
- Czyżby? - syknął srebrnowłosy, prawą dłonią formując przed sobą kilka magicznych okręgów, z których następnie wystrzeliły pociski energii.
Phenex zdawał się jednak w ogóle nie przejąć rzuconymi zaklęciami, niespiesznie zataczając okrąg obiema rękoma. Jakby od niechcenia zamachnął jedynie się swoimi skrzydłami, posyłając naprzeciw magicznej kanonadzie grad błękitnych płomieni, nikłych niczym iskry.
Energia zakapturzonego z łatwością przytłoczyła kontrę Naruto, szybko przebijając się w jego kierunku. Jednak z każdą sekundą jego zaklęcia zdawały się tracić na sile, którą z kolei zyskiwały błękitne płomienie, aż w końcu przerodziły się one z zaledwie drobnych płomyczków w ogromne kule ognia, które całkowicie pochłonęły resztki magii przeciwnika.
Widząc kłopoty w jakich się znalazł, chłopak zmarszczył brwi z niezadowolonym grymasie. Natychmiast zgromadził również dużą ilość magii w prawej dłoni i wykonał nią kilka zamachów, rozpraszając nadciągające inferno za pomocą podmuchów, przypominających ostrza wiatru.
- Mądrę posunięcie. - zauważył Naruto, szybko precyzując. - Użycie ataku pozbawionego magicznej energii.
- Teraz moja kolej. - stwierdził pewnie jego oponent, unosząc obie dłonie.
- Nie. To koniec.
Phenex zakończył swe przygotowania, a jego ręce opadły niemal bezwładnie na boki. Tuż przed nim unosił się teraz pierścień błękitnego ognia, równomiernie przyozdobiony nieznanymi symbolami i wciąż połączony ze swym twórcą dogasającymi płomieniami.
- Co ty...
Gdy tylko połączenie zostało zerwane, okrąg nagle zapadł się w siebie i zniknął, nie pozostawiając żadnego śladu. W tej samej chwili rozproszone pozostałości ognistych kul Naruto otoczyły zakapturzonego w nowym, ogromnym pierścieniu, który momentalnie wypełnił się błękitnym światłem.
- Przepadnij... Zniknij tam, gdzie spoczywa wszelkie życie. - wyszeptał gniewnie, niemal jak na pożegnanie. - Zatoń w głębinach oceanu!
- Ghaaaaaaa! - srebrnowłosy ryknął z niewiarygodnego bólu, zapadając się w zabójczy błękit. - Co... to... jest!?
Jego nogi i skrzydła zostały już pochłonięte przez niebieską aurę, wciąż jednak miał w nich czucie, przez co doznawał nieopisanej agonii. Tracąc z bólu równowagę, spróbował podeprzeć się lewą ręką, lecz ta podzieliła los dolnej części ciała, zapadając się w energii.
- Ja... Ja mam skończyć w taki sposób!? - warknął gniewnie, gromadząc energię w prawej dłoni. Niespodziewanie z jego pleców wyrosła druga para skrzydeł. - Niedoczekanie!!!
- Co do...!?
Naruto nie miał czasu na dłuższe oględziny, choć nie były mu one potrzebne. Błękitny okrąg eksplodował z niewiarygodną siłą, wywołując równie potężną falę uderzeniową i wzniecając chmurę pyłu i dymu. Po chwili wyfrunął z niej ranny, lecz wciąż żywy srebrnowłosy. Jego jasnoniebieskie oczy lustrowały Phenexa, lecz płonący z nich gniew był znikomy.
- Jak to możliwie!? Przecież coś takiego... - szepnęła kompletnie zaskoczona Yumi, zasłaniając palcami otwarte szeroko usta.
- Ta dziewczyna... odkryła to... choć dała radę ukryć ten fakt przed Kościołem, więc jestem pewien... że też wiesz... - wysyczał, ciężko dysząc. Jego prawa ręka trzymała miecz, uformowany z białego światła. - Boga nie ma już wśród nas... a to oznacza, że istoty takie jak ja... mają prawo bytu! - ryknął resztą sił, rozpościerając szeroko swoje skrzydła.
Miał teraz dwie ich pary - dolne, czarne jak smoła skrzydła diabła oraz górne, białe niczym śnieg skrzydła anioła.
- Pół-anioł, pół-diabeł? - wyszeptał z niedowierzaniem Naruto.
- Jak widać... też nie należę do... "zwyczajnych diabełków." - wydyszał, lecz w słowach tych pobrzmiewała duma. Jego wzrok wylądował na zakrwawionej i nieprzytomnej Talvi. - Odpuszczę sobie dziewczynę... lecz księgi i notatki zabieram... zgodnie z umową.
Oznajmiwszy swe zamiary, przywołał do siebie sferę z zapiskami i uformował pod stopami magiczny okrąg teleportujący.
- Talvi jest pod moją opieką! - oświadczył Phenex. - Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, to nie skończy się tylko na przypaleniu!
- Ha, ha, ha... Naruto, tak? - zapytał, nie oczekując jednak na odpowiedź. - Mam na imię Luvien i dziś przegrałem... dziewczyna należy więc do ciebie. Niestety, moja samolubna decyzja nie ma żadnego znaczenia... nie w przypadku odgórnych rozkazów. Prędzej czy później otrzymasz odpowiedź na dzisiejsze działania...
- Więc nie działasz sam... - wywnioskował, lustrując srebrnowłosego wzrokiem. - Kto w takim razie pociąga za sznurki? Komu służysz?
- Jesteśmy Illuminati. - oznajmił uroczyście, lecz bez jakichkolwiek emocji. - Służymy Maou, którzy stworzyli Zaświaty. Nie akceptujemy porażek.
Wraz z ostatnim słowami, będącymi ostrzeżeniem, Luvien zniknął w błysku teleportacji. W ruinach posiadłości zapanowała cisza, po krótkiej chwili zmącona przez ostry kaszel Phenexa.
- Khu, khu... Cholera... Khu, kha... - wysyczał, zasłaniając usta dłonią. - Przesadziłem... Kha, kha...
Wraz z kolejnym napadem kaszlu opadł na kolana, a spomiędzy jego palców wypłynęło nieco krwi.
- Naruto-sama! - zaniepokojona Yumi szybko zbliżyła się do swego pana.
- Nic mi nie jest! - uspokoił ją, unosząc prawą rękę.
Jego palce zapłonęły błękitnymi płomykami, a paroma ich ruchami utworzył niewielki okrąg. Był identyczny, co ten użyty przeciwko Luvienowi i tak jak on, natychmiast wypełnił się błękitną materią. Substancja wypłynęła z pierścienia, rozrzedzając się i przybierając formę płomieni, które to następnie zaczęły wnikać w skórę Phenexa. Z każdą chwilą zdawał się odzyskiwać siły, a po kilku sekundach zamknął okrąg i wstał, ruszając w kierunku nieprzytomnej Talvi.
- Z takimi obrażeniami nie ma żadnych szans na przeżycie... - stwierdził po bliższej inspekcji, biorąc białowłosą w ramiona. - Yumi! Zabierz nas do Iony! Natychmiast!
- Z-zrozumiałam! - odpowiedziała, zbierając w dłoniach energię magiczną.
Po chwili uformowała zaklęcie teleportujące i rozpostarła ręce. Zielonkawa pieczęć pojawiła się pod ich stopami, a wokół zaczęły obracać się magiczne pierścienie.
- Illuminati... - Naruto syknął przez zaciśnięte zęby, wzrokiem szybko lustrując posiadłość i analizując zniszczenia, dokonane przez zaklęcie zakapturzonego. - Wygląda na to, że nasz spokój znów dobiegł końca...
Naruto Kitsune - błagam... Jeśli piszesz "kiedy next" napisz wcześniej jakiś inny komentarz... Plosę? (maślane oczka)
Ecleette - z powodu trzech kropek pod koniec nie potrafię stwierdzić czy to pochwała czy ironia... Mimo wszystko - Arigatou!
OverLifess - faktycznie DxD będę musiał jeszcze raz przeczytać od początku, ale w Naruto nie ma lepszej encyklopedii ode mnie xP. I pragnę również zauważyć ze kilka szczegółów może się różnić od oryginału - taki urok mieszania uniwersów
3. Ta historia pojawia się również na fanfiction.net, wiec jakby co to tamta wersja nie jest wrzucana przez kogoś innego niż ja xD
No, to tyle. Napiszcie czy rozdział wam się podobał.
Sayo.
Młody Phenex szybko wspiął się po kilku stopniach, stając przed ciemnymi drewnianymi wrotami. Bez chwili namysłu nacisnął znajdujący się przy framudze włącznik, a wewnątrz budowli rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Po upływie kilkudziesięciu sekund ciszy chłopak jedynie ciężko westchnął.
- Znowu zasnęła przy księgach? A może po prostu czyta, słuchając muzyki? - wysunął wniosek, spoglądając na drzwi. - No nic. To powinna przynajmniej poczuć.
Szepnąwszy to, uniósł zaciśniętą prawą pięść i zamachnął się znad głowy, uderzając w twarde drewno. Jednak ku jego zaskoczeniu, cios nie wywołał silnego wstrząsu, a jedynie z impetem rozchylił odrzwia. Jego dłoń powoli opadła.
- Były otwarte? - wyszeptał niepewnie, wkraczając do posiadłości.
Mimo iż nie szedł tymi korytarzami po raz pierwszy, zachowywał wyjątkowo wysoką czujność. Każde mijane drzwi lustrował wzrokiem, każdą odnogę korytarza mijał ze szczególną ostrożnością. Przez dłuższą chwilę przechadzał się po dworku, mijając najróżniejsze pokoje, aż w końcu stanął przed znacznie większymi drzwiami na końcu korytarza, na piętrze. Prowadziły one do biblioteki.
Bez namysłu pchnął je ze znaczną siłą, wkraczając do środka. Sala była ogromna: wysoka na dwa piętra i przestronna niczym niewielki magazyn. Na podłodze w centrum sali wyryty był ogromny magiczny okrąg, natomiast ściany po bokach przerobione zostały na wielkie regały, wypełnione księgami. Ścianę naprzeciw drzwi z kolei zastępowało ogromne okno, pod którym stało przestronne biurko, a przed nim kwadratowy stół i dwie kanapy.
Nagle oczy Naruto zwęziły się w szoku.
Na drewnianym blacie leżała młoda dziewczyna o długich białych włosach i bladej cerze. Jej ubrania: zwiewna koszulka i spodnie, mimo iż były czarnego koloru, to od krwi przebarwiły się głęboką czerwienią.
- Talvi! - krzyknął, rzucając się w kierunku nieprzytomnej dziewczyny.
- Radziłbym ci się zatrzymać, jeśli cenisz sobie jej życie. - ostrzegł nieznany Phenexowi głos.
Należał do zakapturzonego chłopaka, siedzącego za biurkiem i beztrosko przeglądającego jedną z ksiąg. Spod płacht materiału wystawały pasemka srebrnych włosów.
Naruto momentalnie przystanął, wbijając wzrok w intruza.
- Ktoś ty? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Byłem zaskoczony, kiedy dziewczyna znana jako "Absolutne Zero" dotrzymała mi kroku. - kontynuował niewzruszony. - A teraz jeszcze okazuje się że ta "nieudacznica" zawarła pakt z diabłem! Doprawdy, ona coraz bardziej mnie intryguje...
- Pytałem kim jesteś!? - powtórzył Phenex, kipiąc gniewem.
- A czy to ważne? - odpowiedział nonszalancko, podnosząc się z fotela i obchodząc biurko. - Te informacje i tak na nic ci się nie zdadzą...
- Przestań sobie pogrywać!
- Dobrze, dobrze... Pod taaakim naporem chyba muszę uchylić rąbek tajemnicy~! - stwierdził, uśmiechając się z politowaniem. - Widzisz... czarodziejka z którą zawarłeś pakt, Talvi Syvanmeren, jakiś czas temu poprosiła o udostępnienie kilku ksiąg z naszych zbiorów... - zaczął, przesuwając powoli dłonią po jej śnieżnobiałych włosach. - Ja po prostu przybyłem by wyegzekwować cenę za oddaną wiedzę. Nic osobistego. - dodał gdy jego ręka zaczęła przesuwać się po odsłoniętym ramieniu nastolatki.
- Nawet nie próbuj...
- Strasznie żeś nerwowy! - zauważył, wyraźnie rozbawionym. - Nie martw się, nic jej nie zrobię. Małpki nie są w moim typie. Przybyłem tylko po wyniki jej badań, jednak... jako że nie miała zamiaru oddać ich dobrowolnie, muszę zabrać ją ze sobą.
- I myślisz że tak po prostu pozwolę ci ją porwać? Po moim trupie! - warknął i zacisnąwszy pięści, ruszył biegiem stronę przeciwnika.
- Da się załatwić~! - odparł, unosząc prawą rękę.
W jego otwartej dłoni pojawił się magiczny, biały krąg. W tej samej chwili wyryta w podłodze posiadłości pieczęć zaczęła emanować ogromną ilością energii.
- To jest...
- Boom~!
- Cholera...!
Potężna eksplozja wstrząsnęła całą okolicą. Zachodnia część willi została rozerwana na strzępy przez istny tajfun płomieni, a fala uderzeniowa rozrzuciła fragmenty ścian i szyb na cztery strony świata. Po dłuższej chwili z powoli przygasającego inferna wyłonił się zakapturzony. W lewej dłoni dzierżył sferę magicznych okręgów, zawierającą zebrane książki i notatki, prawą natomiast trzymał za włosy wciąż nieprzytomną Talvi. Wyrastająca z okolic jego bioder para czarnych, diabelskich skrzydeł momentalnie uniosła go wysoko w powietrze.
- Hah... Ha, ha, ha~! No nie wierzę! Ta dziewczyna ciągle mnie zaskakuje! - ryknął rozbawiony, przyglądając się wnętrzu zdemolowanego pomieszczenia.
Wypełnione księgami regały po bokach pokoju przetrwały eksplozję. Niektóre książki były otwarte i unosiły przed półkami, a litery wcześniej formujące tekst zdawały się tworzyć coś na kształt prowizorycznego pola ochronnego wokół reszty zbioru.
- Żeby prowizoryczna bariera była w stanie przetrwać takie zaklęcie...
- Często ją wyśmiewano, nabijano się z jej badań... Talvi nie wyróżnia się w tłumie tych wszystkich "genialnych" czarodziei, jednak w teorii magicznej oraz improwizacji nie ma sobie równych.
- Co? - syknął głucho zszokowany chłopak, spoglądając we wciąż szalejące resztki inferna.
Płomienna burza zaczęła coraz szybciej tracić na sile, aż w końcu całkiem zagasła. W jej dawnym centrum znajdowała się sfera pięknego, błękitnego ognia, która po chwili rozstąpiła się, ujawniając nienaruszonego przez eksplozję Naruto. Jego płomienie skupiły się na plecach, tworząc parę olbrzymich, niebieskich skrzydeł.
- Nie spodziewałem się, że spróbujesz wzmocnić własne zaklęcie jej magicznym okręgiem... - zauważył, lustrując zakapturzonego wzrokiem. - Jesteś całkiem niezły.
- Ha, ha... Ha, ha, ha, ha, ha~! - srebrnowłosy roześmiał się szalenie. - A ja muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że to przeżyjesz. Do tego te błękitne płomienie... Wygląda na to, że nie jesteś pierwszym lepszym diabełkiem.
- Każdy jest na swój sposób wyjątkowy.
Uśmiech sprzed momentu natychmiast zniknął z twarzy zakapturzonego.
- Słowa przegranych, wypowiadane jedynie w celu wyzbycia się wrażenia bycia bezwartościowym. - stwierdził beznamiętnie, gestem dłoni unosząc wyżej sferę z zebranymi zapiskami. - Zapewne długo moglibyśmy dyskutować o naszych poglądach, ale wątpię, abyśmy doszli do konsensusu.
Zakończywszy dyskusję, zakapturzony wysunął dłoń do przodu, formując nią magiczną, białą pieczęć z symbolem podobnym do trójkąta w centrum.
- "Słowa przegranych", tak? - Naruto powtórzył szeptem słowa oponenta, by wypowiedzieć kolejne zdanie donośnym tonem. - Też tak uważasz, Yumi?
Towarzysząca wcześniej Phenexowi blondynka znikąd pojawiła się za plecami srebrnowłosego, dzierżąc w obu dłoniach ogromny europejski miecz, spowity strumieniami zielonego ognia. Ostrze mierzyło ponad dwa metry długości i trzydzieści centymetrów szerokości, a u jego podstawy zamontowany był podłużny kamień runiczny z trzema przedziwnymi symbolami.
Yumi błyskawicznie wykonała nim zamaszyste cięcie, jakby zupełnie nic nie ważył.
- Ty... - syknął zakapturzony, w ostatniej chwili zauważając niebieskooką.
Wiedząc, iż nie zdoła skontrować ataku, momentalnie wykonał obrót w stronę przeciwniczki, zasłaniając się własnymi skrzydłami, przez które popłynęła magiczna moc. Dziewczyna uderzyła w nie z całą siłą, a podążająca za ciosem fala płomieni od razu spowiła je i ich właściciela.
Pomimo ataku zakapturzony uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic, gwałtownie rozpostarł skrzydła, rozpraszając okrążający go ogień.
- I to wszystko? To ma być płomień? - zapytał z politowaniem.
Najpierw odpowiedział mu gest dziewczyny - wskazanie palcem w dół. A potem jej ciche słowa.
- Spadaj.
Nim srebrnowłosy mógł w jakikolwiek sposób zareagować, jego skrzydła, zupełnie jakby nagle zaczęły ważyć kilkaset kilo, pociągnęły go z impetem ku ziemi. W szoku wypuścił z ręki białowłosą czarodziejkę, co wykorzystała Yumi i szybkim manewrem przechwyciła dziewczynę, lądując obok swojego pana. Zakapturzony natomiast uderzył z dużą prędkością o glebę, wzniecając chmurę pyłu.
- Gha...! Co to... ma być? - jęknął z bólu, starając się podnieść.
- Naruto-sama. Proszę, wygaś swe płomienie. - powiedziała Yumi, kładąc nieprzytomną Syvanmeren u stóp Phenexa i spoglądając ku uziemionemu przeciwnikowi. - Ja uporam się z tym diabłem. Nie ma powodu, żebyś...
- Skoro był w stanie pokonać Talvi, to nie dasz sobie z nim rady. - Naruto odparł jej z powagą, ruszając ku dawnej szybie pokoju. - Osobiście się nim zajmę.
Zatrzymał się przy samej krawędzi, rozkładając szeroko ręce. Jego dłonie spowiły chmary błękitnych płomieni, wewnątrz których dostrzec można było miraż tajemnych symboli.
- Czyżby? - syknął srebrnowłosy, prawą dłonią formując przed sobą kilka magicznych okręgów, z których następnie wystrzeliły pociski energii.
Phenex zdawał się jednak w ogóle nie przejąć rzuconymi zaklęciami, niespiesznie zataczając okrąg obiema rękoma. Jakby od niechcenia zamachnął jedynie się swoimi skrzydłami, posyłając naprzeciw magicznej kanonadzie grad błękitnych płomieni, nikłych niczym iskry.
Energia zakapturzonego z łatwością przytłoczyła kontrę Naruto, szybko przebijając się w jego kierunku. Jednak z każdą sekundą jego zaklęcia zdawały się tracić na sile, którą z kolei zyskiwały błękitne płomienie, aż w końcu przerodziły się one z zaledwie drobnych płomyczków w ogromne kule ognia, które całkowicie pochłonęły resztki magii przeciwnika.
Widząc kłopoty w jakich się znalazł, chłopak zmarszczył brwi z niezadowolonym grymasie. Natychmiast zgromadził również dużą ilość magii w prawej dłoni i wykonał nią kilka zamachów, rozpraszając nadciągające inferno za pomocą podmuchów, przypominających ostrza wiatru.
- Mądrę posunięcie. - zauważył Naruto, szybko precyzując. - Użycie ataku pozbawionego magicznej energii.
- Teraz moja kolej. - stwierdził pewnie jego oponent, unosząc obie dłonie.
- Nie. To koniec.
Phenex zakończył swe przygotowania, a jego ręce opadły niemal bezwładnie na boki. Tuż przed nim unosił się teraz pierścień błękitnego ognia, równomiernie przyozdobiony nieznanymi symbolami i wciąż połączony ze swym twórcą dogasającymi płomieniami.
- Co ty...
Gdy tylko połączenie zostało zerwane, okrąg nagle zapadł się w siebie i zniknął, nie pozostawiając żadnego śladu. W tej samej chwili rozproszone pozostałości ognistych kul Naruto otoczyły zakapturzonego w nowym, ogromnym pierścieniu, który momentalnie wypełnił się błękitnym światłem.
- Przepadnij... Zniknij tam, gdzie spoczywa wszelkie życie. - wyszeptał gniewnie, niemal jak na pożegnanie. - Zatoń w głębinach oceanu!
- Ghaaaaaaa! - srebrnowłosy ryknął z niewiarygodnego bólu, zapadając się w zabójczy błękit. - Co... to... jest!?
Jego nogi i skrzydła zostały już pochłonięte przez niebieską aurę, wciąż jednak miał w nich czucie, przez co doznawał nieopisanej agonii. Tracąc z bólu równowagę, spróbował podeprzeć się lewą ręką, lecz ta podzieliła los dolnej części ciała, zapadając się w energii.
- Ja... Ja mam skończyć w taki sposób!? - warknął gniewnie, gromadząc energię w prawej dłoni. Niespodziewanie z jego pleców wyrosła druga para skrzydeł. - Niedoczekanie!!!
- Co do...!?
Naruto nie miał czasu na dłuższe oględziny, choć nie były mu one potrzebne. Błękitny okrąg eksplodował z niewiarygodną siłą, wywołując równie potężną falę uderzeniową i wzniecając chmurę pyłu i dymu. Po chwili wyfrunął z niej ranny, lecz wciąż żywy srebrnowłosy. Jego jasnoniebieskie oczy lustrowały Phenexa, lecz płonący z nich gniew był znikomy.
- Jak to możliwie!? Przecież coś takiego... - szepnęła kompletnie zaskoczona Yumi, zasłaniając palcami otwarte szeroko usta.
- Ta dziewczyna... odkryła to... choć dała radę ukryć ten fakt przed Kościołem, więc jestem pewien... że też wiesz... - wysyczał, ciężko dysząc. Jego prawa ręka trzymała miecz, uformowany z białego światła. - Boga nie ma już wśród nas... a to oznacza, że istoty takie jak ja... mają prawo bytu! - ryknął resztą sił, rozpościerając szeroko swoje skrzydła.
Miał teraz dwie ich pary - dolne, czarne jak smoła skrzydła diabła oraz górne, białe niczym śnieg skrzydła anioła.
- Pół-anioł, pół-diabeł? - wyszeptał z niedowierzaniem Naruto.
- Jak widać... też nie należę do... "zwyczajnych diabełków." - wydyszał, lecz w słowach tych pobrzmiewała duma. Jego wzrok wylądował na zakrwawionej i nieprzytomnej Talvi. - Odpuszczę sobie dziewczynę... lecz księgi i notatki zabieram... zgodnie z umową.
Oznajmiwszy swe zamiary, przywołał do siebie sferę z zapiskami i uformował pod stopami magiczny okrąg teleportujący.
- Talvi jest pod moją opieką! - oświadczył Phenex. - Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, to nie skończy się tylko na przypaleniu!
- Ha, ha, ha... Naruto, tak? - zapytał, nie oczekując jednak na odpowiedź. - Mam na imię Luvien i dziś przegrałem... dziewczyna należy więc do ciebie. Niestety, moja samolubna decyzja nie ma żadnego znaczenia... nie w przypadku odgórnych rozkazów. Prędzej czy później otrzymasz odpowiedź na dzisiejsze działania...
- Więc nie działasz sam... - wywnioskował, lustrując srebrnowłosego wzrokiem. - Kto w takim razie pociąga za sznurki? Komu służysz?
- Jesteśmy Illuminati. - oznajmił uroczyście, lecz bez jakichkolwiek emocji. - Służymy Maou, którzy stworzyli Zaświaty. Nie akceptujemy porażek.
Wraz z ostatnim słowami, będącymi ostrzeżeniem, Luvien zniknął w błysku teleportacji. W ruinach posiadłości zapanowała cisza, po krótkiej chwili zmącona przez ostry kaszel Phenexa.
- Khu, khu... Cholera... Khu, kha... - wysyczał, zasłaniając usta dłonią. - Przesadziłem... Kha, kha...
Wraz z kolejnym napadem kaszlu opadł na kolana, a spomiędzy jego palców wypłynęło nieco krwi.
- Naruto-sama! - zaniepokojona Yumi szybko zbliżyła się do swego pana.
- Nic mi nie jest! - uspokoił ją, unosząc prawą rękę.
Jego palce zapłonęły błękitnymi płomykami, a paroma ich ruchami utworzył niewielki okrąg. Był identyczny, co ten użyty przeciwko Luvienowi i tak jak on, natychmiast wypełnił się błękitną materią. Substancja wypłynęła z pierścienia, rozrzedzając się i przybierając formę płomieni, które to następnie zaczęły wnikać w skórę Phenexa. Z każdą chwilą zdawał się odzyskiwać siły, a po kilku sekundach zamknął okrąg i wstał, ruszając w kierunku nieprzytomnej Talvi.
- Z takimi obrażeniami nie ma żadnych szans na przeżycie... - stwierdził po bliższej inspekcji, biorąc białowłosą w ramiona. - Yumi! Zabierz nas do Iony! Natychmiast!
- Z-zrozumiałam! - odpowiedziała, zbierając w dłoniach energię magiczną.
Po chwili uformowała zaklęcie teleportujące i rozpostarła ręce. Zielonkawa pieczęć pojawiła się pod ich stopami, a wokół zaczęły obracać się magiczne pierścienie.
- Illuminati... - Naruto syknął przez zaciśnięte zęby, wzrokiem szybko lustrując posiadłość i analizując zniszczenia, dokonane przez zaklęcie zakapturzonego. - Wygląda na to, że nasz spokój znów dobiegł końca...
*********
Tak więc oto nowy rozdział! Poznaliśmy kolejną dwójkę z parostwa
Naruto - Hanabi i Yumi, więcej informacji o nich znajdziecie w zakładce
"Parostwo Naruto". Pojawiła się także wzmianka o Ionie. Liczę że
rozdział się podobał!
A i jeśli nikt się jeszcze nie zorientował - Saya to jedyna postać pochodząca z innego anime niż Naruto i DxD, a niebędąca OC - pochodzi ona z anime Blood C.
To teraz kilka informacji:
A i jeśli nikt się jeszcze nie zorientował - Saya to jedyna postać pochodząca z innego anime niż Naruto i DxD, a niebędąca OC - pochodzi ona z anime Blood C.
To teraz kilka informacji:
1. Aktualizowanie historii - są dwie wersje kolejności aktualizowania. Wyglądają tak:
a) Naruto Phenex x2, Naruto Rikudou x1...
b) Naruto Phenex x1, Naruto Rikudou x1...
c) pieprzyć harmonogram! Będę pisał i wrzucał to na co aktualnie mam wenę.
c) pieprzyć harmonogram! Będę pisał i wrzucał to na co aktualnie mam wenę.
Jak to jeszcze będzie zobaczymy...
2. Odpowiedzi na komentyyyyyy:
Exodus - dzięki za wiarę w ludzi - demotywuj mnie dalej ;_;Naruto Kitsune - błagam... Jeśli piszesz "kiedy next" napisz wcześniej jakiś inny komentarz... Plosę? (maślane oczka)
Ecleette - z powodu trzech kropek pod koniec nie potrafię stwierdzić czy to pochwała czy ironia... Mimo wszystko - Arigatou!
OverLifess - faktycznie DxD będę musiał jeszcze raz przeczytać od początku, ale w Naruto nie ma lepszej encyklopedii ode mnie xP. I pragnę również zauważyć ze kilka szczegółów może się różnić od oryginału - taki urok mieszania uniwersów
3. Ta historia pojawia się również na fanfiction.net, wiec jakby co to tamta wersja nie jest wrzucana przez kogoś innego niż ja xD
No, to tyle. Napiszcie czy rozdział wam się podobał.
Sayo.